W spokojną majową noc

324 26 6
                                    


W spokojną majową noc

Powietrze pachniało wybornie, było w nim czuć świeżość wiosny i chłód wieczora, gdzieś niedaleko kwitły bzy. Zapach bzów był ulubionym Eden i zawsze wprowadzał ją w dobry humor. W rodzinnej posiadłość tuż pod jej oknem znajdował się pokaźny krzak fioletowego lilaku. Co roku z niecierpliwością czekała jego kwitnienia, oznaczał on oficjalny początek wiosny. Niezwykłą atmosferę psuło tylko ciche rżenie koni, które napawały dziewczynę strachem, wierciły się też niespokojnie jakby znały jej lęki. Mimo, że jej oczy były przyzwyczajone do ciemności, mrok lasu był niemal nieprzenikniony. Zastanawiała się czy dobrze postępują, bezradnie rozglądając się dookoła. Obecność elfów stanowiących świtę Księcia była równie przerażająca i krępująca co towarzystwo koni i gdyby nie absorbująca osobowość Liana, to pewnie zestresowana dziewczyna traciłaby głowę z nerwów.

— Musimy zejść do brzegu, podaj mi dłoń, nie chciałby żebyś wpadła w zarośla — oświadczył elf z uśmiechem.

Nie zdążyła nawet się poruszyć, a już trzymał jej rękę i szli razem w kierunku lasu. Tuż za nimi podążał jeden z żołnierzy, niosąc dużą dębową skrzynię. Już po kilku metrach zdało się zauważyć prześwit w gęstwinie drzew, a następnie łagodne zejść ku wodzie. Jezioro było niewielkie, przypominało raczej staw. Do dwumetrowego rozsypującego się pomostu przywiązana była niewielka łódka. Nieznany Eden elf ułożył skrzynię, którą przyniósł na trawie, ukłonił się sztywno i zniknął. Lina poruszał się szybko i zdecydowanie.

— Przygotowałem dodatkowe koce na podróż — oświadczył, uchylając wieka kufra i wyjmując grube zwoje materiału.

Eden ocknęła się na moment z oczarowania. Wiedziałeś, że mnie zabierasz jeszcze zanim wyruszyłeś, nic nie mogłabym zrobić by cię od tego odwlec, draniu, pomyślała z goryczą. Postanowiła jednak nie psuć radosnej atmosfery pikniku. Tym czasem książę rozścielił na mokrej trawie grube koce, a obok nich owinięte brązowym papierem pakunki. Znajdował się w nich ser, jabłka, pieczywo i truskawki. Już po chwili siedzieli na miękkich kocach i delektowali się późną kolacją. Księżyc rozświetlał taflę wody i wiał przyjemny wiaterek. Toczyła się nawet między nimi swobodna rozmowa.

— Powinniśmy odtąd jadać tak każdą kolację — oświadczył elf, sięgając po kolejną truskawkę.

Rozmarzył się trochę wyobrażając sobie jak odtąd wyglądać będą jego dni. Żegnaj nudo, witaj Eden.

— Mając oczywiście na względzie pogodę — dodała Elaine. — Chyba, że możesz sprawić, że przestanie padać deszcz.

Wiedziała, że to niemożliwe, choć elfickie zdolności wciąż w dużej mierze pozostawały dla niej tajemnicą. Miała nadzieję, że już nie na długo.

— Chciałbym móc rozkazywać pogodzie, niestety z jej potęgą nic nie wygra.

— Cóż, szkoda — powiedział tylko z małym uśmieszkiem.

Lian zaśmiał się odrobinę speszony.

— Czyżbym cię rozczarował?

Eden wzięła duży kęs jabłka i nieomal się nim nie zakrztusiła.

— Obawiam się, że tak — odpowiedziała z uśmiechem.

Mężczyzna rozluźnił się lekko i ułożył wygodniej na posłaniu. Miał w zanadrzu zbyt wiele by kiedykolwiek ją znudzić i wiedział o tym.

— Uwielbiam gdy jesteś taka żądna wrażeń — mruknął jakby od niechcenia.

Wyciągnął przed siebie dłoń, w której zamknął garść papieru, uprzednio owijającego kawałki żółtego sera. Nie usłyszała jego szeptu, nie zauważyła nawet by poruszał ustami, a jednak z pomiędzy jego palców wybuchnął ciepły, pomarańczowy płomień. Wpatrywał się w niego jak urzeczona.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 25, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz