- Już późno - powiedział Dabi, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Keigo mruknął w proteście, gdy jego żywy termofor przestał grzać. Ramiona wciąż miał owinięte wokół pobliźnionej talii.
- Jeszcze chwila.
- Zaraz będzie mój transport. Naprawdę muszę iść - upierał się Dabi.
Keigo jęknął przeciągle, dając wyraz swojemu niezadowoleniu, ale pozwolił Dabiemu wstać. Kołdra wciąż była nagrzana, więc owinął się nią po szyję. Pachniała Dabim. Słyszał szuranie i ciche przekleństwo, gdy mały palec spotkał się z nogą szafki. Po chwili podparł się na przedramieniu i spod na wpół przymkniętych powiek zaczął obserwować jak Dabi się ubiera. Jego ruchy były powolne i ostrożne, jakby nie chciał, aby materiał zbytnio dotykał skóry. Blizny wciąż bolały czy był to tylko nawyk z czasów, gdy były świeże? Keigo nie odważył się spytać. Większość musiała być stara, co najmniej sprzed kilku lat, chociaż niektóre mniejsze, głównie na rękach wyglądały na młodsze, w większości już zagojone, a jednak drażliwe.
Dabi usiadł na łóżku, aby założyć buty, a Keigo wykorzystał okazję i przytulił się raz jeszcze do jego szczupłych, umięśnionych pleców.
Wiedział, że pod materiałem koszulki na zdrowej skórze kryją się czerwone pręgi zaskakująco dobrze pasujące do jego paznokci i nie mógł się powstrzymać przed odrobiną dumy.
Dabi spiął się na dotyk i niemal od razu rozluźnił, wracając do wciągania ciężkich czarnych butów. Gdy skończył, odwrócił się nieco i nachylił. Keigo zamruczał w jego usta. Nie mógł się już doczekać ponownego spotkania. Czuł się trochę jak ćpun, tylko że jego narkotyk był słodki, wspaniały i pachniał kokosowym szamponem.
- Kiedy znowu się spotkamy?
- Muszę załatwić kilka... spraw. Zadzwonię i podam współrzędne.
Zmusił się do uśmiechu. Zbyt łatwo było zapomnieć, że za progiem czekają inne zobowiązania.
Dabi wstał.
- To trochę dziwnie wygląda, więc... - Nie dokończył. Zniknął, pochłonięty przez dziwną, gęstą, czarną masę, która wylała mu się z ust i nosa, i nim Hawks zdążył zrobić cokolwiek, aby zapobiec uduszeniu się bruneta, masa zaczęła się kurczyć, a po Dabim nie pozostał ślad.
Wciąż w lekkim szoku i z nadzieją, że Dabi umyje zęby, nim następny raz się pocałują, narzucił na siebie szlafrok i udał się do kuchni, gdzie zastał Asano z książką w ręce. Kobieta nie była już ubrana w służbową garsonkę czy choćby koszulę i dżinsy, jak często chodziła, gdy pracowała z domu, a w dresowe spodnie i sweter. Opierała się o wyspę, widocznie zatopiona w lekturze. Na blacie leżał pusty talerz z pozostałościami kolacji w postaci okruszków oraz stygnący kubek herbaty, z którego co jakiś czas piła.
- Mam nadzieję, że nikt nie robił problemów z powodu zmian terminów. - Nastawił wodę.
- Nie, nie bardziej niż zwykle, a tych mniej uprzejmych dosyć szybko przekonałam, panie Takami. Nie musi się pan niczym przejmować. - Po odpowiedzi powróciła do lektury.
Nie uszło jego uwadze, że nazwała go prawdziwym nazwiskiem. Robiła to tylko w czterech ścianach i w cztery oczy, zapewne doskonale znając powód, dla którego trzymano jego personalia w głębokiej tajemnicy. Tak przywykł do przedstawiania się pseudonimem, że słysząc je, czuł dziwną mieszaninę zakłopotania, sentymentu i czegoś na pograniczu rozbawienia. Nie znał prawdziwego powodu, dlaczego zdecydowała się mówić do niego tak, a nie jak wszyscy, nie kłopocząc się pilnowaniem, kiedy może, a kiedy nie zwracać się w określony sposób.
Nad tym, co powiedział później, myślał od momentu, w którym zaprosił ją do swojego apartamentu na stałe. Wciąż pamiętał, jak wylądował na balkonie małego, służbowego mieszkania i wypalił z bezczelnie bezpośrednią propozycją, stojąc w otwartych drzwiach z włosami rozwiewanymi przez wyjątkowo zimny tego dnia wiatr. Pamiętał też jej uniesione brwi i ton, jakim poprosiła go, aby wszedł i zamknął drzwi, jak potem usadziła go na kanapie i wyjaśniła, że nigdy nic romantycznego między nimi nie będzie i że bardzo jej schlebia ta propozycja, ale musi odmówić. Pamiętał swoje nieskładne tłumaczenia, że to nie tak i że nie chodziło mu o TE rzeczy, jej stłumiony dłonią śmiech i lśniące rozbawieniem, zielone oczy, a także prośbę o danie jej kilku dni na zastanowienie.
- Wiem, że technicznie jestem twoim szefem, ale jeśli chcesz, możesz mówić mi po imieniu. Jakby nie patrzeć mieszkamy razem i trochę niezręcznie czuję się z taką formą formalności.
Asano włożyła do książki zakładkę i przeniosła na niego całą swoją uwagę.
- Oczywiście, Keigo. - Uśmiechnęła się delikatnie w ten swój profesjonalny sposób z oboma kącikami uniesionymi na dokładnie tę samą wysokość.
Odpowiedział uśmiechem.
Woda akurat skończyła się gotować, więc zalał herbatę. Grzejąc dłonie o kubek, pozwolił sobie usiąść na blacie i zamajtać nogami, jak często robił, gdy siedział na skraju dachów wysokich budynków i obserwował świat niżej w poszukiwaniu wypadków wymagających bohaterskiej interwencji. Dobry wzrok na pewno pomagał. Nawet teraz, gdyby się skupił, byłby w stanie dojrzeć, co dzieje się na ostatnim piętrze sąsiedniego budynku czy gdyby spojrzał w dół, na chodniku przed wieżowcem.
- Wszystko w porządku?
Zamrugał.
Wyglądała na naprawdę zainteresowaną. Nie było to pytanie tylko z grzeczności.
- Tak. Wszystko okej.
- Na pewno? Wydawałeś się przez chwilę nieobecny, Keigo.
To imię w czyichś ustach brzmiało tak dziwnie i obco.
- Na pewno. Po prostu się zamyśliłem.
Skinęła głową i nie naciskała więcej. Cieszył się, bo pod naporem, mógłby się w końcu złamać. Raczej nie prędko, ale jednak istniało ryzyko, którego wolał uniknąć.
Czuł się zmęczony. Nie tylko fizycznie, to zmęczenie było przyjemne, ale psychicznie. Zaczynał mieć już tego dosyć, tego ukrywania się, czajenia, kombinowania i chociaż wiedział, że nigdy niedane im będzie zupełnie normalne życie, czasem marzył, że mogliby się kochać w normalnym łóżku codzienne, nie przejmować się, że za kilka godzin ten drugi może się wykrwawić w jakimś zaułku, a oni nawet nie będą wiedzieli albo po prostu zjeść razem śniadanie, a nie tanią pizzę ze sztucznym serem, pojechać na wakacje... Było wiele rzeczy, o których marzył i które były, wiedział doskonale, poza zasięgiem. Nie daliby rady żyć normalnie, nie byli do tego stworzeni, nie byli stworzeni do siedzenia w miejscu. Urodzili się, by kształtować świat.
Niemal roześmiał się na tę myśl. Nie wiedział kim byli rodzice Dabiego, ale miał spore wątpliwości czy pochwalali karierę syna.
Wypił przestygłą już trochę herbatę i zsunął się z blatu na ziemię. Powinien się wyspać, a przynajmniej zdrzemnąć, póki miał okazję. Nigdy nie wiadomo, co stanie się na kolejnym patrolu.
- Dobranoc - powiedział, wkładając kubek do zlewu.
- Dobranoc, Keigo.
i just like writing keigo with kinda mother figures.
also, woman-man friendships are valid.
i wanted someone to call hawks keigo and his feelings about it.
i have no regrests.
any thoughts?
CZYTASZ
Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|
Fanfiction"W tej chwili nie liczyło się nic. Nie pamiętał o niczym. Był on i błękitne ogniki, on i szorstka czerń, on i spierzchnięte wargi, on i zmarszczone blizny. Spijali truciznę, spijali kłamstwa i udawali, że nie czują goryczy." 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: swe...