Stał na środku pobojowiska i dyszał ciężko. Rozchełstana koszula opinała się na szczupłym torsie, który podnosił się i opadał w rytm szybkiego, płytkiego oddechu. Czarny materiał nieprzyjemnie lepił się do gorącej, mokrej skóry. Jasne włosy zasłaniały mu pół twarzy. Falowały, wzburzane wydychanym powietrzem, drażniły zbyt wrażliwą skórę.
Zaczynały boleć go płuca. Każdy centymetr ciała swędział i mrowił, jakby oblazły go złośliwe mrówki.
Elegancki, ciemny parkiet zaścielały strzępy papieru, złote i srebrne resztki konfetti oraz białe kłaczki wciąż wysypujące się z rozerwanych, dekoracyjnych poduszek, rozrzuconych już nie tylko na sofie. Poduszki, oczywiście, były horrendalnie drogie.
Odłamki szkła kontrastowały z czerwoną, coraz większą plamą wina. Na stoliku stała pusta butelka.
- Panie Takami - odezwała się Asano. Głos miała profesjonalny i opanowany. Stała pod ścianą, niedaleko drzwi i przyciskała do piersi czarną podkładkę z przypiętymi do niej papierami. Kilka różowych kosmyków wymsknęło się z idealnego koka.
Powiódł rozbieganym wzrokiem po otaczającym go bałaganie, a potem skupił się na kobiecie - ostoi spokoju i chłodnego pragmatyzmy, którego potrzebował, tak strasznie w tym momencie potrzebował.
Jednym, potężnym dmuchnięciem pozbył się całego powietrza z płuc, by wpuścić je z powrotem powoli i w nieco bardziej kontrolowany sposób. Odgarnął włosy z twarzy.
- Tak? - zapytał.
- To byli już ostatni interesanci.
To była dobra, kojąca wieść. Nie był pewny, czy zdołałby uśmiechać się przez kolejne kilka minut, nie mówiąc nawet o godzinach.
Asano zmierzyła go bezuczuciowym wzrokiem. Westchnęła.
- Przygotować panu herbaty?
Zdziwił się bardziej, niż skłonny był przyznać i chyba tylko z tego zdziwienia skinął głową, a później wciąż zamroczony mgiełką gniewu, obserwował, jak kobieta odkłada czarną podkładkę na niski stolik i stukając wysokimi szpilkami, idzie do kuchni, a następnie sięga do właściwej szafki i wyciąga kolorowe pudełko.
Zanim woda w elektrycznym czajniku zawrzała, zupełnie wrócił już do siebie. Znów potrafił trzeźwo myśleć i nie ciskał jak oszalały piórami oraz wszystkimi, dostatecznie małymi, aby nimi z łatwością rzucić, przedmiotami na wszystkie strony.
Asano bez słowa podała mu gorący kubek parującego naparu i oparła się biodrami o kamienny blat.
Upił łyk wrzątku i nawet nie syknął, gdy język oblała najpierw fala żywego ognia i bólu, a następnie odrętwienia.
- Proszę uważać, to naprawdę gorące - przestrzegła, chyba tylko dla zasady, bo raczej nie łudziła się, że posłucha.
Upił kolejny łyk. Gorąc, ból, odrętwienie. I kolejny. Zamrowiło.
Herbata była gorzka i ciemna. Niewiele więcej mógł powiedzieć, skupiony na przestrzeni przed sobą, próbując zagłuszyć natrętne brzęczenie z tyłu głowy, umiejscowione zaraz za granicą świadomości. Brzęczenia nie zniechęcały ani coraz większe, mnożone zapamiętale liczby, ani snujący się leniwie, obłok szarego dymu.
Asano oblizała wargi. Czerwona szminka rozmazała się na wąskich ustach.
- Zajmę się wyceną strat i zadzwonię po sprzątaczkę - oświadczyła po chwili.
- Dobrze.
- Czy potrzebuje pan czegoś jeszcze?
- Nie. Możesz... Możesz iść.
CZYTASZ
Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|
Fanfic"W tej chwili nie liczyło się nic. Nie pamiętał o niczym. Był on i błękitne ogniki, on i szorstka czerń, on i spierzchnięte wargi, on i zmarszczone blizny. Spijali truciznę, spijali kłamstwa i udawali, że nie czują goryczy." 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: swe...