turning point

517 55 29
                                    

Minął miesiąc. Równe trzydzieści dni, odkąd Dabi zniknął, połknięty przez czarną maź. Hawks miał prawo się martwić. Jeszcze nigdy Dabi nie zniknął na tyle czasu bez słowa, znaku chociaż. Co prawda Hawks wolałby, aby tym razem informacją nie była sterta zwęglonych ciał, jak ostatnim razem, jednak doceniłby każdą inną oznakę życia.

Ilekroć łapał się na podobnych przemyśleniach, tylekroć się łajał. To tylko miesiąc. Wielokrotnie skomplikowane misje zajmowały znacznie dłużej. Z logicznego punktu widzenia, nie powinien się więc tak przejmować. Rada też wyjątkowo nie goniła go z raportem. Chyba Asano udało się ich przekonać, że zbyt częste raporty mogą wzbudzić podejrzenia Ligii, która od dłuższego czasu nie wychylała się i wyraźnie do czegoś szykowała.

Wiatr rozwiewał mu włosy, gdy leniwie szybował nad miastem. Na tej wysokości hałas zmieniał się w przyciszony, łatwy do zignorowania szum. Niebo było wyjątkowo czyste. Prądy powietrza łaskotały go w skrzydła. Wzrokiem błądził gdzieś w dole, wypatrując, chociaż niezbyt uważnie, kłopotów. Dzień był wyjątkowo spokojny.

Oczywiście do czasu, bo nic w superbohaterskim życiu nie mogło być po prostu proste i przyjemne.

Hawks dostrzegł je nie od razu, jednak gdy już jego wzrok skupił się na dwóch czarnych sylwetkach, nie potrafił się od nich oderwać. Pierwszą, wyższą rozpoznałby nawet w największych ciemnościach, w najdziwniejszym przebraniu, znał na pamięć jej oddech, rytm kroków. Druga była mniej znajoma, a jednak rozpoznawalna, mimo że czarna grzywka zakrywała jej większość twarzy, a długie spodnie i workowata bluza nie przypominały jej zwykłego stroju.

Wyższa postać skinęła głową i odwracając się w stronę niższej, tak aby wyglądało, że zwraca się do niej, wskazała na pobliski budynek i znów skinęła głową. Czyli dach.

Hawks przebiegł wzrokiem po tłumie. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Zanurkował i zgrabnie osiadł obok wejścia na dach. Brak kamer. Dobrze.

Odetchnął. Miał jeszcze trochę czasu. Nim jego rozmówcy dotrą niezauważeni na dach, zdoła zebrać się w sobie i przygotować.

Czekał na ten moment od miesięcy, przygotowywał się, planował, a mimo to czuł, jak trzęsą mu się ręce.

Wdech i wydech. Zaciśnij i rozluźnij pięści. Uspokój bicie serca. Opanuj ciało. Ręce przestały mu się trząść.

W powietrzu pojawiły się dwa czarne wiry mazi. Szybko urosły. Wkrótce kokony rozwarły się, ukazując dwie czarne postaci.

Twarz Dabiego skrywał kaptur i czarna maseczka, ale błękitne oczy przewiercały Hawksa na wylot. Toga uśmiechnęła się szeroko.

- Ale ładna ptaszynka - zaszczebiotała, oblizując usta.

Hawks powstrzymał się przed skrzywieniem. Ostrożna, neutralna poza - tak jak go uczyli.

Dabi wywrócił oczami.

- Szef chce cię widzieć - rzucił.

- Kiedy? - zapytał Hawks.

Beznamiętny ton Dabiego bolał bardziej, niż Hawks przypuszczał.

- Teraz.

- Shiggy nie lubi czekać - zanuciła Toga.

Hawks skinął głową. Potrzebował więcej czasu. Jak zawsze go nie miał.

Dabi złapał go za łokieć, nim zdążyła zrobić to Toga. Dziewczyna skrzywiła się brzydko i cofnęła rękę. Prychnęła.

- Następnym razem ja biorę świeżynkę.

Dabi tylko wzruszył ramionami. Hawks zauważył, że uchwyt na jego łokciu wzmocnił się boleśnie. Brunet przyciągnął go bliżej. Zapach dymu i kokosowego szamponu był słabszy niż zazwyczaj. Hawks złożył skrzydła i przycisnął je mocno do pleców. Coś mu mówiło, że nie chce, aby czarna maź posklejała lotki.

Togę już pochłonął kokon, jednak oni wciąż stali na dachu, boleśnie blisko, a jakby dzieliły ich kilometry.

- Posłuchaj mnie uważnie - zaczął Dabi - Toga przy innych jest w miarę normalna i nieszkodliwa. To wariatka, ale raczej naiwna i głupia. Nie planuje, działa instynktownie. Nie lekceważ jej, ale skup się na graczach, nie pionkach. Shigaraki wciągnął Ligę w większą grę. Jeszcze nie znam szczegółów, ale to nie będzie ładne. Nikomu nie ufaj.

- Nawet tobie?

Oczy Dabiego zmrużyły się, Keigo znał go dostatecznie, by wiedzieć, że pod maseczką zaciska usta w cienką linię.

- Nikomu.

Hawks skinął głową. W porządku, od dawna wiedział, że tak to się skończy.

- I błagam, nie panikuj - powiedział Dabi, nim otworzył usta i wylała się z nich czarna, mięsista maź.

Substancja szybko pokryła ich obu. Hawks nic nie widział, nie umiał oddychać. Masa była ciepła i wilgotna jak gardło jakiejś bestii. Brakowało tylko smrodu zepsutego mięsa. Zapach wokół był nijaki. Lekko stęchły, ale na granicy wyczuwalności. Gdyby nie silne ramię Dabiego obejmujące go w pasie, chyba faktycznie by spanikował, jednak obecność bruneta dodawała mu odwagi.

W momencie gdy zaczęło brakować mu powietrza, kokon mazi zniknął, a wokół pojawił się zaskakująco przytulny gabinet. Po wcześniejszych opowieściach Dabiego spodziewał się meliny, a przed oczami miał, co prawda niezbyt wysoki, ale zdecydowanie czyste i dobrze urządzone biuro. Ściany pomalowano na zimny odcień błękitu, wpadający w szarość. Biurko wykonano z metalu i ciemnego drewna, a stojący za nim fotel miał wysokie, obite bordową skórą oparcie. Przed biurkiem stały dwa niskie, szare fotele, pasujące do kilku niewielkich kanap po przeciwnej do biurka stronie pomieszczenia.

Na jednej z kanap rozsiadł się mężczyzna w eleganckim, widocznie drogim garniturze w prążki. Miał lekkie zakola i bardzo charakterystyczny, duży nos. Hawks mógłby przysiądz, że już gdzieś go widział, jednak przez jego życie przewijało się tylu mężczyzn w drogich garniturach, że nie mógł przypasować do niego żadnego nazwiska ani nawet konkretnej funkcji. Mógł być równie dobrze bankierem co właścicielem firmy eksportowej.

Był tak swobodny, że gabinet musiał należeć do niego. A jednak to obecność osoby w bordowym fotelu dominowała pomieszczenie.

Shigaraki siedział wyprostowany z łokciami opartymi o blat biurka i palcami stykającymi się czubkami. Wszystkimi pięcioma.

Więc jego quirk nie działa na użytkownika. Ciekawe... Do rozważenia później.

- Dabi wiele o tobie opowiadał - zaczął Tomura konwersacyjnym tonem. Jego głos był lekko zdarty i chrzęszczący, i zdecydowanie niższy niż Hawks się spodziewał.

- Aż tyle to tego nie było - sarknął Dabi, ignorując ostrzegawcze spojrzenie Shigarakiego.

Zdążył ściągnąć maskę. Nogą odsunął sobie jeden z szarych foteli i opadł na niego niedbale. Nigdzie się nie ruszał. Shigaraki chyba chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się i zwrócił go Hawksa:

- Opowieści mają to do siebie, że niezwykle łatwo coś przekłamać. Słówko tu, słówko tam i powstaje zupełnie nowy twór. Zależy mi, żeby nasza współpraca była jak najbardziej transparentna.

- Oczywiście - potaknął Hawks. Wbrew pozorom to nie różniło się wiele od zdawania raportów Radzie. Mów to, co chcą usłyszeć i spraw by było prawdą.

Shigaraki uśmiechnął się wyraźnie zadowolony.

- Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz opowiedz mi, czemu drugi najlepszy bohater w Japonii chce do nas dołączyć.

pierwsza wersja tego rozdziału miała jakieś 20 słów i czekała od 13 marca... tę napisałam w kilka godzin.

blokada pisarska to suka.

ale przynjamniej coś stworzyłam.

wsm to jestem nawet zadowolona. akcja wreszcie ruszyła do przodu.

a jak wam się podobał rozdział?

Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz