1

195 7 5
                                    

Witam Was serdecznie z moim nowym fanfiction. Jest to coś zupełnie innego, coś czego jeszcze nigdy i nigdzie nie widziałam, ale mimo to liczę na to, że przypadnie Wam do gustu. Wkładam w tę książkę dużo serca i czasu, więc mam nadzieję, że się spodoba. Pod rozdziałami często znajdziecie mały słowniczek wszystkich słów, które mogą wymagać tłumaczenia oraz dopiski od autora. Aktualizajce planuję standardowo na poniedziałki :) Dajcie znać co myślicie...

Miłego czytania!

Miłego czytania!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Wszyscy zawsze powtarzali mi, że byłem urodzonym sportowcem. Nigdy wcześniej jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiałem, ale teraz widzę, że może faktycznie było w tym trochę prawdy.

Kiedy miałem cztery lata, mama zapisała mnie na zajęcia taneczne. Na początku całkiem mi się podobało, nie mogłem narzekać, ale z biegiem czasu znudziło mi się, pomimo tego, że naprawdę byłem w tym dobry. W międzyczasie chodziłem także na zajęcia z lekkoatletyki i siatkówki. Zdałem sobie sprawę, że to także żadna z tych rzeczy, która przynosiłaby mi przyjemność. Co z tego, że szło mi świetnie, że zawsze potrafiłem odebrać piłkę w odpowiednim momencie, że umiałem biegać i osiągać przy tym najlepsze wyniki w całym mieście, że byłem po prostu doskonałym w tym co robiłem, skoro i tak nie sprawiało mi to żadnej przyjemności?

Po czasie uświadomiłem sobie, że cały mój udział w tym wszystkim był tylko głupią zachcianką moich rodziców. Musieli się przecież mieć czym pochwalić przed swoimi znajomymi i rodziną. Miałem być ich idealnym synem, bez złych stopni, zawsze najlepszym we wszystkim, ułożonym i spokojnym. Oni sami tacy byli, znaczy się, sprawiali takie wrażenie. Bogaci prawnicy, jedni z najlepszych w całej Korei, dosłownie śpiący na pieniądzach, ze wspaniałym synem i poszanowaniem wśród społeczeństwa. Brzmiało to jak piękny sen, lecz miało to swoje ciemne strony i moim zdaniem, było ich znacznie więcej tych jasnych. Właściwie, nie widziałem prawie żadnych pozytywów tego wszystkiego.

Odkąd tylko pamiętam, moich rodziców nigdy nie było w domu. Zawsze byli zajęci czymś — jak to w zwyczaju mówili – śmiertelnie ważnym. Przesiadywali całe dnie w swoich biurach, albo w ogóle nie było ich w domu przez tygodnie, tłumacząc się jedynie trudną pracą. Nigdy nie pokazali mi jak to jest być kochanym. W naszym domu, a raczej miejscu zamieszkania — bo ciężko było mi nazwać ten budynek domem, zważając na to, że dom kojarzy się z ciepłem i miłością — nigdy nie było przytulnie i ciepło. Nie znałem definicji rodzinnej atmosfery. Czułem się jakbym nie miał rodziny.

Przez całe te lata miałem tylko jedną osobę, która jakkolwiek zastępowała mi rodziców. Moja kochana, najlepsza na całym świecie — Kim Yeri. Ta prawie siedemdziesięcioletnia kobieta była dla mnie niemalże jak matka i byłbym gotowy oddać za nią życie w każdej chwili. To ona zmieniała mi pieluszki kiedy byłem małym chłopcem. To ona zaprowadziła mnie za rękę do budynku przedszkola pierwszy raz w życiu. Z nią rozpocząłem pierwszą klasę, później gimnazjum i liceum i z nią odbierałem świadectwo ukończenia szkoły w zeszłym roku. Yeri była przy mnie zawsze, kiedy jej potrzebowałem. Była wspaniała, zawsze gotowa, aby mnie wysłuchać, doradzić, otrzeć łzy, kiedy było trzeba, a także sprawić, że nie przestawałem się uśmiechać przez cały dzień. Wspierała mnie na każdym kroku i w każdej mojej decyzji i robi to do dzisiejszych dni, za co będę jej wdzięczny do końca życia.

Escape from reality || YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz