Rozdział IV

711 59 13
                                    

- Diable kochanienki oddaj mi tego dziada... uwierz mi, że wpieni cię tak bardzo, że sam mi go oddasz... Ale ja go chce teraz. - opadła na ławkę z westchnieniem. - No gdzie on polazł...

- Jego sam diabeł, by nie chciał... - wyczerpana Kate usiadła obok.

- Ja chcę... - wyszeptała cicho patrząc na swoje dłonie. A przyjaciółka spojrzała na nią jak na wariatkę.

- Ty masz jakiś porąbany syndrom Sztokholmski...

- Oboje mamy...

- Zaczynam wam zazdrościć. - teraz to Mary spojrzała mu nią jak na wariatkę.

- Ty nam? Poważanie? My chyba nie mogliśmy mieć gorszej historii.

- Wy nadal jesteście jak zakochane miśki...

- Czasami nie mam pojęcia co my ze sobą robimy... Samo to, że my do siebie wróciliśmy...

- To było jak w bajce... Uwielbiam o tym słuchać.

Szatynka uśmiechnęła się delikatnie. Bajka... pokręcona jak mało co...

~<^>~

- Muszę? - stała przed lustrem i miała ochotę zwymiotować.

- Tak, to przechodzi ludzkie pojęcie, by taka piękność chowała się przed światem.

- Ty się nie chowasz... A mnie pięknością nazwać nie można. - odpowiedziała patrząc z niesmakiem na włosy. Obcięła je, gdyż bardziej przypominały siano. Teraz sięgały zaledwie uszu, a ich właścicielka ani trochę się sobie nie podobała.

- Nie gadaj głupot, w tej fryzurze wyglądasz na 10 lat mniej.

- Kate... Nie chcę wychodzić, ja jestem azwiąskowa i flirtowa...

- Przestań, idziesz i bez dyskusji. Willy zostaje z Syriuszem, a my idziemy w tango.

- Nie umiesz tańczyć tanga.

- Zamknij się i chodź. - pociągnęła ją do kominka. Czas się zabawić!

No i poszły się zabawić. Pani Black poszła tańczyć i chichotała wysłuchując komplementów od mniej lub bardziej trzeźwych panów wokół siebie. A jej siedząca w kącie przyjaciółka w duchu cieszyła się, że nie ma tu Blacka. Byłaby niezła zadyma...

Usłyszała jakieś zamieszanie na drugim kącie knajpy. Gdy spojrzała w tamtym kierunku zobaczyła przepychającego się między ludźmi mężczyznę w czarnym płaszczu. Coś w jego posturze, sposobie chodzenia i to jak sprawnie rozstawiał wszystkich po kątach było, aż nazbyt znajomego. Wstała natychmiast i wyszła za czarnym płaszczem z budynku. Rozglądała się na wszystkie strony próbując go zlokalizować i nie zważała na to, że stoi w kałuży. Gdzie jesteś... Gdzie...

- A żeby to avada strzeliła... - to warknięcie podziałało na nią jak rażenie piorunem. Powoli odwróciła się i zobaczyła jak Severus Snape otrzepuje nogę z zawartości innej kałuży.

- Sever... - mężczyzna natychmiast podniósł wzrok z przemoczonego buta. Mimo, że dzieliło ich parę metrów i tego jak oboje się zmienili nie mieli wątpliwości na kogo patrzą. - Sev... - czarownica zrobiła pierwszy krok w celu zmniejszenia dzielącego ich dystansu. I to dostatecznie otrzeźwiło mężczyznę, natychmiast obrał wcześniejszy kierunek i ruszył nie czekając na nic, ani nic nie mówiąc. - Severus! - zawołała biegnąc za nim.  - Zaczekaj!

Nie miał takiego zamiaru. Mimo tego jak tęsknił za jej głosem nie zamierzał się zatrzymywać, jeszcze przyśpieszył kroku. Wiedział, że jeśli do niego podejdzie, to on nie da rady znów odejść. A było jasne, że zostanie nie wchodziło w grę.

- Severus proszę! - zniknął za zakrętem, a gdy tam dobiegła zauważyła, że naprawdę... zniknął. - Nie odchodź... - wyszeptała opierając się o mur. Czy to była prawda, czy tylko jej wyobraźnia?

Stał skryty w cieniu budynków chroniąc się przed mżawką. Teraz mógł jej się przyjrzeć. Mimo wszystkich jej kłopotów wciąż była piękna, nawet bez swoich długich włosów i o kilka mniejszym rozmiarze. Gdy usłyszał znajome krzyki Black całkiem się wycofał. Czas wracać do domu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nilme - Przepraszam

Annie- Faktycznie krótki... I dlaczego mnie tam nie ma?

Severus - Bo nikt cię nie lubi

Mary - Bo ciebie wszyscy kochają, co?!

Severus - Właśnie wszyscy dowiedzieli się jak usychałaś za mną z tęsknoty, więc lepiej siedź cicho

Nilme - Pomocy, błagam

Cukier i Marcepan | Severus Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz