Przymus

1.3K 151 14
                                    


Rozdział 6

Przymus

List spóźniał się już dwa dni i Eden nie mogła myśleć o niczym innym. Spacerowała po ogrodzie w towarzystwie Tiaina, ale nie mogła się skupić na rozmowie.

— Bardzo lubisz czytać, prawda?— zapytał chłopak, przerywając jej ponure rozważania.

Myślała nad słowami prababci. Czyżby Lian już się nią znudził, a może czymś go obraziła?

— Tak, to moja pasja — odpowiedziała machinalnie, pocierając o siebie dłonie.
Na zewnątrz panował niemały mróz, ale Tiain nalegał na spacer.

Dziewczyna nie widziała nic miłego w powolnym kroczeniu po zamarzniętej ścieżce i patrzeniu na brudny śnieg zaścielający ziemię.

— Może kiedyś mnie nauczysz — odezwał się mięśniak, patrząc na nią z miłym uśmiechem.

Eden zakrztusiła się powietrzem. Jak mógł nie umieć czytać?!

— Chociaż raczej wątpię, czy będzie na to czas. Czytanie to zabawa dla dzieci, które nie mają obowiązków, ja jestem już dorosły i nie mam czasu na pierdoły. Ty też jesteś już prawie kobietą....

Przerwała mu gwałtownie, zatrzymując się na ścieżce i niemal ślizgając.

— Jakim cudem nie nauczyłeś się czytać?

W rodzinach takich jak rodzina Wal'ów uczenie dzieci było powszechnym zabiegiem, było ich na to stać i tym odróżniali się od biedoty. Byli drażliwi na punkcie swojego pochodzenia, gdyż nie wywodzili się z wielkich hrabiowskich rodzin. Dorobili się na rolnictwie i hodowli.

— Uczyłem się kiedyś, ale to nie była moja mocna strona. Wiesz, ja wolę działać. Genialnie liczę i jeżdżę konno, może pojedziemy kiedyś na przejażdżkę?

— Ja nie jeżdżę konno — odpowiedziała gorzko Elaine.

Przy bramie wjazdowej do rezydencji zobaczyła powóz kurierski, a serce zabiło jej mocniej. Bardzo zastanawiało ją, dlaczego kurier się spóźnił. To pewnie była wina urlopu, który wziął Emerald. Jego zastępca nie był tak obowiązkowy. Wyrwała do przodu, biegnąc po oblodzonej ścieżce.

— Wybacz na chwilę Tiain — krzyknęła, obracając się do zdziwionego chłopaka.

Nogi okute w długie kozaki ślizgały się na ścieżce, ale nie zwalniała. Stresowała się przez dwa dni i wierzyła, że w liście, który właśnie odbierał jej ojciec, są odpowiedzi. Przed furtką nie wyrobiła na niedużym zakręcie i wylądowała na tyłku. Ból rozniósł się po jej ciele i krzyknęła lekko, ale coś tak banalnego nie mogło jej powstrzymać. Śmiała się, wstając. Tiain biegł już w jej stronę, ale zdążyła wstać i jak huragan wpadła do domu. Eretten był już trochę podchmielony, widziała to po jego zaczerwienionej twarzy, w dłoniach trzymał sztywną liliową kopertę. Wyrwała do przodu, próbując odebrać ojcu jej drobny skarb, ale Eretten zabrał list z zasięgu jej dłoni.

— Oddaj — warknęła, sama dziwiąc się swojemu tonowi.

— Jest zaadresowany do mnie.

To niemożliwe - pomyślała natychmiast. Sztywna koperta w liliowym kolorze, to na pewno list od Liana.
Ojciec dziewczyny, Eretten Dotart, złośliwie, powoli otwierał kopertę, podważając grubymi jak serdelki palcami papier. Przerwał w połowie, kręcąc głową.

— Nie mam okularów, przyniesiesz mi je?

Wybiegła z holu, łapiąc się ścian, gdy ślizgała się przez śnieg, topniejący i kapiący z butów w postaci wody. Tymczasem wrócił już Tain, trochę wkurzony zachowaniem dziewczyny. Była z nim, powinna przecież poświęcać swoją uwagę właśnie jemu. Taki braku szacunku; obiecał sobie poradzić z tym, gdy będą już oficjalnie zaręczeni.

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz