27. Najważniejszy człowiek

906 41 8
                                    

Od dwóch tygodni fale miotały nami niczym wiatr listkami na jesień. Nie jadłam, nie piłam, nie spałam a cały czas spędzałam na pokładzie próbując trzymać nasz statek w ryzach. Odbiegałam od mostka tylko po to by naciągnąć żagiel albo złapać marynarza który o mało nie wypadł za burtę. Było okropnie ciężko a sztorm szalał tak że nie było widać nic w przeciągu mili a nawet dwóch. Cała załoga była zmęczona i raz po raz słyszałam szepty które obrażały naszych władców a także ich rozkazy, postępowanie a nawet zachowanie. Za każdym razem ostro upomniałam marynarzy tak by ci nie pozwalali sobie na zbyt wiele, prawda była taka że w obecnej sytuacji nie było mowy o tym by zrobić cokolwiek co choć trochę poprawiło by naszą opłakaną sytuację. Mogliśmy jedynie płynąć na przód i błagać Aslana by pozwolił nam ujrzeć błękitną gwiazdę i dopłynąć do wyspy Ramandu. Po każdej mojej interwencji mężczyźni skruszeni przepraszali i brali się do jeszcze bardziej zawziętej pracy. Przy obecnej pogodzie zobaczenie błękitnej gwiazdy było wręcz niemożliwe a szanse na trafienie do szukanej przez nas wyspy malały coraz bardziej z każdym dniem.

Siedziałam właśnie w głównej kajucie i zaciskałam zęby kiedy Łucja zszywała moje ramię. Przez nagły piorun z lewej strony burty zostałam odepchnięta i zmiażdżona przez cała grupę mężczyzn wpadając przy okazji na poluzowane mocowania z których wystawały ostre druty które miały w głownym założeniu chronić maszt przed złamaniem. Moje ramię było rozcięte a jasnowłosa widząc że rana jest głęboką postanowiła ją zszyć tak by nie wdało się tam zakażenie. Gdy skończyła zabrała ze sobą rzeczy i udała się do wyjścia mijając się w progu z  przemokniętym do suchej nitki oraz zdenerwowanym Drinianem. 

- Znajdujemy się w martwym punkcie- zaczął stawiając na mapie kawałek białej jak śnieg kredy - Przy obecnej pogodzie nie ma możliwości ujrzeć błękitną gwiazdę - dokończył patrząc na mnie Edmunda i Kaspiana z wyczekiwaniem i nie ukrywalną ciekawością co wymyślimy tym razem. 

- Co więc mamy zrobić - warknęłam niemiło odgarniając z czoła zmoczona przez deszcz kosmyki włosów które wszędzie się lepiły i nie miłosiernie mnie denerwowały. Chyba znów muszę je obciąć bo na prawdę nie wytrzymam.

- Najwyższy czas zawrócić moi państwo, nawet jeśli zmniejszenie rację o połowę nie przetrwamy dłużej niż dwa tygodnie - powiedział kapitan a ja pokręciłam nosem na jego pomysł. Dopłynęliśmy tak daleko i nie było mowy żeby zawracać teraz w tym momencie, stracilibyśmy czas i szanse na wypełnienie zadania. Jestem przekonana że jeżeli tylko wrócilibyśmy na wyspę Koriakina część załogi została by na lądzie i nie wróciła z nami z powrotem na okręt.


- Ląd jest niepewny, dodatkowo jeżeli sztorm nie ustanie rozbijemy się o jakaś rafę - dodał Drinian patrząc na nas z nadzieją, mężczyzna ewidentnie chciał wrócić i zaczynałam się obawiać że zielona mgłą ma coś wspólnego z jego słowami, znałam go trochę i wiedziałam że nigdy nie tchórzył. 

- O ile nie pożre nas wąż morski - rzucił Edmund próbując rozładować atmosferę co kompletnie mu nie wyszło, z premedytacją włożyłam mu łokieć między żebra przez co zgiął się w pół wydając z siebie zduszony jęk. 

- Przymknąłbyś się czasem - powiedziałam zdenerwowana jeszcze bardziej a ten popatrzył na mnie z wyrzutem łapiąc się za zapewne bolący brzuch. 

- Chodzi mi o to że bez błękitnej gwiazdy Ramandu to istna igła w stoku siana, załoga się buntuje- rzucił przy tym patrząc na mnie znacząco. Jeden z marynarzy przeżywał gorszy dzień wiec zostałam dziś solidnie zwyzywana jednak jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało, rozumiałam że każdy miał wahania nastrojów i był zwyczajnie rozdrażniony. Musieliśmy wszyscy być dla siebie wyrozumiali, nie obrażać się o takie rzeczy i wspierać bo tylko tak dopłyniemy do czegokolwiek. 

A Fighter of NarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz