Niezmienny

1.2K 152 19
                                    


Rozdział 10

Niezmienny



Zatrzymał się na środku parkietu.

— Pozwól mi pokazać, że wciąż jestem twoim przyjacielem - nie tyle poprosił, co zażądał z dziecinnym uporem.

Taniec się skończył, muzyka przestała grać. Rozległy się gromkie brawa. Rozmowa nie była jednak skończona. Wiedziała to, spoglądając w jego oczy, jakby znali się od zawsze i znała każdy jego grymas. W tej chwili jeszcze ciężej było jej uwierzyć, że nie są przyjaciółmi - dzielili przecież myśli. Elf wyciągnął do niej dłoń i nachylił się nad nią.

— Chodź za mną, Elaine, mam ci coś do pokazania — oznajmił, odszukując chłodnymi palcami jej dłoń.

Mocno zaakcentował jej drugie imię, nie wiedziała, że Lian je zna. W pewnym sensie nie chciała tego, mogła być dla niego Eden, choć wszyscy nazywali ją drugim imieniem. Szli szybkim krokiem przez pięknie ustrojona sale. Starała się nie oglądać bogatych ani ekstrawaganckim strojów znamienitych gości księcia, czy też Lady Mir. Wiedziała, że poczuje się tylko gorzej w swojej wiszącej sukience i z przeciętną twarzą. Dlatego też skupiła się na ciągnącym ją Elfie. Znów miał na sobie garnitur, tym razem jednak ciemniejszy - granatowy jak noc. Rozpięta luźno, biała koszula i brak krawatu sprawiały, że wyglądał młodo i beztrosko. Beztroski strój i nastroszone miodowe włosy nie pomogły jednak zmazać z jego twarzy wyrazu irytacji, a może nawet troski. Noszony przezeń grymas zupełnie nie przypominał tego, który zapamiętała z poprzedniego spotkania. Wówczas wydał jej się groteskowo radosny, leniwy i swawolny - nawet nie pomyślałaby, że jest bratem króla. Prowadził ją przez hole i wystawne dywany, aż dziewczynie brakło tchu. Tyle myśli kłębiło się w jej głowie, że nie zdążyła nawet zapamiętać, którą drogą znaleźli się w tym korytarzu, a ile zdążyła zauważyć, gdy przez niego biegła - był piękny. Stare wiśniowe drewno przypominało jej to z gabinetu ojca, a pozłacane ramówki przykuwały uwagę. Jakby znalazła się w bajce, trzymana za rękę przez przystojnego księcia. Tylko że to nie była żadna baśń, a trzymający ją stwór mógł być księciem, nigdy jednak człowiekiem. Eden nie była też księżniczką, w głębi ducha nawet nie chciała nią być. To było dobre marzenie dla kogoś innego. Ona chciała widzieć rzeczy, których nikt nie widział, zdobywać wiedzę, o którą się zabijano. Nie liczyła na wybawcę, który pojawi się, gdy będzie go potrzebowała. Pragnęła sama wygrywać własne wojny. W dodatku Lian Wal ciągnął ją za sobą bezpardonowo, ta ż' czuła się jak ciągnięty za smycz szczeniak. Zebrała się w sobie, opuściła mętnie swoich myśli i wyrwała dłoń z uścisku Elfa. Odwrócił się zaskoczony.

— Eden, nie mamy czasu — skarcił ją, jakby była marudzącym dzieckiem.

Jego wzrok się zmienił - płoną niezdrowym blaskiem. To mogło być podekscytowanie, ale stanowczo zbyt silne dla istoty ludzkiej. Przeczesał pacami włosy i znów wyciągnął dłoń w jej stronę, szybko się cofnęła. Na jego twarzy błysnął gniew.

— Nie będę biegła— oświadczyła stanowczo, próbując skorygować swoje zachowanie do jego wymagań.

Miał taką minę, że miała wrażenie, iż za moment wysoki Elf tupnie nogą.

— Dlaczego?

Już z listów poznała, że lubił na wszystko znać odpowiedź. Zupełnie jak dziecko zadawał miliony błahych pytań i każde z osobna traktował jak fascynujące, a także niezmiernie ważne.

— Ponieważ mam na sobie niewygodne buty i nie mam takiej kondycji jak Elf, ledwo oddycham.

Przez krótką chwilę rozważał wzięcie jej na ręce i zaniesienie do komnaty na końcu korytarza, jednak mimo swego podekscytowania, nie chciał jej przestraszyć. Machnął smukłą, a mimo wszystko mocną ręką w bok i drzwi otwarły się, uderzając o ścianę. Elaine cofnęła się przestraszona, ale zdołała zapanować nad swoim strachem. Powoli zważając na swoje kroki, podążyła za idącym szybkim i nieregularnym krokiem Lianem. Przed przekroczeniem progu Elf zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. Była zbyt daleko, by dostrzec wnętrze ciemnego pomieszczenia; czuła obawę na myśl, co może ją tam czekać.

— Zamknij oczy — poleciła jej istota o błyszczących oczach.

Jego głos był spokojny, tajemniczy i wyczekujący - jakby na moment przez przekazaniem tajemnicy.

— Nie mogę tego zrobić — odpowiedziała, uważnie dobierając słowa. — Przewrócę się albo wpadnę na ścianę.

Podbiegł do niej i podał dłoń, którą ujęła drżącymi palcami.

— Zamknij oczy, nie pozwolę ci upaść.

Gdy to zrobiła, wszystkie inne zmysły wyostrzyły się. Miała wrażenie, że jej oddech odbija się od ścian. Ręka Lana zaciska się na jej własnej z siłą imadła, choć nie czuła bólu, jakby imadło to było z poduszek obszytych satyną. Ostrożnie stawiała kroki, drugą dłonią machając w powietrzu.

— Nie manewrujesz na belce nad przepaścią, idziesz holem, Eden — zaśmiał się jej przewodnik zarozumiałym tonem.

Zatrzymał ją kilkanaście metrów później, przeniósł dłonie na jej oczy. Wpatrywał się chwilę w przełącznik światła i pomieszczenie zalała jasność. Powoli odsłonił dziewczynie oczy, sprawiając, że odzyskała wzrok. Na moment zaparło jej dech w piersiach.
Jeśli wcześniej uważała, że biblioteka w pałacu Mir jest tylko cudowna, nie widziała jej naprawdę. Tylne wejście, którym poprowadził ją Elf, ukazywało serce tego miejsca. Książki nie leżały tylko na regałach, ale i na specjalnym półkach i w gablotach. Kilka tomów leżało na parapecie, a gdzieś w rogu sali kilkanaście grubych ksiąg leżało wprost na grubym i zakurzonym dywanie.

— Pamiętasz? Poznaliśmy się w podobnych okolicznościach. Powiedziałaś mi wtedy, że nie jestem potworem. Dzisiaj masz już inne zdanie — oznajmił głosem, który zdawał się być dziwnie odległy.

Zacisnęła mocno powieki i na moment wstrzymała oddech. Pragnęła wykrzyczeć mu w twarz, że zamordował kilkudziesięciu ludzi, w tym dzieci, jednak nie mogła. Nie miała odwagi.

— Ja... — wyszeptała nieskładnie.

— Wciąż jestem tą samą istotą. Nie zmieniłem się, Eden.

— Może to ja się zmieniłam.

Dziwny grymas przemknął po jego twarzy - idealnej i niemal nieludzkiej.

— Jesteś moją małą Eden, nie mogłabyś się zmienić 

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz