Z miejsca, w którym leżał, Hawks miał doskonały widok na sąsiednie łóżko. Było niskie, drewniane i dosyć stare, choć nie dostatecznie by rozpadać się w oczach. W niczym nie przypominało wielkiego łoża w jego apartamencie. Pościel była jaśniejsza, bardziej szorstka, starsza i zdecydowanie tańsza. Do złudzenia przypominała tę, którą pamiętał z centrum szkoleniowego - zawsze nieco zbyt zimną, nieco zbyt pachnącą mydłem, nieco zbyt wybieloną.
Sąsiednie łóżko było puste i zaścielone. Zimne.
Dochodziła siódma. Wskazówki zegara stojącego na jednym z biurek drgały, gdy ciche tykanie przerywało ciszę. W pokoju było ciemno. Po podłodze walały się ubrania. Nikt nie przyszedł go obudzić, nikt nie przyszedł wydać rozkazów, nie rozległ się alarm, ogłaszający zbiórkę, wołający na posiłek. Gdzieś zza drzwi dochodziło basowe chrapanie.
Czuł, jak pod skórą buzuje nerwowa energia. Miał wrażenie, że zaraz przez drzwi wpadnie rozwścieczony agent Rady i wywlecze go za kark, wrzeszcząc, że jeśli jeszcze raz spóźni się na szkolenie, nie będzie miał po co wstawać. Był spięty, gotowy do akcji, a jednocześnie rozluźniony i o niczym nie marzył bardziej, jak o śniadaniu do łóżka i możliwości spędzenia w nim najbliższych kilku godzin.
Miał wrażenie, że wciąż śni.
Gdy wskazówki wskazały pełną godzinę, westchnął i usiadł, zrzucając z siebie gorące ramię. Nie dotykali się, oddzielała ich kołdra. Wciąż nie był pewien, czy dobrze zrobił. Ale chciał tego, a sposobność sama pchała mu się w twarz.
Dabi mruknął niezadowolony i spojrzał na Hawksa spod wpół przymkniętych powiek.
- Gdzie idziesz? - Jego głos był ochrypły i głębszy niż zazwyczaj.
- Na pewno jest coś, w czym mogę pomóc.
- Jest - Dabi spojrzał na zegarek - dopiero siódma. Zostań. O tej porze normalni ludzie śpią.
- Odniosłem wrażenie, że dawno ustaliliśmy, jak bardzo normalni jesteśmy.
Dabi parsknął i objął Hawksa w pasie.
- Zostań jeszcze. Shigaraki i tak nie pozwoli ci zrobić niczego znaczącego, a od prostych prac jest personel. Tylko byś się plątał.
- I zawierał kontakty.
- Będzie na to czas. Zostań.
Hawks wywrócił oczami, ale właściwie nie gniewał się na Dabiego. Brunet był... poniekąd uroczy, a godzina albo dwie więcej snu dobrze by Hawksowi zrobiły. Nie musiał zająć się papierami, gnać na sesję zdjęciową lub patrol. Miał... czas. Mimo że znajdował się na wrogim terytorium, czuł, że może odetchnąć i chyba to przerażało najbardziej.
Słuchając niemej prośby Dabiego, który pociągnął go lekko w dół, położył się z powrotem, tym razem twarzą do bruneta. Sztywne, czarne włosy opadały mu na czoło, kryjąc oczy w głębokim cieniu. Wyglądał... spokojnie. Kąciki wąskich ust drgnęły ku górze, gdy Hawks, nie mogąc się powstrzymać, odgarnął jeden z kosmyków za ucho. Wciąż nie mógł uwierzyć, że przy odrobinie szczęścia będzie widywał podobny widok codziennie. Z przyzwyczajenia starał się chłonąć jak najwięcej. Nigdy dotąd nie wiedział, kiedy znów nadarzy się okazja, by po prostu poleżeć obok i popatrzeć. A lubił patrzeć na Dabiego, lubił dostrzegać szczegóły, które innym uciekały. Większość, gdy spoglądała na Dabiego widziała blizny i niewiele więcej. Jedynie nieliczni dostrzegali, że jego rzęsy są dłuższe przy prawym oku, że wzdłuż płatka nosa ciągnie się maleńka, biała blizna, że jego brwi naturalnie się łączą i gdy tego nie pilnuje, pomiędzy wyrastają malutkie włoski. Dabi był wyrazisty, agresywny w swoim wyglądzie, jednak tak naprawdę cały składał się z drobnych szczegółów. Hawks chciał poznać je wszystkie, jeden po drugim, nauczyć się ich i widzieć pod zamkniętymi powiekami, gdy stawały się zbyt ciężkie, by powstrzymać sen.
CZYTASZ
Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|
Fanfiction"W tej chwili nie liczyło się nic. Nie pamiętał o niczym. Był on i błękitne ogniki, on i szorstka czerń, on i spierzchnięte wargi, on i zmarszczone blizny. Spijali truciznę, spijali kłamstwa i udawali, że nie czują goryczy." 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: swe...