- Kogo tu masz? - usłyszałam głos który dobiegał zza żołnierza przykładającego klingę do mojego gardła.
- Dziewczynę powaliła trzech naszych - odparł strażnik.
Po chwili zobaczyłam nad sobą obrzydliwa twarz Miraza, sam widok tego człowieka powodował we mnie odruch wymiotny. Mężczyzna podszedł do mnie bliżej i złapał mój podbródek, wierzgałam jednak ten nie puścił.
-Wydaje się mocnym zawodnikiem, była na wierzy z tym czarnym - powiedział strażnik w stronę króla.
- Czarnym? - spytał zdziwiony dowódca Telmarów.
- Z tego co wiem to jest to jeden z dawnych władców Narnii- odpowiedział.
- Wiesz dokładnie który?-dopytał zaciekawiony wuj Kaspiana.
- Książę Edmund panie- powiedział strażnik na co im przerwałam.
- Król Edmund- powiedziałam dumnie, Edek był królem i nikt nie miał prawa umniejszać jego tytułowi.
- Nie przerywa się- warknął w moją stronę strażnik.
- Poczwary zabij a te do lochu- wydał rozkaz Miraz.
-Zabijcie mnie! Zostawcie narnijczyków - krzyknęłam za co zostałam mocno spoliczkowana.
- Królowi się nie sprzeciwia - powiedział Miraz.
- Nie jesteś, nie byłeś i nie będziesz moim królem, nigdy - wycedziłam przez zęby stojąc przed tyranem trzymana za ręce z tyłu przez strażnika.
Za swoje słowa oberwałam raz kolejny w drugi policzek. Piekło niesamowicie ale mogę stwierdzić że byłam do tego przyzwyczajona więc ciosy Telmarów nie robiły na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Fakt były mocne i miały dobra technikę ale nie było to nic co by mnie złamało.
- Charakterna - powiedział strażnik za mną.
- Przyda nam się pewnie wszystko wie-odparł Miraz.
- Zawlecz ją do lochu razem z najlepszymi z tych stworów- powiedział obrzydliwie wracając do zamku.
Strażnik mocno mnie trzymał i zaprowadził do lochów gdzie związano mi ręce i nogi sznurami. Dostałam także kolejne dwa razy po twarzy za nieposłuszeństwo. Byłam obolała zmęczona i po prostu okropnie zawiedziona. Tyle narnijczyków straciło życie, co poszło nie tak? Co spowodowało obsuwe w czasie? Kto zawinił? Te pytania odbijały się echem w mojej głowie a ja nie mogłam znaleźć na nie odpowiedzi. Siedziałam tak w lochu z związanymi kończynami opierając się o jedna z ścian o wdychając zapach stęchlizny. Po chwili usłyszałam otwieranie krat i moim oczom ukazał się kochany gryf, został rzucony pod moje nogi zajmując cała cele.
- Jedyny godny zachowania życia- powiedział zdawkowo strażnik i po chwili zamknął wejście.
Przysunełam się w stronę mojej towarzyszki i wykorzystując resztki mojej energi spytałam.
- Centaur przeżył?- chodziło mi o tego który pomagał mi dziś w zbrojowni, nawet nie poznałam jego imienia a wykazał się ogromnym męstwem.
Ptak jednak pokrecil łbem a ja zamknęłam oczy czując wewnętrzny ból. Kolejna strata, czułam się okropnie z myślą że zapewne już nigdy nie zobaczę żadnego z moich przyjaciół a ostatnie dni mojego życia spędzę w zatęchłym lochu Miraza. Na sama myśl o tym człowieku przechodził mnie dreszcz. Mężczyzna był tyranem bez serca i skrupułów, zależało mu tylko na koronie a nie na rodzinie. Dziwiłam się jak można mieć tak głęboko zakorzeniona nienawiść i chęć władzy, przerażało mnie to.
CZYTASZ
A Fighter of Narnia
FanfictionJedna dziewczyna która zmienia bieg historii Jedno rodzeństwo które wraca po latach Jedna historia łącząca w sobie walkę, miłość, przyjaźń i pojednanie z dawnymi wrogami Od nieznajomych przez przyjaciół do..? Tak właściwie czego? Bo przecież dom j...