Chapter 16

142 11 9
                                    


✧.*ೃ༄. ˚ ✫ ˚ . ⋆

-Uśmiercę cię - te dwa słowa były pierwszymi, które opuściły moje usta, w momencie, w którym usiadłam na miejscu pasażera w samochodzie mojego przyjaciela. - Przysięgam, że jak tylko wysiądziesz z tego auta, zrobię ci krzywdę, jakiej jeszcze nie wynaleziono - uśmiechnęłam się sztucznie w stronę stale podśmiechującego Roszy. - Masz taryfę ulgową tylko dlatego, że lubię te podgrzewane siedzenia i najzwyczajniej w świecie jest mi ich szkoda - stwierdziłam z pełną powagą, wytykając palec wskazujący w jego stronę. Musiałam przekonać go o stuprocentowej szczerości moich słów.

-Daj spokój - przewrócił oczami. - To tylko trochę wody - gdy to zdanie opuściło jego usta, w końcu na mnie spojrzał. Zapewne zobaczył mój sarkastyczny wyraz twarzy i szarą bluzę, którą miałam na sobie, bo mina momentalnie mu zrzekła. - Domyślam się, że coś mnie ominęło? - uniósł brew ku górze, wyraźnie zdziwiony.

-Przegapiłeś całkiem niezły teatrzyk - wyznałam, wcześniej mrugając kilkukrotnie. Moje poirytowanie w tamtej chwili było nie do opisania za pomocą słów. - Wpadłam na przeklętego Kola Mikaelsona na środku chodnika pełnego ludzi i wiesz co?

-Hm? - mruknął, zaciekawiony dalszym ciągiem wydarzeń. Jego wzrok stale wbity był we mnie, jednak mimika jego twarzy momentalnie się zmieniła. Na wspomnienie o szatynie, jego dobry humor zdecydowanie odleciał.

-Zatkało mnie - wyznałam, ściszając głos. - Prawie wywaliłam się na swój przygłupi ryj, ale on złapał mnie w ostatniej chwili i wtedy dosłownie zastygłam. Nie mam pojęcia co to było, ale nigdy się tak nie zachowywałam - wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. - Do tego widział mnie w staniku - przypomniałam sobie, na co szatyn dość mocno się skrzywił.

-Na Odyna, jak do tego doszło? - wzdrygnął się, wyraźnie zniesmaczony.

-Okazało się, że nie jest ślepy! - wyrzuciłam ręce do góry, po czym pacnęłam się w czoło. Wolałam już zdecydowanie nie słyszeć innych, durnych pytań tego typu. Ciemnowłosy przewrócił oczami i wytknął język w moją stronę. - Wyrośnięte dziecko - skwitowałam. - A tak na poważnie, po prostu dał mi bluzę, żebym mogła zdjąć koszulkę - wzruszyłam ramionami, a na mojej twarzy zagościł niekontrolowany uśmiech. Niby nic niezwykłego, ale gdy patrzyłam na to wszystko z perspektywy czasu, to było całkiem miłe.

-To dziwne - mruknął skrzywiony.

-Co w tym dziwnego? - westchnęłam. Był niemożliwy. Ile można doszukiwać się na siłę czegoś złego w innym człowieku?

-Mikaelson nie należy do takich - oznajmił z przekąsem. - Myślę, że czegoś od ciebie chce - powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie, obserwując kątem oka moją reakcję. Posłałam mu spojrzenie, jakbym patrzyła na debila.

-Może najzwyczajniej w świecie, dobrze się dogadujemy? - westchnęłam, zmęczona stałym doszukiwaniem się spisków. - Takie rzeczy się zdarzają.

-O nie, Riley, nie z nim - pokręcił głową. - Przecież praktycznie się nie znacie, a on robi dla ciebie takie rzeczy. To do niego niepodobne.

-Ludzie się zmieniają - wzruszyłam ramionami.

-Kobieto, przestań go bronić - jęknął niechętnie.

-Przecież nie jest taki zły - wbiłam wzrok w czubki butów.

-Diabeł wcielony - upierał się.

Niczego już nie odpowiedziałam, ale chwilę później, poczułam, jak palec Josha wbija się w moje żebro, niekoniecznie delikatnie.

-Auć! - pisnęłam, łapiąc się w bolące miejsce. - Nie dało się lżej? - przewróciłam oczami. - Jesteś wyjątkowo agresywny, jak na geja, który sprawia wrażenie potulnego baranka - burknęłam pod nosem.

-Ty się w nim zabujałaś - olśniło go. Kompletnie zignorował zarówno moje wcześniejsze słowa, jak i drogę, i po prostu patrzył się na mnie w osłupieniu.

-Skąd ci takie rzeczy do głowy przychodzą? - wzdrygnęłam się teatralnie. - Przecież ja nie znam tego człowieka. Nie wiem o nim niczego poza tym, jak ma na imię - może minimalnie skłamałam, ale tego nie musiał wiedzieć.

-Ściemniasz - prychnął, urażony. - Nie wierzę, że ty - zrobił nacisk na ostatnie słowo - próbujesz mnie oszukać - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Ten świat schodzi na psy - podsumował.

-No dobra - jęknęłam, przewracając oczami. - Może troszeczkę mi się podoba, ale przysięgam, że tylko wizualnie - uniósł brwi ku górze, tępo się we mnie wpatrując. - Skup się na drodze, chcę jeszcze trochę pożyć - skarciłam go, jednak nic to nie dało. - No już, nie patrz tak na mnie - poprosiłam, zażenowana.

-Nie dowierzam - wyznał. - Niech mnie ktoś uszczypnie i powie, że to tylko zły sen - walnął czołem w kierownicę. Nawiasem mówiąc, nie mam pojęcia, jakim cudem ten człowiek jeszcze śmiertelnie nie rozbił się o jakieś drzewo.

-Uspokój się - przewróciłam oczami. Zaczynałam się coraz bardziej denerwować. - Przecież nie powiesz, że nie jest przystojny! - oburzyłam się.

-Obrzydliwe - burknął, udając odruch wymiotny.

-Mhm, gadaj, gadaj, ja posłucham - prychnęłam. - Mikaelson jest najzwyczajniej w świecie przystojny, ale nie myślę o nim w... w kompletnie żaden sposób - broniłam się.

Może nie do końca wszystko, co mówiłam było prawdą, ale przecież sama właściwie nie rozumiałam, o co mi chodzi. Nigdy się tak nie czułam, a zwłaszcza w towarzystwie niemal obcego chłopaka.

-Dokończymy tą rozmowę jak będziesz bardziej wylewna - posłał w moją stronę sugestywne spojrzenie.

Od razu zrozumiałam, o co mu chodziło. Chciał mnie najzwyczajniej w świecie upić, żebym powiedziała mu prawdę. Naprawdę z dnia na dzień traciłam wiarę względem tego człowieka.

-Ale przecież ja nawet nie mogę pić - zauważyłam, chowając twarz w dłoniach. - Dajcie mi wszyscy święty spokój - jęknęłam z niezadowoleniem. - Wszyscy mnie demoralizują.

-Lampka wina jeszcze nikomu nie zaszkodziła - wzruszył ramionami, zadowolony z własnego pomysłu.

-Wierzę, bo muszę.

✿ڿڰۣ-

CARELESS WHISPERS || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz