{12} I'm insane.

177 10 14
                                    

*****

Witam was po dłuższej przerwie, za którą was przepraszam, ale musiałam trochę odpocząć chociaż sama nie wiem za bardzo po czym. Dzisiaj trochę mniej o Malecu, chciałam wyjaśnić co się działo u innych, ponieważ będzie to ważna część dalszych wydarzeń, ale! Obiecuję, że od teraz akcja będzie skupiona w dużej, DUŻEJ części na Alecu i Magnusie. Rozdział będzie niedługo. Możecie komentować i gwiazdkować, trzymajcie się i niech Anioł będzie z Wami, wasza Mistrally <3

*****

4h wcześniej, 20⁰⁰.

Clary przemierzała korytarze Instytutu, stukając raz za razem ściętymi pod siebie słupkami piaskowych kowbojek ze złotymi sprzączkami przy kostkach i zaokrąglonymi czubkami. Przy biodrze machała trzymaną w prawej dłoni czarną torebką, na tyle małą, by pomieścić jedynie telefon, drobniejsze pieniądze i bilety na seans. Luźne jeansy typu boyfriend z przetarciem nad lewym kolanem i krótszymi nogawkami odsłaniającymi parę centymetrów skóry między materiałem a cholewką butów spięła czarnym paskiem. Z tyłu na plecach przypięła do niego kaburę, z której wystawała stela i rękojeści dwóch kindżałów, Światła i Mroku. Na koronkową braletkę przywdziała biały t-shirt i cienki, czarny kardigan do kolan. Końce rękawów zakrywały poznaczone runami nadgarstki, na przegubach dłoni błyszczały jej złote bransoletki, a niektóre palce zdobiły cieńsze i grubsze pierścionki. Rude włosy otulały jej ramiona i nachodziły na odsłoniętą dekoltem w serek skórę. Zrezygnowała z pełnego makijażu, jedynie wydłużyła i zagęściła rzęsy maskarą, a usta musnęła błyszczykiem. 

Zaglądała do wszystkich znanych jej pokoi, po przejrzeniu części wspólnej Instytutu. Pokój Isabelle był zamknięty, za to Clary dostała wiadomość: Wychodzę, jestem w dobrych rękach <3. Wystarczyło, by się nie martwiła. Zamknięty pokój Aleca nie był już dla niej niespodzianką, ale że słyszała o odwiedzinach jego i Magnusa w Instytucie postanowiła spróbować. 

Został jej pokój ukochanego. Zaniepokoiła się tym, że nazywając go tak w myślach czuła niepokój i niepewność.

Zapukała podwójnie i dwa razy pojedynczo. Po kilku sekundach otworzyły się drzwi. Stanął w nich Jace, z workami pod oczami, w jasnych jeansach, szarej koszulce i skórzanej, czarnej ramonesce. Na dekolcie zawieszone miał ciemne okulary przeciwsłoneczne, zaokrąglone na dole czarnych oprawek.

 - Hej - powiedziała Clary, czekając z uniesionymi brwiami na odpowiedź chłopaka - Wszystko dobrze? Wyglądasz marnie - zaniepokoiła się, a uśmiech zszedł z jej ust. 

 - Tak, wybacz. Hej, Clary - przekroczył próg wychodząc na korytarz i schylił się do przodu, składając na policzku rudowłosej pocałunek. Dziewczyna rozpromieniła się i wyciągnęła z torebki dwa świstki sztywnego, śliskiego papieru.

 - Gotowy na Bohemian Rhapsody?

 - Jasne. Chodźmy, zamówiłem taksówkę - spojrzał na Clary, jakby teraz zauważając jej jasny T-shirt, czarne rękawy kardiganu czy błyszczące bransoletki. - Pięknie wyglądasz - powiedział, zerkając w jej oczy.

 - Dziękuję - złapała go pod rękę i ruszyli ku wyjściu.

Po dotarciu do całodobowego kina niedaleko Instytutu i zajęcia miejsca w prawie pustej sali oddech Jace'a przyspieszył bez wyraźnego powodu. A przynajmniej tak zdawało się Clary. W jego umyśle powstała nagle myśl, mogę ją stracić. Z własnej winy. Poświęciła życzenie Razjela, by mnie ratować, a ja tak się jej odpłaciłem.

 - Jesteś niewyobrażalnie dobra, Clary - wypalił, gdy pierwsze minuty filmu przesuwały się po ekranie. Dziewczyna spojrzała na niego, siedząc po jego lewej. Jace poczuł stres i czerwone policzki.

Above all {Malec} [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz