Gorzej niż ktokolwiek przypuszczał

1.3K 157 54
                                    


Rozdział 15

Gorzej niż ktokolwiek przypuszczał



Eden obudziła się powoli, otworzyła oczy i natychmiast je zamknęła. Wciąż chciała spać, w dodatku miała taki ładny sen. Nie pamiętała go, jednak miała wrażenie, że był przyjemny - była odprężona. Przeciągnęła się i spojrzała na siedzącego przy oknie wysokiego Elfa. Usiadła na łóżku odrobinę zdezorientowana.

— Lian? — zapytała przecierając oczy nadgarstkiem, przez moment rozważała to, że jeszcze śpi.

— Witaj, moja mała przyjaciółko.

Jej serce zabiło mocniej, a w gardle nieprzyjemnie zaschło. To było niemożliwe i oznaczało tylko jedno, list nie spodobał mu się bardziej niż przypuszczała. Owszem był pełny lamentu i marudzenia, ale przecież w żaden sposób go nie uraziła. Dlaczego, dlaczego musiała go napisać! Była rozgoryczona zaręczynami z Tainem i potrzebowała ramienia, na którym mogłaby się wypłakać, wyobrazić sobie, że jej przyjaciel przytula ją i uspokaja, nawet nie chciała tego wysyłać.

— Myślałam, że już nigdy się do mnie odezwiesz — wychrypiała.

Wychowanie Eriny natychmiast dało o sobie znać. Gdzieś głęboko w sobie, zakorzenione miała zasady, przy użyciu, których została wychowywana. Nawet jej obecność Elfa wydała się nie na miejscu. W dodatku patrzył jak śpi. Była teraz taka brzydka, potargana, nie ubrana i bez makijażu, aż zapiekły ją oczy.

— Musisz mi wybaczyć mój strój, Nie miałam pojęcia, że się zjawisz — dodała odrobinę jękliwie.

Miała spuszczony wzrok. Bała się na niego spojrzeć. Gdy się obudziła nie wyglądał tak, jak go zapamiętała. Wydawał się obcy i odległy. Nawet stare powitanie nie ociepliło jego wizerunku. Gdy widzieli się poprzednio był taki pełen entuzjazmu, radości i tak bardzo upewniał ją o swojej przyjaźni, wydawało się, że bardzo mu na niej zależy. Jakby obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i nie był już sobą.

— Wysyłasz mi taki list, oczekując, że go zignoruję Eden? — zapytał zdziwiony.

Jego głos był dźwięczny, ale zimny. Odbijał się od ścian jakby był echem. Nie pasował go tego, jaki pamiętała z balu. Zniknęła też czułość, jaką zdawała się zauważać w jego listach. Może to wszystko sobie wyobraziłam? Pomyślała dziewczyna ze zgrozą. Może to wszystko było tylko wyobrażeniem jej serca tęskniącego za czyimś zainteresowaniem i czułością.

— Napisałam go w gniewie, nie zamierzałam go wysłać. Ciocia Erina zrobiła to nieświadoma jego treści. Tak bardzo mi wstyd.

Chciała w tych dwóch zdaniach zawrzeć cały wstyd, lęk i zażenowanie które ją wypełniało, dusiło.

— Powinno być ci wstyd — odpowiedział z ogniem złości w głosie.

Na policzkach Eden jak na zawołanie wykwitły, czerwone kwiaty. Odważyła się na niego spojrzeć. Wyglądał tak chmurnie, jego oczy zdawały się całkiem inne. Wciąż były szare, przywodzące na myśl metal, teraz jednak były też zimne i nieprzystępne. Usta były wykrzywione w jakimś dziwnym grymasie, jakby był obrażony.

— Jak to sobie wyobrażałaś, dziewczyno? Myślałaś, że możesz tak zwyczajnie wyjść za jakieś chłystka i zaprzestać kontaktów ze mną? Gdyby nie Erina, nie wiedziałbym o tym nawet?

Zwrot, jakim zwracali się do niej inni przedstawiciele jego gatunku brzmiał jak obraza i tak to odebrała Elaine. Jakby przekreślił pół roku ich przyjaźni, jednym słowem. Jakiej przyjaźni? Przeszło jej przez myśl. Czuła się teraz taka zdradzona, opuszczona.

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz