Rozdział VI

546 46 8
                                    

- Kate kochanie, co mam ci powiedzieć? - westchnął siedząc w swoim fotelu. - Według mojego wywiadu tego Smarka nie ma w kraju, a co dopiero w Londynie. Już nie wiedział co mówić, by przestała się martwić.

- Ale Mary go widziała... - żona bawiła się jego włosami siedząc mu na kolanach.

- Katuś. - objął ją i wtulił w ciemne włosy. - Skąd pewność, że to był on? - zamknął oczy korzystając z wygodnej pozycji i skupiając na pieszczotach, które niestety ustały po tym pytaniu.

- Sugerujesz, że...?

- Ja nic nie sugeruje. - oświadczył. - Po prostu Snape'a nie ma w kraju, a mi się taki stan rzeczy podoba i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Mary bez niego odżyła.

- I goniła do wczoraj po ulicy. - dodała na co jej mąż westchną.

- To był jej pierwszy wieczór poza domem od dawna. Sama mówiłaś, że piłyście, było głośno. Mogło jej się przywidzieć. - stwierdził.

- Mogło. - skinęła głową zmartwiona i ponownie zaczęła przeczesywać jego długie loki. - Martwię się o nią.

- Ja też kochanie, ale jak będziemy tak nad nią wisieć, to w życiu do siebie nie dojdzie.

- Pewnie masz rację. - westchnęła patrząc w ogień. I co ona ma zrobi?

- Jasne, że mam. A ty powinnaś przestać traktować ją jak dziecko. To dorosła kobieta, musi w końcu zacząć sama myśleć.

Czerwone od szminki usta zacisnęły się w linię, to prawda. Mary musi zacząć myśleć sama i o rzeczywistości.

~<^>~

- Mary Turing. Jesteś kompletną wariatką. - powiedziała sama do siebie, gdy udało jej się aportować na ulice śmiertelnego Nokturnu. Była magomedyk nigdy by się tam nie zapuściła, ani choćby o tym nie pomyślała, ale ostatni tydzień wyprał z niej resztki irracjonalnego rozsądku. Blackówie powtarzali, że to co zobaczyła było jedynie pijackim maniakiem. Do tego wszystkie znaki na niebie i na ziemi, czyli plotki Kate i informatorzy Syriusza mówiły, że Severus Snape przestał istnieć dla brytyjskiej części czarodziejskiego pół świadka. Ale nie dla niej.

Szła zakapturzona po miejscach wzbudzających w niej wewnętrzne obrzydzenie. Mijała ludzi, których jej instynkt samozachowawczy kazał się bać i wrócić biegiem do bezpiecznego domu. Ale niestety dla siebie Mary była zbyt zaparta i nieustępliwa. Widziała spojrzenia swoich bliskich i słyszała szepty. Zaczynali uważać że zwariowała. Coraz pobłażliwej podchodzili do jej zachowania, a sprawozdania z porażek kwitowali krótkim spojrzeniem typu "a nie mówiłem?". 

Tylko patrzeć jak zamkną ją bez różdżki na specjalnym oddziale w Mungu, dla jej dobra jakby się zarzekli. Najgorsze było to, że powoli zaczynała im wierzyć, z każdą porażką coraz bardziej. Kręciła się po różnych miejscach i rozmawiała z ludźmi, którzy mogliby zabić ją na milion sposobów, gdyby tylko mieli taki kaprys. Ale Severusa nie było nigdzie. Ucieleśnienie wywaru żywej śmierci przepadło, nikt go nie widział, nikt o nim nie słyszał. Poza samą Mary, która sama zaczynała w to wątpić. Coraz mocniej wierzyła w pijackiego wida, a z każdą kolejną porażką zaczynała wierzyć, że naprawdę wpada w otchłań szaleństwa.

Nie miała pojęcia dlaczego go szuka, wiedziała tylko, że chce go zobaczyć. A jednocześnie boi się tego. Bała się, że i w jego ciemnych niczym onyks oczach zobaczy tą pobłażliwość, którą darzy się na przykład gości od teorii płaskiej Ziemi. Był jak czas. Potrzebujemy go, a jednocześnie jego upływa nas przeraża.

Spojrzała w ciemne i ponure niebo. Tam go na pewno nie znajdzie. Ruszyła w dalszą drogę.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Nilme: Pamiętajmy o poległych w Bitwie o Hogwart. Dzisiaj przypada jej 22 rocznica.

Severus: A mogłem już ziemię gryźć i komu by to przeszkadzało?

Nilme: Zamknij się lepiej i idź na obchody. Do zobaczenia *kłania się*

Cukier i Marcepan | Severus Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz