9. W najwyższej wieży o północy

63 14 1
                                    

Niebo szarzało powoli, nakrywając nocą spadziste dachy jak pierzyną. Kamiko udała się do pałacu około południa, przypominając im ponownie o tym, że da im znak, kiedy uda jej się pozbyć z kuchni większości osób, by mogli wemknąć się przez okno. Za pierwszy mur zamku udało im się dostać już wcześniej dzięki samej Kamiko, która targała za sobą wóz z worami mąki, zapewniając, że to do królewskiej kuchni. Miała przepustkę od księżniczki, więc nikt nie mógł się do niczego przyczepić, mieli niemniej jednak straże na ogonie do ostatniej chwili. Shin i Hiro, skryci pod ciężkim ładunkiem wydostali się na którymś z zakrętów i od razu wcisnęli się w jakąś szparę. Potem musieli tylko czekać.

Dochodziła ósma wieczór i wtedy z kuchennego okna dostrzegli trzykrotne miganie małego światełka, a po kilku sekundach dwukrotne. Znak.

- To się nie uda – jęknął Hiro, nagle wątpiąc w sens całej swojej egzystencji.

- Weź się w garść – Shin przywalił mu w ramię, po czym złapał jego twarz obiema dłońmi i spojrzał głęboko w oczy. – Twoje pobudki zawsze wydawały mi się głupie, ale jeśli w coś wierzysz, to do końca. Bądź Bohaterem Świata i ocal elfy. Ocal mnie.

Hiro zamarł kompletnie gubiąc się w ciemnych tęczówkach przyjaciela. Był pewien, że jego myśli nie były teraz wścibsko czytane, a mimo to czuł, że Shin był teraz tak blisko niego, jakby ich umysły połączyły się na moment. Sam nie wiedział, czy wierzy w swoje przeznaczenie, ale jakoś już dłużej nie grało to dla niego roli. Musiał być bohaterem. Dla Shina.

- Żenująca przemowa – odezwał się z lekkim uśmieszkiem, starając się z całych sił nie dopuścić, by głos mu zadrżał. Nie chciał się przecież tutaj poryczeć – wygłoś mi taką jak wrócimy. – dodał jeszcze, po czym wyrwał się z jego rąk i ruszył pewnym krokiem przed siebie, zwalniając na końcu zaułka. Rozejrzał się uważnie, szukając śladu ruchu. Pusto. Kamiko musiała zadbać o jakieś zamieszanie w zamku, bo najwyraźniej część straży zniknęła z patrolu i pozostało tylko kilka osób.

- Czekaj, aż chmury przysłonią księżyc – szepnął mu do ucha Shin niemal przyklejając się do jego pleców. Czuł na szyi jego ciepły oddech i to go uspokajało. – teraz.

Po kamiennych kostkach sunął cień chmury, a wraz z nim ruszyli przy ścianie dwaj chłopcy, dopasowując swoje tempo idealnie do tempa czarnej plamy. Przemykali przez prawie pusty plac, umykając oczom strażników, wyraźnie zmęczonych już chodzeniem w kółko. Dotarli w końcu do odpowiedniej ściany, przy której stał niewielki składzik. Hiro podsadził Shina na drewniany dach, a potem z jego pomocą wgramolił się tam za nim. Teraz musieli wejść po ścianie jeszcze kilka dobrych metrów wzwyż. Było to podwójnie niebezpieczne, bo po pierwsze mogli spaść, a po drugie wystawiali się na oczy strażników. To była jedyna droga, a przynajmniej jedyna im znajoma. Shin nie miał żadnego problemu z przyczepieniem się do nierównej ściany jak pająk, szukał chudymi palcami szpar i wystających cegiełek, stopy opierał pewnie na pionowej ścianie, jakby nie sprawiało mu to kłopotu. Piął się wyżej i wyżej, napinał mięśnie, wciągał powietrze, wypuszczał je w tym samym rytmie, na policzku czuł zimną chropowatą powierzchnię. W końcu sięgnął do parapetu i pociągnął się mięśniami ramion, żeby zwinnym ruchem przeskoczyć przez otwarte okno do środka. Wyjrzał ostrożnie, żeby śledzić sytuację Hiro. Ćwiczyli wczoraj i dzisiaj, ale Hiro najwyraźniej nadal nie był w tym najlepszy. Wszystkie ruchy chciał wykonywać od razu i w rezultacie chwiał się niebezpiecznie nad przepaścią, wzmagając stres i strach. Kiedy tylko spocone palce ześlizgiwały mu się z kamienia słychać było zdenerwowane zduszone westchnięcie i chłopak zaciskał powieki, szukając spokoju w pogrążonym w chaosie umyśle. To nie mogło się udać.

Wtedy jak na złość Shin dostrzegł strażnika, który podążał nieprędko w ich stronę z lewej.

- Nie ruszaj się – syknął prawie bezgłośnie do uczepionego ściany Hiro, na którego twarzy wymalował się wyraz czystego przerażenia. Blondyn zastygł jednak bez ruchu, przytulił się do ściany i zapewne błagał los o nieco pomyślności. Shin stał po ocienione stronie okna, śledząc uważnie rozwój sytuacji. Strażnik zwolnił, przystanął, a Shin wstrzymał oddech i zacisnął pięści. Mężczyzna zaczął zbliżać się do ściany, ale ani razu nie spojrzał w górę. Wszedł do składziku, usłyszeli jakiś stukot, po czym opuścił pomieszczenie i podniósł głowę, a wtedy chmura przysłoniła księżyc i ścianę zalał mrok. Niełatwo było odróżnić, co jest zimnym kamieniem, a co zamarłym w przerażeniu chłopakiem z żywym, bijącym sercem.
Shin odetchnął z ulgą, kiedy strażnik odwrócił się nareszcie plecami do nich i poszedł swoją drogą.

Błękitnym Szlakiem | BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz