✧.*ೃ༄. ˚ ✫ ˚ . ⋆-Szef cię nie zabije? - zapytałam, obserwując, jak Cami ze stoickim spokojem przemierza ulice Nowego Orleanu.
Nawiasem mówiąc, to miasto było prześliczne. Pełne życia, kolorów i przede wszystkim wydawało się dosłownie tryskać energią. Uśmiech malował się na mojej twarzy niemal automatycznie, gdy wpatrywałam się w liczne budynki, czy spacerujących ludzi.
Naprawdę ciężko było mi zrozumieć, skąd u O'Connell cała ta ostrożność i niepewność względem niego. Byłam tu zaledwie jedną noc, a już mogłam szczerze powiedzieć, że powoli zaczynałam się w nim zakochiwać.
-Kiedy zobaczy, że przyprowadziłam ze sobą nową barmankę, wręcz padnie mi do stóp - oznajmiła. - Poza tym, tyle razy ratowałam mu tyłek, że nawet nie odważy się podnieść na mnie głosu - po chwili przewróciła oczami. - Zresztą, niech tylko spróbuje - posłała mi sugestywne spojrzenie, na widok którego parsknęłam śmiechem.
-Załóżmy, że wierzę ci na słowo - mruknęłam, uśmiechnięta. - Poza tym, skąd taka pewność, że mnie przyjmie - posłałam jej niepewne spojrzenie. - Przecież ja nawet szkoły nie skończyłam - zakpiłam.
-To Nowy Orlean - prychnęła. - Tutaj edukacja nie ma znaczenia, liczy się to, czy umiesz sobie poradzić - wyjaśniła. - Tu rządzą najsilniejsi, a sposób bycia tego miasta naprawdę przypomina jeden wielki łańcuch pokarmowy - dodała, rzucając mi przelotne spojrzenie pełne powagi. - Poza tym, wisi mi przysługę - powiedziała, uśmiechając się pod nosem i otworzyła przed nami drzwi. - Oho - mruknęła, wbijając wzrok w czarnoskórego mężczyznę za barem, którego chyba już gdzieś widziałam. - Trafiłyśmy na zły moment - burknęła, ściszając głos. - Teraz jego zmiana - oznajmiła i pociągnęła mnie ze sobą za bar.
-Cami, jak długo mam na ciebie czekać? - westchnął z niezadowoleniem, patrząc na nią spod przymrużonych oczu.
-Ciebie też miło widzieć, Marcel - prychnęła. - Poza tym, przyprowadziłam ze sobą wsparcie i wytłumaczenie - zaśmiała się, wskazując na mnie dłonią, a ja niepewnie pomachałam do na oko kilka lat starszego mężczyzny, sztucznie się uśmiechając. - Marcel, poznaj moją kuzynkę - Riley Campbell. Riley, poznaj mojego nieznośnego szefa...
-Marcel Gerard - wszedł jej w zdanie, wyciągając dłoń w moją stronę. Delikatnie się uśmiechnęłam i podałam mężczyźnie rękę, a on minimalnie nią potrząsnął.
-Miło poznać - mruknęłam, gdy poluzował uścisk.
-Przyjemność po mojej stronie - odparł, przenosząc wzrok na Cami.
-Riley jest nowa w mieście - wyjaśniła. - Szuka...
-Umiem za siebie mówić - przewróciłam oczami, wykrzywiając usta w kpiarskim uśmiechu. Z ust Gerarda wydobyło się ciche parsknięcie śmiechem. - Przydałaby mi się praca - dodałam minimalnie speszona. - Życie na utrzymaniu Cami w zasadzie nie wydaje się jakoś strasznie złą opcją, ale każdy chciałby się uniezależnić - dodałam.
-Masz tą pracę - oznajmił na jednym wdechu.
-Co? - spojrzałyśmy po sobie z kuzynką, kompletnie zdziwione. - Tak po prostu? - zapytałam, nawet nie próbując ukryć oszołomienia. Co za czubek daje prace pierwszej lepszej nastolatce bez wykształcenia, którą dodatkowo widzi dzisiaj po raz pierwszy?
-Tak po prostu - odparł. - Potrzebujemy dodatkowych rąk do pracy, a w razie problemów, zrzucisz winę na nią - wskazał palcem w stronę stojącej obok blondynki. - A teraz zabierajcie się do pracy - ponaglił nas i pojedynczo klasnął w dłonie, po czym skierował się do wyjścia.
-A z nim wszystko w porządku? - zapytałam, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Marcel.
-Ciężko stwierdzić - ściągnęła brwi, po czym wzruszyła ramionami. - Może ma dzień dobroci dla zwierząt - parsknęła śmiechem, zabierając z blatu moją torebkę i zaniosła ją na zaplecze. Zamrugałam kilkukrotnie, wciąż próbując zrozumieć, co właściwie się przed chwilą wydarzyło, gdy Cami wróciła do mnie z promiennym uśmiechem. - Okej, w zasadzie jedyne, czego musisz się nauczyć, to przygotowanie drinków - oznajmiła ze stoickim spokojem. - Sprawy w stylu: gdzie, co stoi i takie tam, to raczej kwestia wprawy.
Spojrzałam na nią z przerażeniem, gdy wysunęła w moją stronę kartę z licznymi drinkami i sposobami ich przygotowywania. Szybko przeleciałam wzrokiem po niekończącej się liście i przełknęłam głośno ślinę. Zdecydowanie zaczynałam żałować chęci do uniezależnienia się od kuzynki.
-Ja mam to wszystko umieć? - spojrzałam na nią, zdziwiona.
-Nie wszystko - pokręciła głową. - Tylko trzy czwarte, niektóre rzeczy są tak obrzydliwe, że nikt ich nie zamawia - wzruszyła ramionami, na co pokręciłam głową z rozbawieniem. Naprawdę dziwiłam się, że miała tę pracę już tak długo. - Ale spokojnie, szybko załapiesz. Daj sobie tydzień - dodała.
-Z jakiegoś powodu zaczynam w to powątpiewać.
✿ڿڰۣ-
Dobra ludzie, plan jest taki, żeby wrzucać rozdział dziennie
Nie mam pojęcia ile z tego wyjdzie, ale uwierzcie, ze mam ambicje XDBuziaki ❤️✌🏻
CZYTASZ
CARELESS WHISPERS || Kol Mikaelson
Fiksi Penggemar❝𝑁𝑜𝑏𝑜𝑑𝑦 ℎ𝑎𝑠 𝑒𝑣𝑒𝑟 𝑏𝑒𝑒𝑛 𝑎𝑏𝑙𝑒 𝑡𝑜 𝑡𝑒𝑙𝑙 𝑡ℎ𝑒 𝑑𝑖𝑓𝑓𝑒𝑟𝑒𝑛𝑐𝑒 𝑏𝑒𝑡𝑤𝑒𝑒𝑛 𝑎 𝑓𝑜𝑜𝑙 𝑎𝑛𝑑 𝑎 ℎ𝑒𝑟𝑜 𝑢𝑛𝑡𝑖𝑙 𝑎𝑓𝑡𝑒𝑟𝑤𝑎𝑟𝑑𝑠.❞ Spokój. To uczucie ukojenia nie jest przeznaczone każdemu. No, a przynajmniej n...