Odkąd stracili Kurogiriego teleportacja, dostatecznie nieprzyjemne i dezorientująca w wykonaniu dziwacznych cienistych portali, spadła na samo dno listy akceptowalnych środków transportu, którą zdarzało mu się w myślach odtwarzać, gdy lepka maź pojawiała się w jego gardle znikąd, by wezbrać jak wzburzona fala i wylać się, choćby siłą, przez usta. Reszta procesu trwała zaledwie chwilę. Maź wylewała się i wylewała, dusząc go i powoli oblepiając każdy centymetr ciała, jednocześnie przemieszczając go w miejsce pomiędzy, a gdy oblepiła już wszystko i nie mógł zobaczyć nic poza ciemnością, zaczynała spływać. Gdy odzyskiwał wzrok, znajdował się już u celu. Wolał nie analizować czym w rzeczywistości była maź. Wystarczyło mu nieznośne ciepło i miarowe pulsowanie, przypominające ruch mięsistej galarety, aby wszelka ciekawość wyparowała.
Rozejrzał się po jasno oświetlonej sypialni i zmarszczył nos. Wielkie, wyglądające na miękkie łóżko zostało idealnie zasłane, tonęło pod górą czarno-szarych poduszek idealnie dopasowanych odcieniem do pasa tapety na przeciwległej ścianie. Pokój przypominał zdjęcie z katalogu sklepu meblarskiego dla bogatych ludzi. Wydawał się... Pusty, pozbawiony życia i charakteru, chociaż był miłą odmianą od ruder i tanich hotelików, w których zazwyczaj sypiał.
Odwrócił się i zamarł. Panorama miasta z tej perspektywy była zachwycająca. Wszystko wydawało się niedorzecznie maleńkie. Ludzi niemal nie dało się zobaczyć, samochody przypominały wielkością mrówki. Pobliskie, chociaż nie na tyle, aby ktokolwiek mógł dostrzec co dzieje się za oknami, z resztą Dabi podejrzewał, że akurat ten apartament posiada okna przypominające lustra weneckie, drapacze chmur lśniły w czerwonym blasku zachodu. Brak przenikliwego chłody, który towarzyszył obserwowaniu z dachów, dodawał całości uroku.
To nie tak, że był jakimś miłośnikiem sztuki, nie miał na to czasu, lecz w tym momencie żałował, że nie potrafi zawrzeć widoku w obrazie, żałował także, że nie ma telefonu, by zrobić chociaż zdjęcie.
Otrząsnął się. Sentymentalizm bywał zgubny, zaślepiał i tworzył złudne poczucie stabilności i bezpieczeństwa, na które nie mógł sobie pozwolić. Nie był bezpieczny i nie mógł o tym zapomnieć.
Więc czemu, gdy drzwi sypialni uchyliły się i weszła przez nie zmęczona, przygarbiona postać z szarą marynarką przewieszoną przez ramię, poczuł, że wypuszcza wstrzymywane dotąd westchnięcie ulgi i pozwala rozluźnić się mięśniom?
Hawks spojrzał na niego i zamrugał.
- Jak się tu dostałeś? - zapytał nerwowo, zakluczając szybko drzwi. - Nie powinno cię tu być. A co jeśli ktoś cię śledził?
- Spokojnie. Byłem ostrożny. Nawet Sherlock Holmes nie rozwiązałby sprawy, w której nie ma poszlak.
- Sherlock kto? To nie jest śmieszne.
- Blondyn nie wyglądał na uspokojonego.- Sherlock Holmes to postać, prywatny detektyw, z jednej z książek sprzed pierwszych quirków. Strasznie stara, ale przyjemna lektura. - Wziął od Hawksa marynarkę i przerzucił ją przez oparcie stojącego w kącie krzesła. Hawks nie powstrzymał go, ale śledził każdy ruch, jakby bał się, że Dabi okaże się halucynacją. Albo jakby bardzo chciał, żeby Dabi okazał się halucynacją.
- Nie wątpię. - Zwilżył suche wargi. Chyba zaakceptował fakt, że Dabi z krwi i kości stoi przed nim naprawdę i usilne mruganie nie sprawi, że zniknie. - Po co tu jesteś?
Dabi przekrzywił głowę. Nie, Hawks nie żartował. Zaśmiał się chrapliwie.
- To już nie można złożyć przyjacielskiej wizyty?
- Nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie, nie jesteśmy - przyznał.
Nie kochali się, tylko pieprzyli.
Nie byli przyjaciółmi. Powinni być wrogami.
Kiedy ostatnim razem zrobili coś, co powinni?
- Więc po co tu jesteś? - nie odpuszczał Hawks. Wyglądał na zmęczonego. Nawet tona makijażu, który widocznie miał na twarzy, nie potrafił idealnie ukryć opuszczonych kącików ust czy lekko opadających powiek. Dabi mógłby się założyć, że pod pudrem, korektorem i podkładem, czają się sine wory.
Być szczerym czy nie? Prawda rzadko kiedy pomagała uzyskać cel, rzadko kiedy była tym, co inni chcieli usłyszeć. Prawda była luksusem, na który nie często mógł sobie pozwolić.
- Masz herbatę?
Hawks zamrugał.
- Co? Tak, jasne, że mam. W kuchni, ale... Co?
- Mam ochotę na herbatę.
Obiecali sobie bardziej ufać, obiecali mówić sobie prawdę, obiecali jakoś przez to przejść, rozmawiać, szukać rozwiązań.
Czasami się nienawidził.
Ale naprawdę miał ochotę na herbatę.
Hawks odetchnął.
- Najpierw wyjaśnij mi, o co chodzi. Wiesz, że nie powinno cię tu być. To niebezpieczne. Ktoś może się dowiedzieć.
- Nikt się nie dowie. Mówiłem ci, że sprawdziłem. Zresztą to nie tak, że ktoś może tu sobie wparować ot, tak. Chciałem napić się herbaty, no, a że jej nie mamy, nie mówiąc nawet o prądzie, no to... Wpadłem?
- Aha... Okej. - Nie brzmiał na przekonanego, ale chyba postanowił zostawić temat i przyjąć idiotyczną wymówkę z herbatą. Przynajmniej na razie. - To ja pójdę... Zrobić herbatę. Słodzisz?
- Dwie łyżeczki. Dzięki.
Hawks wyszedł, zakluczając za sobą drzwi. Dabi usiadł na łóżku. Było niewyobrażalnie miękkie, a pościel delikatna jak jedwab. A może to był jedwab?
Czasami zapominał, ile faktycznie można zarobić, będąc na szczycie. Hawks pewnie obracał milionami i nawet się nad tym nie zastanawiał.
Po kilku minutach trzymał już w rękach parujący kubek herbaty. Wierząc zawieszonemu na ścianie zegarowi, dochodziła dziewiętnasta.
Napił się, ignorując znajome pieczenie gorąca, opróżniając kubek od razu do połowy, po czym odstawił go na szafkę nocną, skupiając się na Hawksie, który oparł się plecami o ścianę.
- To łóżko jest dostatecznie duże dla nas dwóch - mruknął Dabi.
- Jest. - Hawks nie ruszył się z miejsca.
- Więc może też na nim usiądziesz?
Hawks zmarszczył brwi.
- Czemu?
- Będziesz od teraz doszukiwał się drugiego dna we wszystkim, co powiem?
- Ja wcale nie... - Zamknął usta. - Faktycznie, wybacz. Miałem... Trudny dzień. - Skrzywił się, rozmasowując nasadę nosa.
- Okej.
Nie zapytał, co się stało. Nie powinno go to obchodzić. Ustalili, że nie będę rozmawiać o życiu prywatnym. Czy reguły nie uległy zmianie? Może powinny. Ale nie byli przecież przyjaciółmi. Hawks sam tak powiedział.
Materac ugiął się delikatnie pod ciężarem blondyna, ich ramiona otarły się, a niedługo potem Dabi poczuł miękkie kosmyki ocierające się o bok jego szyi. Dotyk był bolesny, ale zacisnął zęby i pozwolił, by ciepło drugiego ciała, znajome, przyjazne ciepło, wnikało powoli przez powierzchnię czarnego płaszcza.
Hawks odetchnął głęboko i wyraźnie się rozluźnił. Chyba tego potrzebował. Dabi mógł znieść trochę bólu. Jeden w tę czy w drugą stronę nie robił już właściwie różnicy.
- Możemy tak... Po prostu zostać? - zapytał Hawks.
Dabi cofnął dłoń, która zdążyła zniknąć pod białą koszulą.
- Jeśli tego chcesz.
- Tak.
- Dobrze.
jak tam mija wam tydzień? ja dzisiaj siedziałam w szkole 9 godzin, a powyższy rozdział to mój sposób na odreagowanie. mam nadzieję, że wam się podobał. chciałam w nim poruszyć kilka ważnych kwestii i myślę, że mi się udało^^

CZYTASZ
Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|
Fanfiction"W tej chwili nie liczyło się nic. Nie pamiętał o niczym. Był on i błękitne ogniki, on i szorstka czerń, on i spierzchnięte wargi, on i zmarszczone blizny. Spijali truciznę, spijali kłamstwa i udawali, że nie czują goryczy." 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: swe...