we are bitter in a lot of different ways

702 64 33
                                    

Od ostatniej wizyty Dabiego w apartamencie Hawksa minął prawie tydzień. Brak kontaktu z jednej strony był niepokojący, z drugiej dał mu czas na przemyślenie i uporządkowanie sobie kilku spraw. Był niemal pewien, że gdy następny raz się zobaczą, uda im się wreszcie porozmawiać o tym... wszystkim. Co ich łączy, w jaki sposób pogodzą interesy ligi, raporty do Rady i samych siebie. Miał nadzieję, że uda im się znaleźć bezpieczne miejsce na spotkania z dala od niepożądanych oczu i uszu. Nie mogli się przecież spotykać w jego mieszkaniu! To było zbyt niebezpiecznie. Rada mogła mieć tam pluskwy, kamery... Cholera, wystarczyłoby, żeby ktoś się włamał i ich zobaczył. Reakcja Rady i medialny skandal... Nawet nie chciał o tym myśleć. Byliby skończeni i zapewne martwi, zanim zdążyliby przejść przez ulicę.

- Panie Takami, ma pan gościa - powiedziała Asano, uchylając drzwi i wpuszczając interesanta bez czekania na jego reakcję.

W pierwszej chwili chciał ją zapytać, co to ma znaczyć, w drugiej, gdy podniósł głowę znad papierów, głos zamarł mu w gardle.

Dabi wyglądał okropnie i zataczał się jak pijany. Hawks wstał zza biurka.

- Co się stało? - wykrztusił z trudem.

Dabi uśmiechnął się szeroko, jakby sennie, a z miejsca, gdzie fioletowe blizny stykały się na jego policzkach z bladą, zdrową skórą, popłynęła krew. Zaśmiał się ochryple, urywanie... Brzmiał jak opętany. Postąpił dwa kroki w przód, zachwiał się i cudem odzyskał równowagę, a potem potknął się o własną nogę i wpadł wprost w ramiona przerażonego Hawksa.

Oczy Dabiego były wielkie i niemal zupełnie czarne. Wciąż się uśmiechał, a krew spływała na szyję i... Hawks otrząsnął się. Musiał się skupić. Miał już do czynienia z ofiarami pod wpływem quirków odurzających czy substancji psychoaktywnych. Był bohaterem. Powinien coś zrobić. Musiał coś zrobić.

Z pomocą kilkunastu małych piór udało mu się przenieść Dabiego na kanapę w rogu pomieszczenia, a także jakoś go na niej położyć. Dabi nie walczył, mruczał tylko coś niezrozumiałego pod nosem i krzywił się czasem, gdy nowa strużka krwi wypływała spod blizn, powodując, że wypływało ich jeszcze więcej.

Apteczka. Potrzebował apteczki, by zahamować krwawienie.

Odwrócił się, żeby po nią pójść, lecz Asano stała już dwa kroki za nim z białą walizeczką. Wyciągnął drżące ręce. Nara odsunęła je delikatnie i sama uklękła obok kanapy. Hawks śledził ze skupieniem każde drgnienie jej palców, gdy oczyszczała skórę, przyklejała opatrunki, sprawdzała podstawowe reakcje na bodźce.

Dabi na przemian to pojękiwał cicho, to śmiał się gardłowo i rwanie, jakby łkając, a Keigo czuł, że zaraz się rozpadnie.

Tyknięcia zegara były nieznośnie głośne. Nie potrafił opanować drżenia w dłoniach. Była dwudziesta trzydzieści, dwudziesta czterdzieści trzy, pięćdziesiąt siedem, dwudziesta pierwsza. Wskazówki gnały i wlekły się jednocześnie.

- Nie wydaje mi się, aby jego życie było zagrożone. Jest pod silnym wpływem narkotyków, ale powinien z tego wyjść. Jeśli stan w jakikolwiek sposób się pogorszy, obawiam się, że będziemy musieli wezwać wyspecjalizowany personel medyczny - oświadczyła spokojnie i powoli Asano, patrząc mu w oczy, chyba upewniając się, że słucha i rozumie.

Pokiwał głową.

- Dziękuję. Nie wiem co...

- Poradziłby pan sobie - ucięła stanowczo. - Każdy miewa chwile słabości, gdy boimy się o kogoś, kto jest nam drogi. To ludzkie.

W pierwszym odruchu próbował zaprotestować. Bohaterowie nie mogli panikować, mieli strzec bezpieczeństwa, nie mogli być ludzcy w słaby, ułomny sposób. Gdyby nie Asano nawet z apteczką w ręce nie wiedziałby co robić. Godziny kursów i szkolenie poszłyby na nic, bo w danym momencie, widząc Dabiego w takim stanie, nie mógł się ogarnąć i wypełnić swojego obowiązku.

Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz