Chapter 13

192 16 43
                                    


✧.*ೃ༄. ˚ ✫ ˚ . ⋆

Światło słoneczne odbiło się od mojej twarzy, sprawiając, że skrzywiłam się nieznacznie. Nienawidziłam poranków.

Spróbowałam odwrócić się na drugi bok, ale czyjaś... noga? Skutecznie mi to uniemożliwiła. Serce momentalnie przyspieszyło w mojej klatce piersiowej. Otworzyłam oczy, zupełnie przerażona, ale westchnienie ulgi wydobyło się z moich ust, gdy dotarło do mnie, że to tylko Josh rozwalił się na moim łożku, praktycznie spychając mnie na sam bok.

Przewróciłam oczami, mimowolnie się uśmiechając. Jednak mój dobry humor uleciał tak szybko, jak tylko się pojawił. Kac dał o sobie znać. Czułam się, jakby ktoś przywalił mi patelnią w łeb, a potem dodatkowo zrzucił mi na nią cegłę, usiłując rozwalić mi głowę. Totalna masakra.

-Wstawaj, wielkoludzie! - krzyknęłam, ujmując najbliższą poduszkę w dłoniach, po czym walnęłam go nią w twarz. Ten błyskawicznie zerwał się do pozycji siedzącej, piszcząc przeciągłe. Wybuchnęłam prześmiewczym śmiechem na ten dźwięk. - O kurde - wydusiłam pomiędzy napadami śmiechu. - Myślałeś nad śpiewaniem w operze? Nigdy nie słyszałam tak wysokich dźwięków.

-Bardzo śmieszne - przewrócił oczami. - Cieszę się, że humor z rana dopisuje - prychnął. - A jak twoja główka? - wystawiłam język w jego stronę. - Dzieciak - mruknął pod nosem, wyraźnie rozbawiony.

-Kochasz mnie - zauważyłam. - A teraz bierz ze mnie tą zmutowaną nogę, bo muszę siusiu - rzuciłam wymowne spojrzenie w stronę owej kończyny. Ciężar zniknął z mojego ciała, na co skinęłam głową z wdzięcznością. - Dzięki piękne.

Załatwiłam swoje potrzeby, po czym wróciłam do swojego pokoju, marszcząc brwi. Ból głowy nie dawał o sobie zapomnieć na dłużej niż minutę.

Josh dalej siedział w tej samej pozycji, robiąc coś na telefonie.

-Nie za wygodnie ci? - zakpiłam, wyciągając czyste rzeczy z szafy. Dalej byłam w tych samych ubraniach, w których wyszłam z domu. W tamtym momencie coś do mnie dotarło...

-Właściwie to nie narzekam - wzruszył ramionami, odkładając komórkę.

-Josh... - mruknęłam speszona, siadając obok niego. - Co ty tu właściwie robisz? - nie ukrywałam, że rzadko kiedy budziłam się z gejem w jednym łożku, a zwłaszcza, gdy ubiegłego dnia praktycznie nie pamiętałam o jego obecności. - No mów! - szturchnęłam go łokciem. Ten jedynie zaczął się śmiać pod nosem. - Jesteś nieznośny - jęknęłam poirytowana.

-Komuś chyba urwał się film - parsknął śmiechem. - Co ostatnie pamiętasz?

Zastanowiłam się chwilę nad przebiegiem wczorajszego wieczoru. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że bajerowałam jakiegoś kompletnie obcego typa w barze. Może i nie był jakiś najgorszy, ale w dalszym ciągu, takie rzeczy zdecydowanie nie przydarzały mi się zbyt często.

-O cholera - burknęłam pod nosem.

-Spędziłaś cały wieczór z Mikaelsonem? - zapytał, wyraźnie niezadowolony. Przytaknęłam, kompletnie speszona.

-Ale... - zreflektowałam się. - Skąd ty to w ogóle wiesz? - rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. Nie miałam pojęcia co się działo i zdecydowanie mi się to nie podobało. - O cholera... - pacnęłam się w czoło. - Byliśmy umówieni.

-Mhm - przytaknął, kręcąc głową. - Dzwoniłem do ciebie chyba cały wieczór, a ty łaskawie odebrałaś po dobrych kilku godzinach i to totalnie wstawiona.

-Przepraszam - nerwowy chichot wydobył się z moich ust. - To nie tak miało...

-Co ty z nim właściwie robiłaś? Skąd on się tam wziął? - przerwał mi, wyraźnie zdenerwowany. - Myślałem, że Cami mówiła ci, że spędzanie czasu z Mikaelsonami to zły pomysł - mruknął, naburmuszony.

-To nie tak - pokręciłam głową, próbując skupić się na własnych słowach, ale ból zdecydowanie mi tego nie ułatwiał. - Spotkałam go na ulicy, zgubiłam klucze, a on mi je oddał...

-Skąd miał twoje klucze? - zdziwił się, na co westchnęłam.

-Mógłbyś mi nie przerywać? - wetknęłam palec w jego żebra. - To denerwujące.

-Po prostu to wszystko jest jakieś dziwne - stwierdził, unosząc brwi ku górze. - Klucze magicznie ci giną, a on akurat je znajduje i wie, że należą do ciebie, po czym zaprasza cię na randkę.

-Jaką randkę - wzdrygnęłam się teatralnie. - W głowę się puknij. A poza tym, to nie było do końca tak - dodałam po chwili ciszy. - Teoretycznie sama się na to zgodziłam - objęłam się ramionami.

-Riley, ja po prostu sądzę, że to wszystko jest jakieś dziwne - mruknął, wyraźnie spokojniejszy. - Miałem kilka spraw z jego bratem i zdecydowanie nie skończyło się to dla mnie korzystnie. Poważnie, nie wiem, czy znam lepszych manipulantów niż Mikaelsonowie.

-Uspokój się, na miłość boską - przewróciłam oczami, zmęczona jego bezsensowną paplaniną. - Nic mi się przecież nie stało, a nawet dobrze się bawiłam - wzruszyłam ramionami.

-Nie chce, żeby stało się coś złego - wyjaśnił.

-Przecież nic się nie stanie - uparcie trwałam przy swoim. - Kol jest w porządku - no, a przynajmniej tak mi się wydawało...

-Skoro tak twierdzisz.

-Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia - uśmiechnęłam się, czując ulgę. - Naprawdę czasami jest z tobą gorzej niż z dzieciakiem.

-Dorosła się odezwała.

-Przypominam, że jestem cztery lata młodsza - zauważyłam, na co kpiarsko pokręcił głową.

-Widać - skwitował i podniósł się z miejsca.

-Nienawidzę cię - wystawiłam środkowy palec w jego stronę.

-Riley Campbell - chodzący dowód dojrzałości - zakpił, wywołując u mnie śmiech. Nie potrafiłam się na niego gniewać. - A teraz, „pani dojrzała" - zrobił cudzysłów palcami - idę po aspirynę.

-Idź, bo chyba zaraz rozsadzi mi mózg - wyznałam, na co skinął głową z rozbawieniem i wyszedł.

Naprawdę go polubiłam.

✿ڿڰۣ-

CARELESS WHISPERS || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz