Odpowiedzialność

1.3K 147 10
                                    


Rozdział 7
Odpowiedzialność




Mamy bardzo małe pojęcie o odpowiedzialności, dopóki nie spotka nas sytuacja jej wymagająca. Odpowiedzialność nie polega tylko na dostrzeganiu skutków naszych czynów, na wystrzeganiu się błędów. Tak naprawdę, odpowiedzialność może spaść na nas bez względu na nasze zachowanie, w takim wypadku możemy mówić o dojrzałości, która jest wykładnikiem odpowiedzialności. Eden nie wiele wiedziała dotychczas o odpowiedzialności, zawszę była spokojną i bezproblemową dziewczyną, nie dotyczyły jej podobne kwestię. W tej chwili czuła się odpowiedzialna, więcej - czuła się winna. To przez ludzi Elfy zmasakrowały dwie wioski, to przez Elfy tylu ludzi nie żyje. Lian Wal jest bratem króla Wyższych Istot, w jego obecności podejmowano decyzję, która zaważyła na życiu całej społeczności mieszkającej w Dolinie, może on sam miał na nią wpływ. Pozwolił lub kazał zabić maleńkie śpiące w kołyskach dzieci - a ja - myślała Eden, ściskając w drobnych dłoniach rękawiczki - piszę z nim o kwiatach. Jechała w powozie z Riverrun, która przysypiała oparta o jej ramię. Nastał poranek, a one nie zmrużyły oka; odwiedziły cztery domy. Do trzech je wpuszczono, nikt nie zaoferował pomocy. Gdyby nie obecność Aleraet, pewnie nie wpuścili by jej nigdzie - zdawała sobie z tego sprawę. Była dla nich dziewczyną z głową w chmurach, która nie ma pojęcia o świecie. Młoda, głupia i niedoświadczona. Powóz zostawiał długie błotniste koleiny na plastycznym podłożu, z każdym metrem zagłębiając się bardziej w stopniały śnieg i grząską ziemi ziemię. Nastała odwilż. Nie przyniosła jednak ze sobą zwyczajowej nadziei, była tylko przedłużającym się płaczem i brudem błota.

Eden była zmęczona i głodna, trochę upokorzona i obolała. Bardzo przestraszona i zrozpaczona, czas leciał, a ona nie pomogła dotychczas nikomu - nie zrobiła nic.
Powóz zatrzymał się gwałtownie i głowa rudej dziewczyny zderzyła się z drewnianą obudową. Jej oczy były zupełnie nieprzytomne i długo mrugała zaskoczona.

— Wóz dalej nie pojedzie. Za mokro jest — oświadczył burkliwie, pracujący dla Aleraetów mężczyzna.

Bruzdy i brud na jego twarzy dopiero teraz w świetle dnia były widoczne. Wargi miał mięsiste i pełne, na twarzy cień zarostu - wydawał się zrobiony z drewna i polnej zamarzniętej ziemi.

— Jak to? Jak dostaniemy się do Trzech Kasztanów? — zapytała, wciąż oszołomiona Riverun, mając na myśli posiadłość państwa Minirów.

W Elaine wybuchło zrezygnowanie i rozpacz, chciało jej się płakać, mimo to stanęła na drewnianym schodku a później na śliskim błocie. Wysokie buty trochę ją uwierały i musiała uważać, aby nie upaść, jednak nie mogła się poddać - czuła się winna i odpowiedzialna za wszystkie te zbrodnie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie przyda się w spustoszonych wioskach, ani płacząc w domu i przyjmując równie zrozpaczonych gości. Sieroty z wiosek potrzebowały pieniędzy, których nie miała. Musiała je zdobyć, nawet jeśli wiązało się to z bieganiem po błocie i żebraniem u sąsiadów.

— Spróbujcie wydobyć z błota powóz, wrócę za jakiś czas — rozkazała przyjaciółce i wieśniakowi.

Wysoko unosiła sukienkę naciągniętą na obcisłe materiałowe spodnie, szła szybko, jednak na tyle ostrożnie, by nie upaść. Najszybsza droga prowadziła przez pola i las, miała tylko nadzieję, że się nie zgubi. Krajobraz był ponury, gołe krzaki i kałuże, do tego pożółkła i zdechła trawa oraz szary śnieg. Gdyby Rivi nie była tak zaspana, pewnie próbowałaby przekonać ją do powrotu. Nikt jej jednak nie zatrzymał i cieszyła się z tego, mimo żalu zalegającego w jej sercu. Gdyby ją zatrzymali, miałaby wymówkę. Gdzieś obok przemknął rudy lis, strasząc ją odrobinę. Była zmarznięta oraz zmęczona, jedyne o czym marzyła, to świeże ubranie, kilka godzin snu. Usiadła na szarym i chropowatym głazie, po środku niczego. Wiatr atakował ją z każdej strony a w oczach zbierały się gorące łzy, które szybko stawały się zimnymi śladami na policzkach. Najbardziej w świecie chciała znaleźć się w domu, gdzie mogłaby wyżalić się Lianowi w liście i przeczytać po raz setny książkę, którą od niego dostała. Potem mogłaby poprosić Erinę, żeby zaplotła jej włosy. Nie! Dość, nie wolno ci tak myśleć. On jest Elfem, one są niebezpieczne. Jakże łatwo było zapomnieć z kim się przyjaźni, gdy dostawała piękne listy. Poza tym nie jestem już dzieckiem, nie mogę wiecznie chować się za spódnicą Eriny - pomyślała gorzko. Wstała pewnie i podkasała spódnicę, którą brudziła już od jakiegoś czasu, gdy ręce zemdlały jej od unoszenia materiału. Powinna ubrać tylko wygodne spodnie, ale wtedy nikt nawet nie pomyślałby, aby ją przyjąć. Mieli swoje surowe zasady dotyczące etykiety. Znów była zdeterminowana, by osiągnąć cel. Mogli sobie mówić, że jest szalona tak samo jak jej fioletowo włosa prababka, ale potraktują ją poważnie, niech tylko spróbują protestować! Ona im wszystkim pokaże.

Lian leżał na szerokim i miękkim łożu z baldachimem, jedną dłoń miał pod głową, druga zwisała luźno z krawędzi łóżka. Patrzył w pomalowany na złotawo sufit i myślał. Machnął ręką, by otworzyć okno; znów padał śnieg. W tyle jego głowy wciąż czaiła się wściekłość, jednak w dużej mierze był teraz we władaniu innego uczucia. Był przygnębiony. Jego mała Eden nie odpisała, za to zrobił to jej ojciec. "Z największą przyjemnością, pojawi się na owym przyjęciu. Czujemy się zaszczyceni imiennym zaproszeniem Elaine, która nie posiada się z radości". Zaszczyceni? Oczywiście, Eden na pewno nie posiada się z radości. Niczego bardziej nie chciał, jak zobaczyć dziewczynę, dotknąć jej włosów i zapytać, dlaczego ojciec przestawił ją drugim imieniem. Przejdzie jej, jest tylko przestraszoną i obrażoną dziewczyną - pomyślał, wstając z łoża, powinien porozmawiać z bratem, uzgodnić co napiszą w rozporządzeniu o buntownikach, tyle że mu się nie chciało. Nigdy nie zależało mu na rządzeniu, polityka była nudna. Wolał swoje książki i intrygi, swoje małe zabawy. Naprawdę nie chciał korony.
Nie był tym ambitnym bratem, lud Elfów był mu za to wdzięczny. Gdyby wykorzystał swoje zdolności do walki z królem, stolica spłynęłaby krwią. Wyższe Istoty szczególnie jej nie lubią.

Trzy Kasztany były piękną posiadłością z tradycjami. Drogę do pałacyku okalały okazałe kasztanowce, na początku lata było tam niezwykle pięknie. Nawet teraz tonąca w szarości i brudnym śniegu droga była piękniejsza niż wszystkie inne w Dolinie. Równa i długa; kiedyś mawiano, że droga do Kasztanów jest tak długa, by goście mogli podziwiać rozległe posiadłości Minirów. To był bardzo dumny ród, niezbyt lubiany, jednak szanowany. Cały pałacyk był tylko wielką, wiejską posiadłością, pełną smrodu koni i kolein w błocie. Ściany były szarawo-żółte i poprzecinane czarnym drewnem – zawsze odmalowywano je na wiosnę. Nikt nie zatrzymał jej przed gankiem, to było dziwne, bo Minirowie byli najbogatszymi ludźmi w Dolinie. Cały ród na czele ze Starym i ślepym Kettelem nie był już tak bogaty, ale jego wnukowie mieszkający w Dolinie byli najzamożniejszymi z rodziny. Dziewczyna z rozwianym przez wiatr fioletowym warkoczu stała przed drzwiami, próbując zebrać się na odwagę.
Jestem im to winna. Pomyślała o zmasakrowanej wiosce, sierotach i zastukała w masywne drzwi. Czekała, ale nic się nie stało. Znów dopadła ją rezygnacja - czy nawet nie otworzą jej drzwi? Złożyła drobne dłonie w pięści i uderzyła w drewno oburącz. Po kilku razach ktoś łaskawie uchylił drzwi; ubrana w podomkę młoda służąca była niezadowolona, grymas na jej twarzy mówił to jasno i wyraźnie.

— W czym mogę... Ekhm, pomóc? — zapytała niechętnie.

Eden wzięła głęboki oddech.

— Jestem Elaine Dotart z Północnej Zagrody — przedstawiła się, po czym wmusiła na usta uśmiech. Chciałabym zobaczyć się z państwem Minir.

Służąca zmierzyła ją od góry do dołu, zanim odezwała się bardziej niechętnie niż wcześniej.

— W jakiej sprawie? — Miała brzydki nosowy głos, dziwnie nie współgrał z jej ładną twarzą.

Dotartówna powoli traciła panowanie nad sobą.

— Ważnej! — odpowiedziała surowo.

Młoda dziewczyna uniosła wysoko brwi i uśmiechnęła się ironicznie.

— Jestem pewna — oznajmiła sztucznie przesłodzonym głosem i zniknęła, trzaskając mocno drzwiami.

Eden nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona, w dodatku przez zwykłą, młodszą od siebie służącą. Drzwi niemal nie uderzyły jej w nos. Miała ochotę stamtąd uciec, najlepiej nigdy nie wracać i zapomnieć o wszystkim. Raz na zawsze. Elaine była, mimo wszystko dumną osobą, to pewnie wiąże się z rodzina, w której się urodziła. Dotartowie zawsze byli dumni i pamiętliwi, przekonali się o tym wszyscy, którzy zadarli baronową Chijo Dotart. Ludzie mówili, że nawet lady Iir darzyła głowę rodu Dotartów z niechętnym szacunkiem.
Każdy potężny i stary ród ma swojego hrabiego, który odpowiada zgodnie z systemem feudalnym przez elfim lordem, którego bezpośrednim zwierzchnikiem jest król lub królowa. Ludzkość dzieli się na trzy stany: bezimiennych, najuboższą część społeczeństwa, która przedstawia się jedynie imieniem, nie posiada nazwiska, a żyje z uprawy roli. Rodziny kupieckie, czyli bogatsza część ludności zajmująca się handlem, rzemiosłem i usługami. Ostatni - najwyższy przed Elfami stan stanowią posiadacze ziemscy, wywodzący się z wielkich i starych rodów. To ich przedstawicie przed laty podpisali akt kapitulacji, otrzymując tytuł hrabiowski i prawo do rozmów z Elfami. W praktyce ograniczało się to jednak do wizyt na balach i zdawania sprawozdań z upraw ziemi i gospodarki na małych terenach i zgubnym poczuciu wyższości. 

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz