Rozdział IX

457 42 30
                                    

Dwudziestego piątego sierpnia słońce grzało niemiłosiernie. Ulica Pokątna była przez upał jeszcze bardziej duszna niż zazwyczaj. Jej włosy oklapły i trochę się rozprostowały od tego skwaru. Mary pochwaliła się w duchu, że ubrała białą sukienkę. Niedługo jej mały Willy już drugi raz jedzie do Hogwartu. Młody ślizgon miał smykałkę do OPCM, a ona chciała mu kupić prezent praktyczny, który mu się przyda i taki, który go też ucieszy. Obeszła już cztery sklepy i nic nie znalazła.

Przeglądała różne gadżety, które mogłyby się spodobać brzdącowi. Magiczne Dowcipy Weasley'ów jak zwykle mieściły tłumy, a ich asortyment był ogromny. Dzieciaki zachwycały się bezgłowymi kapeluszami, kieszonkowymi bagnami i resztą wymyślnych dowcipów. Jasnooka wybrała pióro samosprawdzające, przyda się do pisania esejów. Już miała wychodzić, ale zobaczyła pewną ciekawą zabawkę, a mianowicie Powtarzalny Wisielec. Była to magiczna wersja mugolskiego wisielca, w którą grało się na tradycyjnych zasadach, z tą różnicą, że w Powtarzalnym Wisielcu drewniana figurka sama wchodziła na podest. A najlepsze było to, że ta figurka była zaskakująco podobna do pewnej różowej landryny... Uśmiechnęła się nieco drapieżnie, musiała to kupić, dla samej satysfakcji, że jej Willy będzie wieszał Umbridge i się świetnie bawił. Zabrała oba przedmioty i stanęła w długiej kolejce do kasy. Całe szczęście Weasleye pamiętając jak wiele zawdzięczają magomedyk z czasów wojny nie dość, że obsłużyli ją bez kolejki, to jeszcze dali bardzo przystępny rabat.

Po raz pierwszy od dawna uśmiechnięta wyszła na powietrze. Może czasem warto żyć? Wzięła głęboki wdech. Skoro miała już prezent, to mogła się trochę odprężyć jakimś chłodnym napojem. Ruszyła w stronę jednej z ulubionych kafejek, skręciła w uliczkę, by zaoszczędzić sobie przeciskania przez tłum.

Szybko tego pożałowała.

Wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyła choćby krzyknąć, a co dopiero dobyć różdżki. Za to rabuś zdążył, trzymał swoją przy jej gardle grożąc, żeby lepiej nie próbowała się wyrywać.
Cały dobry humor i zadowolenie z życia uleciało z niej, a powrócił stary dobry niepokój.

- Pieniądze. - wycharczał ochrypłym głosem mężczyzna, a od odoru z jego ust robiło się niedobrze.

- Nie mam... - skłamała, może i jest szurnięta, ale mimo różdżki przy gardle nie zamierzała oddać temu chłystkowi swoich pieniędzy. Uczciwie na nie zapracowała.

~<^>~

Ktoś kto zobaczyłby Severusa Snape'a w ten upalny dzień zapewne wziąłby go za zabłąkanego w mieście wampira. Ubrany w obowiązkową czerń przemykał bocznymi uliczkami unikając zabójczego skwaru. Okropna pogoda. Już miał skręcić w odpowiednią uliczkę, by móc wyjść tuż przy swoim mieszkaniu... kiedy zobaczył jak jakiś mężczyzna jest okładany torebką przez wściekłą kobietę. Już miał się wycofać, by czasem nie znaleźć się na linii ognia... Gdy rozpoznał w niej rozszalałą Harpię.

- Mary... - wyszeptał zaskoczony.

Czerwona z wściekłości kobieta okładała torbą zbira, który kulił się coraz bardziej.
- Wciąż chcesz moich pieniędzy?!

- Nie! Nie, proszę, zostaw mnie! - błagał zakrywając głowę ramionami.

- Zmiataj stąd! - dała mu kopniaka na rozpęd i po chwili przerażony rabuś zniknął gdzieś za zakrętem. Wyprowadzona z równowagi kobieta próbowała złapać oddech po takim wysiłku. - Jeszcze mi wszystko dziad porozwalał... - wymamrotała zła i zaczęła zbierać z bruku swoje tobołki.

W tym czasie Snape wciąż stał jak spetryfikowany i patrzył. Po raz pierwszy od dawna widział tą dawną werwę w tej kobiecie. Zmieniła się z wyglądu, ale już nie była pogrążoną w depresji, podobną do rośliny istotą. To była jego Harpia...

Jedno z jabłek potoczyło się w stronę bardziej zacienionego zaułka i gdy podeszła, by je podnieść nareszcie zobaczyła kto cały czas przyglądał się jej małej batalii z złodziejem torebek.

- Severus...

- Witaj Mary...

Patrzyła na niego w szoku, to jej halucynacja? Czy naprawdę tu stoi? W ogóle się nie zmienił.

- Jesteś cała? - zapytał, gdy wciąż milczała.

- Bywało gorzej. - w końcu się odezwała i poprawiła poplamioną kurzem ulicy sukienkę.

Pochylił się i podniósł jabłko leżące niedaleko jego buta.
- To chyba twoje. - zrobił kilka kroków z wyciągniętym w jej kierunku jabłkiem. Przyglądał jej się zbliżając coraz bardziej. Widocznie nie ma co się chować... I tak na siebie wpadną.

Przyjęła swoją nieco obitą zgubę i włożyła do torby.
- Dziękuję. - odgarnęła potargane włosy. On był ostatnią osobą, której się spodziewała.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nilme: Dawno mnie nie było, ale niestety powoli wchodzę w świat "dorosłych" i ich śmieszne sprawki coraz bardziej mnie wciągają przez co nie mam czasu na swoje hobby. Ten rozdział rodził się w wielkich bólach i by się nie urodził, gdyby nie nieoceniona ValarNienna oraz czytelnicy, którzy rządali rozdziału. Proszę to docenić. A tutaj macie Powtarzalnego Wisielca

Severus i Minerva: *napieprzają w wisielca z sadystycznymi uśmiechami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Severus i Minerva: *napieprzają w wisielca z sadystycznymi uśmiechami

Cukier i Marcepan | Severus Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz