O jedno słowo za dużo

1.2K 134 10
                                    

Rozdział 12

O jedno słowo za dużo




Mimo topniejącego już na polach śniegu, mimo pierwszych przebiśniegów, wielu niepodważalnych oznak wiosny, powietrze było wciąż zimne. Słońce, owszem, grzało, jednak wisiało na horyzoncie zbyt nisko. Elaine siedziała podkulona na fotelu, tępo wpatrując się w ogień trzaskający w kominku. Biała karta, którą tam wrzuciła, zdążyła już dawno zniknąć - przemienić się w popiół. Słowa na niej wypisane trwale wryły się w jej umysł.

Żyję, mam się dobrze. E.D. Wiele dałaby, aby usłyszeć to z ust brata, musiał jednak wystarczyć jej dostarczony nocą list. Wpadł razem z kamieniem przez uchylone okno w jej sypialni. Była przekonana, że podobny dostała Riverun. Ruda narzeczona jej brata, która przesiadywała u niej teraz częściej niż kiedykolwiek. Czuła się źle, że spojrzeniami ludzi, ich słowami. Oddała przecież rękę buntownikowi. Eden podziwiała ją za hart ducha, dziewczyna bywała nawet zbyt popędliwa. Gdy słyszała szepty, odwracała się, by rzucić kilka słów swoim oprawcom. Kiedy na jednej z herbatek w domu mieszkającego niedaleko mężczyzny, ktoś odważył się na nieprzychylną uwagę, dziewczyna wręcz zaatakowała. Mój przyszły maż ma więcej odwagi, niż wy będziecie mieli kiedykolwiek - warknęła wówczas i ujęła ramię Elaine. Razem wyszły z salonu z gorejącymi policzkami i wysoko uniesionymi głowami. Nie od dziś wszak wiadomo, jak przewrotni są ludzie. Ci, którzy niegdyś uwielbiali Elisana, dziś szydzili z niego i jego narzeczonej. Niewielu pozostało takich, którzy dobrze mu życzyli. Po początkowej pochwale jego odwagi, przyszły liczne przytyki i nagany. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Wiosna miała okazać się najbardziej nieprzychylną jej porą roku. Na Eden czekały zasadzki, błędy i ludzie, a także istoty pragnące jej zguby. Miała przestać się liczyć, a jednocześnie być główną nagrodą. Miała wziąć udział w bitwie - walczyć zażarcie jak nigdy. Wiadomo przecież, że zwycięzca bierze wszystko. Teraz jednak pozostawała kruchą i zagubioną dziewczyną, wystawioną na nieprzychylne działanie wiatru. Już poprzedniego dnia przekonała się, że nie będzie jej łatwo. Jednak czy w tym nieprzyjaznym świecie rządzonym przez istoty pozbawione litość, ktoś mógł czuć się bezpieczny? Czy komukolwiek było łatwo?

Kilkanaście godzin wcześniej świat był odrobinę mniej szary.
Tain się niecierpliwił, było to widać w jego ruchach, grymasie na twarzy. Elaine nie mogła teraz o nim myśleć, na jej łóżku leżał list od Lana. Musiała przeczytać go jeszcze raz, zastanowić się nad odpowiedzią, przemyśleć. Nie pragnęła podarunku, a spokoju. Gdyby tylko miała więcej czasu, ukryłaby pismo i otrzymane przedmioty, zanim zobaczy je Erina. Jej ciotka miała wysunąć błędne wnioski, to było pewne jak wschód słońca. Natomiast Tain oczekiwał, że skupi na nim całą uwagę, ignorując fakt, że niemal nigdy nie potrafiła tego zrobić. Prowadził ją przez ogród, rozprawiając o niczym.

— Widzisz, kochanie, niebieskie dziki wyskoczyły na polanę. Było ich tak wiele, że gdy na nas napadły, nic nie mogliśmy zrobić. Rozszarpały mnie i mojego ojca, tak że zostały z nas rozprute ścierwa — odezwał się, chcąc przyciągnąć jej uwagę.

— To doprawdy straszne. Co zrobiliście następnie? — zapytała odległym głosem, wodząc wzrokiem po horyzoncie, jakby miał się na nim pojawić jej elfi przyjaciel, przynosząc ze sobą swoją kwiecistą mowę, jak i wszystkie odpowiedzi.

Chłopak załamał ręce, obiecując sobie, że wybije z Elaine te sny na jawie, kiedy tylko się pobiorą.

— Wcale mnie nie słuchasz, Elaine! — zagrzmiał swoim grubym i tubalnym głosem, wyrzucając ręce w powietrze.

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz