Chapter 5

358 27 44
                                    


✧.*ೃ༄. ˚ ✫ ˚ . ⋆

-Szef cię nie zabije? - zapytałam, obserwując, jak Cami ze stoickim spokojem przemierza ulice Nowego Orleanu.

Nawiasem mówiąc, to miasto było prześliczne. Pełne życia, kolorów i przede wszystkim wydawało się dosłownie tryskać energią. Uśmiech malował się na mojej twarzy niemal automatycznie, gdy wpatrywałam się w liczne budynki, czy spacerujących ludzi.

Naprawdę ciężko było mi zrozumieć, skąd u O'Connell cała ta ostrożność i niepewność względem niego. Byłam tu zaledwie jedną noc, a już mogłam szczerze powiedzieć, że powoli zaczynałam się w nim zakochiwać.

-Kiedy zobaczy, że przyprowadziłam ze sobą nową barmankę, wręcz padnie mi do stóp - oznajmiła. - Poza tym, tyle razy ratowałam mu tyłek, że nawet nie odważy się podnieść na mnie głosu - po chwili przewróciła oczami. - Zresztą, niech tylko spróbuje - posłała mi sugestywne spojrzenie, na widok którego parsknęłam śmiechem.

-Załóżmy, że wierzę ci na słowo - mruknęłam, uśmiechnięta. - Poza tym, skąd taka pewność, że mnie przyjmie - posłałam jej niepewne spojrzenie. - Przecież ja nawet szkoły nie skończyłam - zakpiłam.

-To Nowy Orlean - prychnęła. - Tutaj edukacja nie ma znaczenia, liczy się to, czy umiesz sobie poradzić - wyjaśniła. - Tu rządzą najsilniejsi, a sposób bycia tego miasta naprawdę przypomina jeden wielki łańcuch pokarmowy - dodała, rzucając mi przelotne spojrzenie pełne powagi. - Poza tym, wisi mi przysługę - powiedziała, uśmiechając się pod nosem i otworzyła przed nami drzwi. - Oho - mruknęła, wbijając wzrok w czarnoskórego mężczyznę za barem, którego chyba już gdzieś widziałam. - Trafiłyśmy na zły moment - burknęła, ściszając głos. - Teraz jego zmiana - oznajmiła i pociągnęła mnie ze sobą za bar.

-Cami, jak długo mam na ciebie czekać? - westchnął z niezadowoleniem, patrząc na nią spod przymrużonych oczu.

-Ciebie też miło widzieć, Marcel - prychnęła. - Poza tym, przyprowadziłam ze sobą wsparcie i wytłumaczenie - zaśmiała się, wskazując na mnie dłonią, a ja niepewnie pomachałam do na oko kilka lat starszego mężczyzny, sztucznie się uśmiechając. - Marcel, poznaj moją kuzynkę - Riley Campbell. Riley, poznaj mojego nieznośnego szefa...

-Marcel Gerard - wszedł jej w zdanie, wyciągając dłoń w moją stronę. Delikatnie się uśmiechnęłam i podałam mężczyźnie rękę, a on minimalnie nią potrząsnął.

-Miło poznać - mruknęłam, gdy poluzował uścisk.

-Przyjemność po mojej stronie - odparł, przenosząc wzrok na Cami.

-Riley jest nowa w mieście - wyjaśniła. - Szuka...

-Umiem za siebie mówić - przewróciłam oczami, wykrzywiając usta w kpiarskim uśmiechu. Z ust Gerarda wydobyło się ciche parsknięcie śmiechem. - Przydałaby mi się praca - dodałam minimalnie speszona. - Życie na utrzymaniu Cami w zasadzie nie wydaje się jakoś strasznie złą opcją, ale każdy chciałby się uniezależnić - dodałam.

-Masz tą pracę - oznajmił na jednym wdechu.

-Co? - spojrzałyśmy po sobie z kuzynką, kompletnie zdziwione. - Tak po prostu? - zapytałam, nawet nie próbując ukryć oszołomienia. Co za czubek daje prace pierwszej lepszej nastolatce bez wykształcenia, którą dodatkowo widzi dzisiaj po raz pierwszy?

-Tak po prostu - odparł. - Potrzebujemy dodatkowych rąk do pracy, a w razie problemów, zrzucisz winę na nią - wskazał palcem w stronę stojącej obok blondynki. - A teraz zabierajcie się do pracy - ponaglił nas i pojedynczo klasnął w dłonie, po czym skierował się do wyjścia.

-A z nim wszystko w porządku? - zapytałam, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Marcel.

-Ciężko stwierdzić - ściągnęła brwi, po czym wzruszyła ramionami. - Może ma dzień dobroci dla zwierząt - parsknęła śmiechem, zabierając z blatu moją torebkę i zaniosła ją na zaplecze. Zamrugałam kilkukrotnie, wciąż próbując zrozumieć, co właściwie się przed chwilą wydarzyło, gdy Cami wróciła do mnie z promiennym uśmiechem. - Okej, w zasadzie jedyne, czego musisz się nauczyć, to przygotowanie drinków - oznajmiła ze stoickim spokojem. - Sprawy w stylu: gdzie, co stoi i takie tam, to raczej kwestia wprawy.

Spojrzałam na nią z przerażeniem, gdy wysunęła w moją stronę kartę z licznymi drinkami i sposobami ich przygotowywania. Szybko przeleciałam wzrokiem po niekończącej się liście i przełknęłam głośno ślinę. Zdecydowanie zaczynałam żałować chęci do uniezależnienia się od kuzynki.

-Ja mam to wszystko umieć? - spojrzałam na nią, zdziwiona.

-Nie wszystko - pokręciła głową. - Tylko trzy czwarte, niektóre rzeczy są tak obrzydliwe, że nikt ich nie zamawia - wzruszyła ramionami, na co pokręciłam głową z rozbawieniem. Naprawdę dziwiłam się, że miała tę pracę już tak długo. - Ale spokojnie, szybko załapiesz. Daj sobie tydzień - dodała.

-Z jakiegoś powodu zaczynam w to powątpiewać.

✿ڿڰۣ-

Dobra ludzie, plan jest taki, żeby wrzucać rozdział dziennie
Nie mam pojęcia ile z tego wyjdzie, ale uwierzcie, ze mam ambicje XD

Buziaki ❤️✌🏻

CARELESS WHISPERS || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz