Jimin czuł, że walka z atakującą go bestią za chwilę skończy się dla niego tragicznie. Wielkie dłonie trzymały jego ramiona mocno przyciśnięte do ziemi, a zęby kłapały niedaleko jego twarzy z nienaturalnie szeroko rozwartych ust. Chłopak widział dużo w swoim życiu jednak aktualna sytuacja przerażała go i mimo uporczywych prób odepchnięcia od siebie bestii ta była coraz bliższa temu, aby go ugryźć. Gdy siły Jimina powoli go opuszczały zarażony wykorzystał słabość rąk, które do tej pory go na dystans i zatopił zęby w ramieniu chłopaka. Jimin poczuł przeszywający ból, a obraz przed oczami zrobił się czarny. Usłyszał jeszcze huk i przez głowę przeszło mu, że może to jego łamiąca się kość, ponieważ ból w jego ramieniu był okropny. Poczuł ciężar na swoim ciele jakby monstrum, które wisiało nad nim chwile temu teraz go przygniatało. Zamrugał kilkukrotnie, aby ciemność ustąpiła obrazom otaczającej go rzeczywistości. To co dostrzegł jako pierwsze to ciało zarażonego leżące na nim jednak potwór nie trzymał go już i nie atakował a jedynie trwał zupełnie nieruchomo. Chłopak zauważył też ruch odrobinę dalej jednak palący ból, który rozchodził się już po całym jego ciele nie pozwalał mu się skupić na poruszającym się obiekcie. Czuł mrowienie w kończynach i wiedział, że prawdopodobnie jego ciało atakuje zabójczy wirus. Rozpaczliwie starał się skupić na sylwetce, która była coraz bliżej chcąc jak najdłużej zachować świadomość. Jego przerażenie było jednak jeszcze większe, gdy przed sobą zobaczył Jungkooka, który odepchnął zarażonego na bok i strzelił do nieruchomego już ciała. Wtedy do Jimina dotarło, że huk, który słyszał był dźwiękiem postrzału i to najprawdopodobniej Jungkook zabił bestie, która go zaatakowała. Jungkook spojrzał na Jimina i na ranę w jego ramieniu. Wciąż trzymając broń w ręku skierował się w jego stronę i leżący na ziemi chłopak starał się odsunąć odpychając się kończynami choć wiedział, że na niewiele się to zda. Jimin wiedział, że Jungkook zastrzeli go tak samo jak bestię przed chwilą, skoro dostrzegł, że został ugryziony. Ich spojrzenia się skrzyżowały, jedno przepełnione mieszanką bólu i przerażenia, drugie natomiast zimne i obojętne. Jungkook schował jednak broń i ukucnął blisko Jimina. Sięgnął, bo niewielką torbę przymocowaną do munduru. Znajdowało się tam pięć okrągłych otworów, jeden z nich był pusty, w reszcie tkwiły strzykawki wypełnione przezroczystą cieczą. Jungkook wyjął jedną z nich, a wolną ręką chwycił za nadgarstek Jimina i przyciągnął w swoją stronę. Zraniony chłopak chciał się sprzeciwić jednak uścisk był na tyle silny, iż wiedział, że szarpanina przy resztkach jego sił i świadomości będzie bezskuteczna. Jungkook zdecydowanym ruchem wkuł igłę strzykawki i wprowadził jej zawartość w żyłę po czym przez chwilę wpatrywał się w leżącego chłopaka, który, mimo że również wzrok miał skierowany na niego wydawał się nieobecny. Zrobiło się już praktycznie ciemno i powietrze znacznie się ochłodziło. Po chwili ciszy Jungkook usłyszał szuranie za sobą i bez chwili zawahania wyjął znów broń i odwrócił się w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Nie zajęło mu długo zlokalizowanie powłóczącej nogami postaci i zastrzelenie jej. Zapadła znów cisza, gdy przyglądał się czy aby na pewno uśmiercił potwora. Gdy tamten leżał w bezruchu przez jakiś czas zwrócił się na powrót do Jimina, którego spojrzenie wydawało się trochę bardziej żywe i świadome otaczającego go świata.
-Musimy ruszać, zaraz będzie ich zbyt dużo – mruknął Jungkook i bez większego problemu przerzucił sobie bezsilnego chłopaka przez ramię.
Jimin chciał zaprotestować, chciał wyrwać się i uciec jak najdalej, ale czuł się jakby był w obcym ciele. Mimo prób poruszenia chociaż ręką jego kończyny nie ruszały się. Czuł, że huczy mu w głowie i choć próbował nadążyć za tokiem wydarzeń to miał wrażenie jakby wszystko dział się w przyspieszonym tempie. W tym czasie Jungkook truchtem mijał kolejne budynki rozglądając się naokoło. Kojarzył tę okolicę i wiedział, że gdzieś w pobliżu znajduje się dom, który nadaje się na nocne schronienie jednak pod presją czuł, że znalezienie budynku zajmuje mu więcej czasu niż powinno. Słyszał szelesty i powolne ruchy z różnych stron więc starał się być w ciągłej gotowości do strzału. Wiedział jednak, że jeśli się nie pospieszy nie odeprze zmasowanego ataku wroga. Po pewnym czasie poczuł jak chłopak, którego wciąż niósł zaczyna ruszać się z każdą chwilą bardziej agresywnie. Jimin odzyskiwał czucie i kontrolę nad swoim ciałem i za wszelką cenę chciał się wyswobodzić.
