Witam Was serdecznie z moim nowym fanfiction. Jest to coś zupełnie innego, coś czego jeszcze nigdy i nigdzie nie widziałam, ale mimo to liczę na to, że przypadnie Wam do gustu. Wkładam w tę książkę dużo serca i czasu, więc mam nadzieję, że się spodoba. Pod rozdziałami często znajdziecie mały słowniczek wszystkich słów, które mogą wymagać tłumaczenia oraz dopiski od autora. Aktualizajce planuję standardowo na poniedziałki :) Dajcie znać co myślicie...
Miłego czytania!
Wszyscy zawsze powtarzali mi, że byłem urodzonym sportowcem. Nigdy wcześniej jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiałem, ale teraz widzę, że może faktycznie było w tym trochę prawdy.
Kiedy miałem cztery lata, mama zapisała mnie na zajęcia taneczne. Na początku całkiem mi się podobało, nie mogłem narzekać, ale z biegiem czasu znudziło mi się, pomimo tego, że naprawdę byłem w tym dobry. W międzyczasie chodziłem także na zajęcia z lekkoatletyki i siatkówki. Zdałem sobie sprawę, że to także żadna z tych rzeczy, która przynosiłaby mi przyjemność. Co z tego, że szło mi świetnie, że zawsze potrafiłem odebrać piłkę w odpowiednim momencie, że umiałem biegać i osiągać przy tym najlepsze wyniki w całym mieście, że byłem po prostu doskonałym w tym co robiłem, skoro i tak nie sprawiało mi to żadnej przyjemności?
Po czasie uświadomiłem sobie, że cały mój udział w tym wszystkim był tylko głupią zachcianką moich rodziców. Musieli się przecież mieć czym pochwalić przed swoimi znajomymi i rodziną. Miałem być ich idealnym synem, bez złych stopni, zawsze najlepszym we wszystkim, ułożonym i spokojnym. Oni sami tacy byli, znaczy się, sprawiali takie wrażenie. Bogaci prawnicy, jedni z najlepszych w całej Korei, dosłownie śpiący na pieniądzach, ze wspaniałym synem i poszanowaniem wśród społeczeństwa. Brzmiało to jak piękny sen, lecz miało to swoje ciemne strony i moim zdaniem, było ich znacznie więcej tych jasnych. Właściwie, nie widziałem prawie żadnych pozytywów tego wszystkiego.
Odkąd tylko pamiętam, moich rodziców nigdy nie było w domu. Zawsze byli zajęci czymś — jak to w zwyczaju mówili – śmiertelnie ważnym. Przesiadywali całe dnie w swoich biurach, albo w ogóle nie było ich w domu przez tygodnie, tłumacząc się jedynie trudną pracą. Nigdy nie pokazali mi jak to jest być kochanym. W naszym domu, a raczej miejscu zamieszkania — bo ciężko było mi nazwać ten budynek domem, zważając na to, że dom kojarzy się z ciepłem i miłością — nigdy nie było przytulnie i ciepło. Nie znałem definicji rodzinnej atmosfery. Czułem się jakbym nie miał rodziny.
Przez całe te lata miałem tylko jedną osobę, która jakkolwiek zastępowała mi rodziców. Moja kochana, najlepsza na całym świecie — Kim Yeri. Ta prawie siedemdziesięcioletnia kobieta była dla mnie niemalże jak matka i byłbym gotowy oddać za nią życie w każdej chwili. To ona zmieniała mi pieluszki kiedy byłem małym chłopcem. To ona zaprowadziła mnie za rękę do budynku przedszkola pierwszy raz w życiu. Z nią rozpocząłem pierwszą klasę, później gimnazjum i liceum i z nią odbierałem świadectwo ukończenia szkoły w zeszłym roku. Yeri była przy mnie zawsze, kiedy jej potrzebowałem. Była wspaniała, zawsze gotowa, aby mnie wysłuchać, doradzić, otrzeć łzy, kiedy było trzeba, a także sprawić, że nie przestawałem się uśmiechać przez cały dzień. Wspierała mnie na każdym kroku i w każdej mojej decyzji i robi to do dzisiejszych dni, za co będę jej wdzięczny do końca życia.
CZYTASZ
Escape from reality || Yoonmin
Hayran Kurgu[W TRAKCIE] Park Jimin, dzięki szczęśliwemu przypadkowi poznaje młodego mężczyznę - Min Yoongiego i z czasem oboje stają się swoimi ucieczkami od szarej rzeczywistości. AU - BTS, TXT, SKZ nie istnieją fluff, chat, angst, instagram, social media, mo...