morning coffee with two tea spoons of sugar

729 69 67
                                    

Gdy odzyskiwał świadomość, najgorszy był moment przejścia między powrotem bólu a powrotem funkcji motorycznych. Zanim otworzył oczy i poraziło go w nie rażące, zdecydowanie zbyt jasne i intensywne światło, ból zdążył rozlać się mrowiącą falą po całym ciele, odbierając mu resztki chęci do życia. Przez chwilę rozważał nawet zignorowanie rzeczywistości i powrót w dający pewną ulgę stan snu i błogiej nieświadomości, póki nie zakłócą go koszmary, jednak, mimo że umysł miał zamroczony, zdał sobie sprawę, że nie wie, gdzie się znajduje i ta myśl, zmusiła go do ponownego otwarcia oczu. Przez kolejne kilka sekund był jeszcze bardziej skołowany niż wcześniej. Miał wrażenie graniczące z pewnością, że nie naćpał się na dachu wieżowca górującego nad miastem. Potem zdał sobie sprawę, że nie znajduje się na dachu, a panoramę podziwia zza szyby i że leży w podejrzanie miękkim i dużym łóżku oraz że obok, na tyle daleko, by go nie dotykać, ale na tyle blisko by wystarczył ułamek sekundy, by to zmienić, leży ktoś drugi. Jasnowłosy i skrzydlaty ktoś, na wpół rozciągnięty na łóżku, na wpół na podłodze w zdecydowanie niewygodnej pozycji i ze śliną zaschniętą na podłożonym pod głowę przedramieniu.

Dabi zamknął oczy i z trudem otworzył je po raz kolejny. Obraz się nie zmienił. No oczywiście, że nie.

Podnosząc się na przedramiona, warknął, tłumiąc syknięcie. Hawks drgnął, ale nie obudził się. Dabi, mnąc w ustach przekleństwa, podniósł się powoli do pozycji siedzącej i spuścił nogi z łóżka. W ustach czuł smak żółci i czegoś bardzo nieświeżego. Musiał wcześniej rzygać. Zerknął jeszcze raz na blondyna i wstał. Nie chciał, aby Hawks zobaczył go w takim stanie, chociaż chyba zdążył już w gorszym. Nie chciał świadomie zmierzyć się z jego oceną, litością, pieprzonym współczuciem. Był dorosły i potrafił o siebie zadbać. I nie chciał niczyjego współczucia. Nie było mu do niczego potrzebne.

Zgarnął swój pasek z przypiętą sakwą i buty, i najciszej jak potrafił, wyszedł z sypialni. Jego oczom ukazał się elegancki przedpokój z białym sufitem, podłogą wyłożoną czarnymi kafelkami. Na jednej ze ścian wisiał rząd luster w różnych kształtach tworzących coś w rodzaju mozaiki, druga była biała i zajęta jedynie przez duży, czarny zegar ze srebrnymi wskazówkami. Na lewo i prawo znajdowały się po dwie pary drzwi, z kolei na wprost drzwi nie było, a otwarte przejście do salonu, w którym stała różowowłosa kobieta w niechlujnym koku, piżamie w kratkę i z kubkiem kawy w ręku.

Wydawała się zaskoczona jego widokiem w równym stopniu jak on jej. Mogła mieć około trzydziestu lat. Dabi zmarszczył brwi. Hawks chyba nie miał dziewczyny... Prawda? Gdyby miał, media trąbiłyby o tym na prawo i lewo. Chyba że trzymaliby swój związek w tajemnicy. Z drugiej strony, jeśli była dziewczyną Hawksa, czemu nie spali razem? No tak, Dabi zajął łóżko. Czy ona w ogóle wiedziała kim jest Dabi i że pieprzy jej chłopaka? Jego umysł był zbyt zamroczony, żeby poddać sytuację sensownej analizie.

Kobieta zreflektowała się i uśmiechnęła do niego.

- Pan Hawks jeszcze śpi? - zapytała.

Skinął głową.

- Kawy?

Znów skinął.

Kobieta wróciła do salonu. Dabi włożył buty, zapiął pasek i poszedł za nią. Okazało się, że niebotycznie duży salon, łączy się z jadalnią oraz kuchnią. W kuchni stał ekspres do kawy, a na blacie trzy rodzaje mleka: zwykłe, sojowe i kokosowe.

- Chyba nigdy nas sobie nie przedstawiono - zagadnęła kobieta, gdy stanął przy wyspie, pełniącej jednocześnie funkcję barku z białymi, wysokimi taboretami, stojącymi od zewnętrznej strony.

- Nie wydaje mi się - powiedział, gdy nie kontynuowała.

- Asano Nara, asystentka pana Hawksa. - Postawiła przed nim parujący kubek ciemnego naparu.

Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz