Wbiegłaś do dużego pomieszczenia, zwanego biblioteką Korpusu Treningowego. Przebiegłaś między wieloma regałami z książkami, aż dobiegłaś praktycznie do końca biblioteki. Stanęłaś na chwilę i rozejrzałaś się. Po chwili zobaczyłaś w rogu sali chłopaka machającego do ciebie. Uśmiechając się od ucha do ucha, ruszyłaś pośpiesznym krokiem w jego stronę.
- Cześć Marco. - wysapałaś, rzucając torbę na krzesło obok chłopaka i podchodząc do niego. Objęłaś go, a on odwzajemnił uścisk. - Przepraszam za spóźnienie.
- Cześć y/n. Nic się nie stało. - odparł czarnowłosy, uśmiechając się szeroko. - Dobra zaczniemy od części teoretycznej, a później pokaże ci na moim sprzęcie to wszystko. - powiedział, wyciągając książki.
- Okej, okej. - odparłaś, idąc w jego ślady.
Nad książkami spędziliście kilka godzin. Marco niestrudzenie tłumaczył ci wszystko czego nie rozumiałaś. Czasami nawet zaczynaliście się śmiać.
- Dobra, przerobiliśmy już wszystko. - powiedział Marco, chowając książki. - Teraz przemkniemy się do pracowni i wszystko ci pokaże. - kiwnęłaś głową i również się spakowałaś.
Wyszliście z biblioteki, rozmawiając o wczorajszej bitwie Jeana i Erena.
- Jak można było się pokłócić o to, że Jean dostał jednego kurczaka więcej niż Eren. Chryste gdzie ten świat zmierza. - powiedziałaś.
- Nie wiem, ale to aż dziwne, że Sasha się nie dołączyła. - dodał, śmiejąc się lekko.
Spojrzałaś się na chłopaka, po czym podniosła rękę do jego głowy. Odgarnęłaś jeden z niesfornych kosmyków, który opadł na jego czoło i umieściłaś go z boku. Chłopak lekko się zarumienił, a wzrok spuścił w dół.
Marco od dawna cię lubił, dlatego tobie starał się, jak najczęściej pomagać z nauką i innymi rzeczami. Bardzo tez dbał o ciebie. Kiedy pewnego razu wylądowałaś w skrzydle szpitalnym ze złamanymi żebrami, siedział przy tobie praktycznie cały czas. Często przynosił ci jedzenie i nawet czytał ci książki do snu. Dużo z tobą rozmawiał, bo nie chciał, żebyś czuła się samotna. Był bardzo troskliwy i za to go również uwielbiłaś.
Był już wieczór, a na korytarzach było już niewielu ludzi. Zeszliście po schodach aż na najniższe piętro. Teoretycznie nie mieliście wstępu do pracowni, ale przez to, że strażnik bardzo lubił Marco, wpuścił was, mówiąc, żebyście niczego nie popsuli.
Marco pchnął duże, drewniane drzwi, przepuszczając ciebie. Pomieszczone było nikle oświetlone pochodniami, zaczepionymi na ścianach. W pracowni znajdowało się kilka stolików, wiele szafek, na których były książki, flakoniki i jakieś narzędzia. Na jednym ze stolików znajdował się prototyp sprzętu do manewru trójwymiarowego.
Usiadłaś na krześle, przy biurku, na którym leżał sprzęt. Marco zajął miejsce obok ciebie. Zapaliłaś świecę, a chłopak zaczął rozkręcać sprzęt i wyjaśniać ci wszystko o nim. Czarnowłosy był naprawdę mądry. Zawsze umiał ci wytłumaczyć tak, że wszystko rozumiałaś. Przy okazji chłopak zawsze opowiadał na tyle ciekawie, że nigdy się nie nudziłaś. Często kończyło się na tym, że razem się śmialiście.
Po jakiejś godzinie wyjaśniania i skręcania sprzętu, wasza lekcja się zakończyła. Rozmawiając o jutrzejszym treningu, posprzątaliście i ruszyliście do wyjścia. Złapałaś za klamkę i pociągnęłaś. Drzwi ani drgnęły.
- Hę? Co jest? - szepnęłaś, mocniej pociągając drzwi. Po chwili dołączył do ciebie Marco i razem próbowaliście je otworzyć.
- Najwyraźniej zostaliśmy tu zamknięci na noc. - powiedział, odchodząc od drzwi. - Nie masz po co szarpać. Najwyraźniej zmienił się strażnik, który uznał, że lepiej by to było zamknąć. A dobrze wiesz, że większość z żołnierzy to alkoholicy, którzy piją, kiedy tylko mają okazję. - dokończył, rzucając torbę na krzesło. - Jesteś głodna?