Rozdział VIII

601 47 9
                                    

Wróciła do domu późną nocą przemoczona do cna i zziębnięta, aż po sam magiczny rdzeń. Zdjęła płaszcz i nie przejmując się błotem oraz wodą, którą roznosiła każdym swoim krokiem przeszła z holu do kuchni. Nastawiła wodę na herbatę, by się ogrzać. Zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu wina. Miała tu gdzieś otwartą już butelkę, więc na pewno musiała gdzieś tu być, przecież zostawiła ją wczoraj na widoku. Nagle ją olśniło, w salonie.

Ruszyła tam energicznie, wryło ją w ziemię, gdy tylko przestąpiła próg. Światło dogasającego kominka oświetlało dwie siedzące na kanapie postacie w jej salonie. Okrytego kocem i śpiącego chłopca oraz wpatrzoną w nią brunetkę, której oczy błyszczały teraz złowrogo obijanym w nich ogniem.

- Chciał cię odwiedzić. - wstała.- Stęsknił się i prosił o to od dwóch dni, ale dopiero teraz miałam czas go zabrać. - mówiła chłodno, aż Turing poczuła dreszcze. - Znów go szukałaś. - nie pytała. Jedynie stwierdziła z goryczą. Nie miała już do niej siły. Nikt nie miał. Opiekowała się nią po porwaniu, gdy zabrali jej Octobera, po próbie samobójczej i po odejściu Nietoperza. A ona wciąż robiła wszystko na przekór jej staraniom i coraz bardziej odpływała w świat swoich marzeń i lęków. Znosiła to, bo pragnęła jej pomóc. Ale wszystko miało swoje granice. 

Była od Turing znacznie niższa, ale nie przeszkadzało jej to w gromieniu ją spojrzeniem.
- Tego też szukałaś? - wyjęła zza siebie butelkę kończącego się już wina. - Resztę butelek wyrzuciłam nim zauważył. -dodała wciskając jej alkohol. Szatynka patrzyła na nią jak ciele w malowane wrota. Tą palącą i wymowną zarazem ciszę przerwał dopiero gwizdek czajnika w kuchni. Pospiesznie przeniosły się do kuchni, gdzie w milczeniu pani domu przygotowała im po herbacie. Z wkładką.

Dopiero po kilku wypitych w napiętym milczeniu łykach Kate uspokoiła swój temperament na tyle, by przedstawić swoje myśli chłodno i rzeczowo.
- Dość tego Mary, to zaszło już za daleko. Kocham cię jak siostrę i oddałabym magię byś była szczęśliwa, ale wszystko ma swoje granice. A ty je przekroczyłaś. - patrzyła na szatynkę, która nie śmiała przerywać wypowiedzi przyjaciółki. - ... On nie jest wart tego byś ponownie się stoczyła. -kontynuowała. - Pomyślałaś o Willym? Jesteś dla niego kimś wyjątkowym. Bohaterką, która go uratowała. On na ciebie liczy. Ja tak samo, przynajmniej do tej pory. - przerwała na chwilę obserwując, czy sens jej słów do niej dociera. - Nie zamierzam patrzeć jak staczasz się przez mężczyznę, który sam odszedł i nie wróci. I wybacz, ale Williamowi też nie pozwolę. - Turing podniosła na nią palące spojrzenie pełne zaskoczenia, bólu i zaprzeczenia. Jej usta rozchyliły się jakby chciały coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. - To mój podopieczny Mary i nie zamierzam pozwolić, by zapamiętał najbliższą mu osobę jako rozpijaczoną wiedźmę pogrążoną w swoim egoistycznych wymysłach. - odstawiła pusty kubek zostawiając osłupiałą przyjaciółkę. Ruszyła do salonu stukając obcasami i delikatnie szturchnęła wciąż śpiącego chłopca.

- Mary? - spytał sennie przecierając zielone oczy.

- Nie skarbie, najwyraźniej została na noc w pracy. Wpadniemy kiedy indziej. - skłamała. - Chodź, wracamy do domu, położysz się w łóżku.

Chłopiec niechętnie skinął głową i usiadł. Ponownie przetarł zmęczone oczy. Razem z ciocią Kate opuścił mieszkanie Mary przez kominek. Oboje nie słyszeli dźwięku rozbijanego w kuchni kubka i żałosnego krzyku upadłej kobiety.

----------------------------------------------------------------------------------

Nilme: Hej ludziska, dzisiaj jestem dokładnie o rok starsza... Powiem tylko, że czuje się jakby stuknęła mi 60tka.

Severus: *daje pieluchy dla dorosłych przewiązane kokardką* Czyli trafiłem.

Nilme: ...

Nilme: Też Cię kocham dziadzie

Cukier i Marcepan | Severus Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz