Oddany Ci L.

288 18 2
                                    


Rozdział 19

Oddany Ci L.


Sala pustoszała powoli, falami. Wkrótce tańczących par było tak nie wiele, że wyglądały jak samotne wyspy oblewane wodami oceanu. Jakby to nie one się ruszały, a wszystko wokół. Eden nie miała nawet chwili na to by je obserwować, jak tego przez chwilę chciała. Lian zabawiał ją jakby była jego gościem honorowy. Ostatnimi czasy był taki przygnębiony, strach który namalował na jej twarzy ostatnim razem, pozostał mu przed oczami na długo i gnębił go. Wciąż przekonany był o swojej racji, jednak żal mu było, że wydarzenia musiały się potoczyć w ten sposób. A teraz miał ją przed sobą, z tymi iskrzącymi się oczami, zabawnymi pytaniami i nieśmiałym uśmiechem. Nie do końca świadom swojej motywacji pragnął jakoś jej dogodzić, zaczarować wspólnie spędzony czas, sprawić jej przyjemność. Toteż tańczył z nią, w rytm elfickich trąb, opowiadał anegdoty i podawał w dłonie coraz to nowe ciastka i praliny. A im bardziej się radowała i ośmielała tym jego starania się potęgowały. Lian miał w sobie wiele uroku, zwykle bezwiednie, tego wieczoru odkrywał jak bardzo potrafił być czarujący gdy tego bardzo chciał. Czuł się dziecinnie dumny z nowo poznanej umiejętności, każdy spontanicznie wyrwany z piersi śmiech Eden był dla niego pochwałą i nagrodą.

Dopiero późną nocą, zauważył z rozczarowaniem, że jego roześmiana towarzyszka zaczyna ukradkiem ziewać, a jej oczy robią się coraz bardziej zmęczone. Była tylko człowiekiem i nawet wieczór pełen wytwornych atrakcji i dobrego jedzenia, nie mógł trwać dla niej wiecznie.

— Będę się bardzo nudził, gdy odjedziesz.

Lian spoglądał na nią z pod długich i jasnych rzęs i wydawał się robić na nowo przygnębiony.

— Tak się cieszę, że za niespełna trzydzieści dni będziesz już dorosła, i będę mógł zaprosić cię do stolicy, jako mego gościa — dokończył z nieodgadnionym wyrazem twarzy. — Nic nie stanie nam wtedy na przeszkodzie. Będziemy rozmawiać całymi dniami, mam ci tyle do pokazania Eden, będziesz zachwycona.

Och, z pewnością. Pomyślała Eden gorzko.

— Nigdy nie podróżowałam bez cioci lub ojca — wybąkała nieśmiało.

Ogród wokół niej spał. Trawa poza szeroką ścieżką sięgała jej do kolan, pełno było w niej ukrytych, wczesnych kwiatów, których nazw nie znała. Lian nie traktował jej obaw poważnie.

— Zadbam o to, żeby było ci wygodnie. Eden, rzeczy, które ci pokaże, nie masz pojęcia co tracisz, trwając na swojej wsi — odparł lekceważąco.

Poranna rosa moczyła dół jej sukienki, a zimne wiosenne powietrze kuło ją w gardło. Zadrżała z chłodu i z powodu jego słów. W jakiś sposób to co mówił brzmiało dla niej wręcz nieprzyzwoicie.

— Rozumiem Książę, że wyśmiewasz moje prowincjonalne pochodzenie, bardzo to nieuprzejme z twojej strony. Obywasz się ze mną bardzo złośliwie dzisiejszego wieczoru — powiedziała żartobliwie, pragnąc odegnać jeszcze na parę godzin ciężkie tematy.

Elf roześmiał się jak chłopiec. Spoglądał na nią z przechyloną na bok głową. Bez dziwienia uświadomił sobie, że naprawdę nie chce by ta noc się skończyła. Mógłby słuchać jej dokazywania w nieskończoność, bawił się wyśmienicie.

— Jesteś na dla mnie okrutna! Nie śmiałbym drwić z mojej ulubionej prowincjuszki!

Elaine zmarszczyła brwi i zabrała rękę z jego przedramienia zamaszystym ruchem. W oddali zaczynały ćwierkać skowronki.

— No tego już za wiele! Obraziłeś mnie po raz ostatni, mój Książę.

Lian pełen dramatyzmu padł na kolana i rozpostarł szeroko dłonie. Jego luźna biała koszula szeleściła cicho, natomiast spodnie natychmiast pokryły się wilgocią. Oczy Eden rozszerzyły się w panice, nerwowo rozejrzała się dokoła. Spróbowała złapać go za rękę i zmusić do powstania.

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz