Nienawidziłaś tego koszmaru. Ty, Mikasa, Sasha, Moblit, Nifa, Cole, Kaila,(Cole i Kaila to postacie wymyślone na potrzeby one shota) i wasza dowódczyni Hange, mknęliście przez las, licząc, że uda wam się ominąć zgraję Tytanów.
Chwilę temu przed wami wystrzelono kilka czerwonych flar, co oznaczało, że wcześniejsze oddziały napotkały te obrzydliwe bestie. Wasz skład pewnie bez problemu by sobie z tym poradził, ale warunki wam to utrudniały. Kaila wydedukowała, że Tytani muszą znajdować się na polanie za lasem. Na terenach z niewielką ilością drzew, sprzęt do manewrów trójwymiarowych był praktycznie bezużyteczny. Na wasze nieszczęście, nad koronami drzew skłębiły się ciemne chmury, z których zaczęły spadać pojedyncze krople.
- Rozdzielamy się na trzy drużyny, tak jak ćwiczyliśmy. W mniejszych grupach mamy większą szansę na ominięcie Tytanów. Jeżeli zajdzie potrzeba, walczcie! - krzyknęła zdeterminowana Hange. - Kaila, gdzie mogą się znajdować tytani?
- Wnioskując po rozkładzie flar, dwie grupy tytanów stoją na naszej drodze. Trzecia grupa natknęła się najprawdopodobniej na kolumnę zachodnią. - odparła Kaila.
- Dobra. Na mój znak rozdzielamy się! - krzyknęła Hange.
Zbliżyłaś się do Mikasy i Kaili, z którymi byłaś w grupie. Wasza drużyna zajęła pozycję na wschodzie.
- Uważaj na siebie. - powiedziałaś do czarnowłosej. - Eren sobie poradzi.
- A co jak nie? - odparła zdenerwowana Mikasa.
- Jest z drużynie z Kapralem Levi'em, więc on go ochroni. Skup się na tym, żeby nie zginąć, proszę. - odparłaś, spoglądając na Mikasę.
- Ale...- zaczęła dziewczyna.
- Y/n ma rację Mikasa. Jesteś najlepsza z nas. W razie ataku Tytanów, tylko ty nam możesz pomóc. Eren nie powinien cie rozpraszać.- powiedziała Kaila, stając po twojej stronie.
- No okej. - szepnęła dziewczyna.
Wyjechaliście z lasu. Wasza trójka udała się w prawo, oddalając się od grupy Hange. Deszcz przybrał na sile, powodując, że widoczność stała się o wiele gorsza. Krople wody rozpryskiwały się na waszych pelerynach z logiem skrzydeł wolności.
Większość z was była naiwna. Myśleliście, że zwiadowcy to będzie świetna przygoda, dach nad głową, przyjaciele i poznawanie nowych terenów. Oczywiście, mieliście pojęcie, jakie zagrożenie się z tym wiąże. Jednak stojąc twarzą w twarz ze zgrają obrzydliwych tytanów, człowiek nabiera świadomości w co się wpakował. To była wasza pierwsza wyprawa. Dla niektórych prawdopodobnie ostatnia.
Mknąc przez łąki, nasłuchiwałyście dudniących kroków. Narazie było spokojnie. Jeszcze tylko kilkaset metrów i znajdziecie się ponownie w lesie. Musiało wam się udać.
Jechałyście teraz obok kilku, daleko rozstawionych drzew. Jeszcze kilkadziesiąt metrów. Minęłyście grupę gęstych krzaków. Kilka metrów i miałyście większą szansę na przeżycie. Wasze serca drżały, oddechy były przyśpieszone. Czy choć raz los może się do ciebie uśmiechnąć? Krople deszczu uderzające o ziemię i stukot kopyt niemiłosiernie drażniły wasze uszy. Skurcz w żołądku przybierał na sile. Już tak niewiele. Został tylko las i dotrzecie do schronu.
Przejechałyście obok drzewa, o grupym pniu. Usłyszałaś to sapnięcie. Zlękniona obróciłaś się i zobaczyłaś tą obrzydliwą twarz, wykrzywioną w bezdusznym uśmiechu. Jego oczy patrzyły na was, jak na nowe przekąski. Zamarłaś. Dlaczego wy?
- Y/n! - krzyknęła Mikasa. - Ogarnij się. Strachem go nie pokonasz. Tu liczy się każda sekunda. Wierzę, że dasz radę.
Mikasa w ciebie wierzyła. Chciałaś przeżyć. Musiałaś. Chciałaś pożartować jeszcze z Jeanem, wcinać ogromne ilości jedzenia z Sashą, czytać książki z Arminem i spędzać czas z Mikasą. Najbardziej ci zależało na niej.