-Puść mnie do cholery – warknął cicho próbując kopnąć Jungkooka w brzuch. Nie zdawało się to na nic, gdy był trzymany w mocnym uścisku jednak Jimin nie zamierzał się poddawać. Zdziwił się jednak, gdy Jungkook zatrzymał się w pewnym momencie. Nie puścił go jednak tylko wystrzelił. Raz i drugi. Razem z hukiem dało się słyszeć pusty dźwięk uderzania ciał o ziemię. Jimin znieruchomiał i za chwilę usłyszał kolejny strzał. Spróbował odwrócić się tak aby zobaczyć co się dzieje jednak pozycja w jakiej się znajdował nie pozwalała mu na to. Jungkook czując, że chłopak, którego trzyma znów zaczyna się wyrywać postawił go obok siebie na ziemi. Wtedy Jimin poczuł, że wcale nie ma tyle swoich dawnych sił, ile potrzebowałby utrzymać się na nogach i szybko złapał się ramienia Jungkooka, aby nie upaść. Przed nimi z ciemności powłócząc nogami zbierały się potworne postacie. Mruczały coś co brzmiało jak upiorny chór. Gdy któryś zbliżył się za bardzo Jungkook strzelał do niego jednak, gdy będzie ich więcej nie będzie miał szans, aby rozprawić się z nimi wszystkimi. Widział już jednak cel swojego poszukiwania i przy odrobienie szczęścia miał szansę się tam przedrzeć.
-Nie szarp się tym razem – warknął ostrzegawczo Jungkook chwytając go znów w pół i ruszając jak najszybciej przed siebie. Jimin nie planował mu tego utrudniać. Wiedząc, że jego siły nie pozwalają mu nawet poruszać się o własnych siłach i widząc co czyha na nich w ciemności mógł jedynie liczyć na Jungkooka.
Sprowokowane nagłym ruchem potwory ruszyły w ich stronę wyciągając chude ręce. Jungkook musiał decydować, które zbliżają się najbardziej, ponieważ nie dawał rady mordować ich wszystkich. Nocna cisza znikła zastąpiona dźwiękiem wystrzałów i wściekłego bulgotu goniących ich istot. Jungkook przeskoczył jednym susem kilka zrujnowanych schodków i stanął przed drewnianymi drzwiami, które wydawały się wyjątkowo solidne w porównaniu do innych. Otworzył je z hukiem i wbiegł do pomieszczenia zatrzaskując je natychmiast za sobą. Pozwolił by Jimin zsunął się z jego ramienia, gdy całym ciałem zaparł drzwi i wciąż z bronią w ręku rozejrzał się wokoło. Jungkook znał ten dom. Stanowił on schronienie, gdy jego ekspedycja zajmowała zbyt długo i potrzebował schronienia na noc. Dom był piętrowy, a jego największą zaletą stanowiła możliwość zamknięcia go od środka. Wykorzystał więc tą możliwość przekręcając trzy zamki w drzwiach i odetchnął ciężko. Zajrzał do kilku pomieszczeń, które nie były widoczne, gdy stało się przy drzwiach, aby upewnić się, że nic im nie zagraża po czym wrócił do Jimina. Chłopak siedział na podłodze obok drzwi i wpatrywał się w niego. Dopiero gdy wściekłe odgłosy były słyszalne jedynie na zewnątrz, a oni byli bezpieczni w domu dotarło do nich jak dziwna i niezręczna jest ta sytuacja. Odkąd Jungkook zastrzelił bestię, która zaatakowała Jimina wszystko działo się tak nagle, że nie mieli czasu nawet się nad tym zastanowić, teraz natomiast wpatrywali się w siebie w milczeniu.
-Idziemy na górę – zarządził w końcu Jungkook i znów podniósł Jimina. Chłopakowi był już wszystko jedno, czuł się wyczerpany oraz przytłoczony wydarzeniami dnia. Starał się jeszcze ogarnąć wzrokiem praktycznie pusty parter pełen jedynie gruzu, gdy Jungkook wpinał się z nim po trzeszczących drewnianych schodach.
~~~~
Bardzo dziękuję każdemu kto to czyta i cierpliwie czeka na następne rozdziały <3
Naprawdę to podziwiam bo zdaję sobie sprawę ile mi zajmuje pisanie xd
CZYTASZ
CMD - Chronic Madness Disease | JIKOOK/KOOKMIN
Hayran KurguW świecie trawionym przez straszliwego wirusa trzeba być zwyczajnie głupim lub bardzo odważnym by pozwolić sobie na miłość. Świat nie jest taki jak kiedyś. Ten świat to miejsce w którym niewiele osób jest w stanie przeżyć. Z miast pozostały już tylk...