Położyła się do łóżka. Rozsądek mówił, że już czas spać, ale cała reszta miała to gdzieś. Dławiło ją okropne uczucie chęci płaczu, zapłakania się na śmierć. Wczoraj prawie jej się udało, przez resztę dnia walczyła z bólem głowy, który wwiercał się w czaszkę. Nie ma nic gorszego od zaryczenia poduszki. Dlatego zamknęła oczy nie dopuszczając łez do głosu.
Nie mogła znaleźć pracy.Musiała się usamodzielnić, nie chciała przyjść do domu Blacków jako bezrobotna nieudacznica. Czuła, że nie zasługiwała wejść choćby na próg dopóki nie wyprostuje swojego życia.
Wzięła głęboki oddech. Nie rycz. To nic nie da, jutro masz cholernie ważną rozmowę o pracę.
Cholernie ważną...
Oddałaby wszystko, by ktoś ją przytulił...
~<^>~
Ułożył papiery w równy stosik. Wiedział, że w ministerstwie pracują same młotki. Ale nawet on zachował odrobinę optymizmu myśląc, że nie ma tragedii. Że rządzący tym popapranym krajem nad czymkolwiek panują.
Oj, jak grubo się pomylił.
Od 6 bitych godzin dawał poprawki do raportów lub swoje wskazówki... Głównie były to komentarze uświadamiające aurorów o ich kretynizmie. Naprawdę znowu miał wrażenie, że tylko on w tym budynku używa mózgu.
- Dzień dobry Snape. - przed jego biurkiem stanął największy chyba idiota. No dobrze, za raz po Blacku. Tego nic nie przebije. Snape wolno podniósł wzrok czarnych jak otchłań oczu na Pottera. Tamten mimowolnie przełkną ślinę. - Panie Snape.
- I żeby mi to było ostatni raz Potter. - wrócił z powrotem do pisania notatek.
Wywrócił oczami powstrzymując prychnięcie.
- Mogę zostawić u pana na biurku ulotki? - zapytał. - Nancy je zabierze jak będzie odbierać raporty...- Nie możesz od razu przekazać ich pannie Robinson? - nie podniósł wzroku znad kartki.
- ... Nie, bo idę na misję... - odpowiedział siląc się na cierpliwość. Naprawdę myślisz stary ramolu, że bym cię pytał gdybym nie miał innego wyjścia?
- Och, to wielkie wydarzenie. Ulotki są z zakładów pogrzebowych? Może nareszcie zacząłeś myśleć o przyszłości Potter.
- Słuchaj Snape, nie jesteśmy już w szkole do cholery. - trzasną ulotkami o blat biurka. - Więc wsadź sobie głęboko te komentarze, bo to robi się żałosne. - młodzieniec zostawił ulotki na biurku byłego belfra i ruszył w kierunku wyjścia.
Snape spojrzał na ulotki. "Równe prawa dla skrzatów domowych."
- Niech to diabli trzasną, kolejną rewolucję robi. - przeczesał włosy. Chyba serio się starzeje, bo nawet nie chciało mu się zasadzić temu smarkaczowi zaklęcia żądlącego.
Westchnął i wstał upewniając się, że ma przy sobie papierosy. Kiedy indziej usadzi gnojka tak, że Lily z zaświatów przyjdzie go bronić.
Wyszedł aż na dach. Bure chmury przysłaniały słońce. Wziął głęboki oddech. Zamknął oczy i mimowolnie wrócił myślami do czasów sprzed neośmierciojadów i tego bachora. W tamtym momencie, przez krótko jego życie było naprawdę dobre. Otwieranie rano oczu miało jakikolwiek sens. Podszedł do krawędzi dachu.
A może by tak dać o czym pisać brukowcom i skoczyć?
Ciekawe czy ona by się tym przejęła... Jasne, że nie.
Jakie to miało znaczenie?Byli innymi ludźmi. Zrozumiał to tamtego dnia, gdy ostatnio się spotkali. Nigdy nie był dość dobry.
Zaciągną się dymem.
Wolała Rosha, niż z nim zostać i tym przypieczętowała swój los...
- To jest chyba jakieś pierdolone deja vu... - kolejna kobieta bierze sobie innego i źle kończy. A może to i jego wina?... Wciąż patrzył w dół stojąc na krawędzi. Jeden krok i masz wszystko w dupie...
Podniósł lekko stopę. Jeden krok...
-----------------------------
Nilme: To mały krok dla człowieka, ale wielki krok dla ludzkości. Czy jakoś tak... Powiem Wam, że wisielczy nastrój to najlepszy kompan do pisania.
Severus: *wciąż paląc papierosa stawia przed nią kakao
Severus: Nie pierdol, tylko skończ co zaczęłaś.
Nilme: ... Okay, czyli zabawy w pisarza ciąg dalszy nastąpi...
Mary: *okrywa ją kocem
Mary: Dobrego dnia kochani.
CZYTASZ
Cukier i Marcepan | Severus Snape
FanfictionSpotkałam się z komentarzem "to zbyt dobry pomysł, by go tak zostawić". W takim razie zapraszam na część (nawet sporo) dalszą historii pewnego (nie)cukrowego króla i jego marcepanowej księżniczki.