Rozdział 6

24 2 0
                                    

Wracałam ciemną ulicą. Jedynym oświetleniem były gwiazdy. Mój tata je kochał. Tuż przed jego i mamy śmiercią często wychodziliśmy na ogródek obserwować gwiazdozbiory. Też bardzo lubiłam spędzać z nim czas w ten sposób. Z czasem pokochałam je tak samo jak on.
Gdy wróciłam do domu, ciocia była zdenerwowana.
-Dziecko! Gdzieś ty była! Martwiłam się!
-Nic się nie stało, byłam z przyjaciółmi...-nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Zdenerwowała by się jeszcze bardziej.- byliśmy w kawiarni. Przeliczyłam się z czasem, przepraszam...
- Oh, choć tu...- przytula mnie- ważne, że tobie się nic nie stało...
Poszłam do pokoju. Nic dziś prawie nie jadłam. Nie mam apetytu. Wzięłam słuchawki i założyłam je na uszy. Włączyłam muzykę. Zawsze gdy jej słucham, czuję, że przenoszę się w inny świat lub rzeczywistość. Czuję, że jestem sobą. Gdy piosenka się kończy, czuję pustkę i nicość. Mimo, że kocham muzykę nie zdecydowałam się na technikum tylko na liceum. Na szczęście później pójdę na studia muzyczne.
Stało się. Piosenka się skończyła i wracam do rzeczywistości. Chce mi się płakać, że to wszystko to tylko fikcja i moje wyobrażenia.

Pora spać....
Mówi mi mój mózg.
Jestem zmęczony myśleniem...o bardzo ważnych rzeczach...
Nie wolno mnie lekceważyć...

Tak też zrobiłam. Zasnęłam myśląc o tym czym jest życie, co jest w nim najważniejsze, co się liczy, co jest wartościowe, co to jest szczęście, czym jest miłość...

Obudziłam się o 5.00, dziś lekcje zaczynałam o 10.00 więc mogłam się wyspać. Nic z tego. Nie możesz zasnąć. Wszyscy znają ten ból życiowy. Włączyłam telefon. Dwie nowe wiadomości.

Levi:
Mogę pojechać, ale nie powiedziałem rodzicom gdzie. Jak się dowiedzą powiem, że to twoja sprawka. :)

Otwieram kolejny.

Gaja:
Znowu to samo. Mój pies wymiotuje po kontach. O nie! Teraz nie w kontach tylko na buty! Ratunku!

Uśmiechnęłam i zwlekłam się z łóżka. Nareszcie. Gdy zeszłam do kuchni cioci już nie było. Poszła do pracy. Musiała godzić się na wszystkie zmiany, nawet kiedy musiała przyjść o 3.00 nad ranem. Jakoś musieliśmy mieć pieniądze. Myślałam nad podjęciu się jakiejś pracy, na przykład jako kelnerka czy coś w tym stylu.
Ale niestety, musiałam myśleć o szkole...
Zrobiłam sobie na śniadanie tosty i usiadłam tym razem na kanapę. Włączyłam telewizor. Nuda. Po co oni to reklamują? Dlaczego ten pan właśnie próbuje zastawić młotek? To jest normalne?
Jednym słowem telewizja jest dziwna.
Po śniadaniu poszłam umyć twarz. Woda była zimna. Rzadko była ciepła.
Dochodziła godzina 6.00, a ja już się ogarnęłam. Nie wiem co mam teraz robić. Projekt na dziś mam zrobiony. Mam nadzieję, że nie będziemy czytać go na głos mimo, że nie napisalam nic o rodzicach. A może by tak się przejść? Pomyślałam. Jest ładna pogoda.
Ubrałam kurtkę i buty. Słońce grzało mnie w twarz gdy tylko ją podnosiłam ku niebu. Burczy mi w brzuchu. Postanowiłam, że pójdę do sklepu, który był za rogiem. Nikt tam raczej nie chodził. Był to mały osiedlowy sklepik. Wszyscy woleli nowoczesne galerie, w których znajdowały się tego typu sklepy. Ja wręcz przeciwnie. Gdy tylko do niego weszłam, zmieniłam zdanie. Przy kasie stała dziewczyna, która wyglądała na trochę starszą ode mnie. Miała zielone włosy i kolczyk w nosie. Nie lubię tego typu rzeczy, ale rozumiem, że innym się podoba.
Wzięłam w rękę drożdżówkę i papierową torbę. Poszłam do kasy.
- Trzy pięćdziesiąt.
- Ale tam pisze, że kosztuje złoty dwadzieścia.
-Przykro mi. Teraz kosztuje więcej.- przedrzeźnia mnie.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Płacisz albo odkładasz.
Nie miałam wyjścia. Byłam strasznie głodna. Nie przyjemna jest ta dziewczyna. No ale cóż. Wolałam pójść pięć minut niż trzydzieści do miasta. Usiadłam na ławce by zjeść. Pycha. Tego mi było trzeba. Obok mnie przechodzi starszy, chyba bezdomny mężczyzna. Można się domyślić po co poszedł do sklepu. Zgadłam. Odjechał swoim starym rowerem. Znowu pogoda zaczęła się psuć więc postanowiłam wrócić do domu. Jak ja nie chce iść do szkoły.
Znowu usiadłam na kanapie.
Może dziś nie pójdę do szkoły? Nie...jak napiszę do cioci to mi nie uwierzy. Nie umiem kłamać nawet pisząc, ale chce mieć ten projekt za sobą. Chwilę odpocznę i pójdę kupić bilety. Dobrze, że zbieram pieniądze na ostatnią chwilę. Znowu włączyłam telewizję, ale tym razem zaciekawił mnie temat wiadomości.
-Witamy w dzisiejszych wiadomościach! W okolicach Krakowa, odbył się atak terrorystyczny na jeden z banków. Policja złapała wszystkich, lecz nie chcą powiedzieć gdzie znajduje się ich szef. Bandyci nie są Polakami, co najbardziej wszystkich dziwi. Policja podejrzewa, że to światowa banda, których poszukuję francuska, włoska, hiszpańska, rosyjska i turecka policja.
Bandyci mogą zaatakować każdy z budynków więc prosimy o schowaniu się w domach aż do końca okresu niebezpieczeństwa. Teraz pora na pogodę.

Jeśli dobrze pamiętam to Kraków również znajduje się w Polsce. Trochę się boję tam jechać. Gdy jest ogłoszony okres niebezpieczeństwa, to znaczy, że naprawdę jest źle. Mimo tego się nie poddam. Przypomniało mi się coś ważnego. Zapomniałam wyjąć z kieszeni dżinsów fotografię taty. O nie! Mam nadzieję, że ciocia ich nie wyprała! Biegnę ile sił w nogach. Wchodzę szybko do łazienki i kopie w koszu na pranie. Jest! Wyjmuję zdjęcie. Odwracam je. Zamarłam.
Na odwrocie zdjęcia widnieje napis.
      
                    Ul. Strzyżewska 5/9

Nowy trop. Wszystko składa się w jedną całość. To adres T.C. Mama najwyraźniej chce żebym tam pojechała. Obiecuję mamo, że to zrobię. Ale dlaczego nie zostawiasz mi innych wskazówek? Wiesz kto was skrzywdził? Wiesz może dlaczego? Wiedziałaś, że to Cię czeka? A może kazałaś mi zostać z Markiem bo wiedziałaś, że coś się wydarzy i chciałaś mnie chronić?

Godzina 8.00, a ja jadę na dworzec. Robi się powoli zimno. Mój rower ledwo co stoi i się nie rozpada. Wiatr wieje, a moje włosy tańczą w wietrze.
Dojeżdżam na dworzec u wchodzę do budynku. Nikogo nie ma więc podchodzę do Pana w okienku.
- Dzień dobry. Ja bym chciała 3 bilety do Sandomierza. W poniedziałek.
-Legitymacje  proszę. -mruczy pod nosem. Daje mu wszystkie dokumenty.
-Proszę.- podaje mu pieniądze.
Wychodzę. Drzwi są ciężkie i żelazne więc trudno mi je zamknąć, a jeszcze trudniej otworzyć. Patrzę na zegarek. 8.45. Wracam do domu. Zostało mi jeszcze dużo czasu do lekcji. Nie wiem co mam jeszcze robić, żeby zabić czas. Wystarczy mi tylko siedzieć i oczekiwać 10.00.

                             

Życie pełne kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz