I

743 59 81
                                    


- No nie! Znowu to samo! A uczyłem się do tego! - Rozczarowany położył się na szkolnej ławce.
Niedostateczny z majcy - brzmi prawie jak synonim do słowa "Gon". Cóż, geniuszem matematycznym on zdecydowaniem nie był. Żadnym innym zresztą też. Jedynym przedmiotem który nie sprawiał mu żadnego problemu było wychowanie fizyczne. Czasem naprawdę zastanawiał się, dlaczego wybrał liceum zamiast technikum. Kończąc to drugie miałby przynajmniej od razu jakiś zawód. - Chyba powinienem zmienić rozszerzenie... - jęknął zrezygnowany.

- Tak, z pewnością poradziłbyś sobie na biol-chemie, nie ma co do tego żadnych wątpliwości - ironizował Zoldyck. - A może jednak human? W końcu z taką uwagą słuchasz naszego polonisty, gdy omawia treny Kochanowskiego. Wielkie mi pustki uczyniła w domu moim, droga Urszulo! - zaczął recytować.

Zawstydzony czarnowłosy podrapał się po karku. Po chwili jednak oboje wybuchnęli głośnym śmiechem. Nie zwracając większej uwagi na to, że dalej są na lekcji, wrócili do rozmowy.

- Zrobisz sobie dobre ściągi i zdasz to, nie? - Położył mu dłoń na ramieniu, podpuszczając go.
Chłopak był pod tym względem bardzo dziecinny i naiwny. Myślał, że wszystko co usłyszał jest prawdą, przez co zdarzało mu się nie wyczuwać ironii bądź sarkazmu. Ale jasnowłosy chwilami uważał to za dość urocze.

- Dobry pomysł! Tak zrobię! - Był szczerze uradowany. Blondyn wytrzeszczył oczy ze zdziwienia i zszokowany spojrzał na uśmiechniętą twarz przyjaciela. By ściągać na lekcjach różowej landryny trzeba było być albo niesamowicie pewnym siebie, albo niesamowicie głupim. Do niego pasowało bardziej to drugie.

- Zwariowałeś?! Chcesz jej podpaść?! - powiedział ciut zbyt głośno, co poskutkowało piorunującym spojrzeniem nauczycielki w ich stronę. Bisky mimo wieku, choć na swój nie wyglądała, miała niesamowicie dobry słuch.

Gdybym była ślepa i głucha już dawno nie pracowałabym w tej szkole! - zadrżał, przypominając sobie sytuację z przeszłości.

- Lubi mnie, więc może będzie udawać, że nie widzi.

Może Gon nie jest jednak aż taki głupi na jakiego wygląda?

- Lepiej nie ryzykować - odpowiedział ostrożnie. - Pomogę ci z tym. Logarytmy nie są jakie straszne, na jakie wyglądają - zaproponował.

- Naprawdę? Dziękuję Killua! Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem! - rzucił mu się na szyję, mocno go obejmując.

- Dobra, odsuń się już... - speszony odwrócił wzrok.

🎓🎓🎓


Zmęczeni nauką nastolatkowie opuszczali mury szkoły leniwym krokiem.
Kierunek - dom. Killua nie był z tego powodu zbyt szczęśliwy. Nie lubił tam wracać i mógłby wymienić co najmniej sto różnych powodów, dlaczego tak było.

- Zazdroszczę ci. Przyjeżdżają po ciebie autem, a ja muszę wlec się do domu zapełnionym autobusem - podrapał się po głowie. Jego postawione na żel czarne włosy połyskiwały zielenią. Farba mocno trzymała się aż od lata, choć turkus z włosów Killui spłukał się już dawno temu.

Lato...
Czuł, że tamto lato zostanie w jego pamięci na zawsze. Co było w nim takiego niezwykłego? Spędzał je razem z Gonem i miał szczerą, głęboką nadzieję, że powtórzą to jeszcze nie raz.
Codzienne wspólne wypady na rowery, chłodne szejki, lody i cola.
Nocowanie poza domem i granie w gry do późnych godzin w domu starszego*, nigdy na odwrót. Obezwładniająco przyjemne uczucie wolności smakujące niczym czereśnie, prosto zerwane z drzewa w ogrodzie niczego niepodejrzewających, zapewne bardzo miłych staruszków. Jego zakazany owoc. Powrót do szkoły oznaczał dla niego powrót do domu, do sztywnych zasad, surowych kar i smutnych, szarych dni.

- Nie masz mi czego zazdrościć. Sam wróciłbym chętnie jak ty, komunikacją miejską. Ale moja matka jest przewrażliwiona. Uważa, że jeździ zbyt dużo pijanych kierowców którzy stwarzają zagrożenie na jezdni - mówił obojętnym tonem. Tak, ona zdecydowanie była przewrażliwiona. I to w każdym tego słowa znaczeniu.
Policzki szczypały go z zimna. Mógł jednak wziąć ten szalik.

Stali chwilę na parkingu, póki po niebieskookiego nie przyjechała czarna limuzyna prowadzona przez Kanarię.
"Do poniedziałku" - tak pewnie pomyślał każdy z nich, choć pożegnali się niemo, nieśmiałymi uśmiechami.
Każdy z nich poszedł w swoją stronę. Killua wsiadł do samochodu, a Gon skierował się na przystanek.
Kopał po drodze Bogu winny kamyk, aż ten nie stoczył się na jezdnię.
Z jakiegoś powodu był smutny, a jedynka z matematyki bynajmniej nie była tego przyczyną.

🎓🎓🎓

Kurapika siedział przy biurku w swoim pokoju i w skupieniu odrabiał prace domowe. Mimo dużej ilości książek, zeszytów i innych pomocy naukowych, na stole panował porządek. Nie stał na nim żaden kubek - herbatę pije się w kuchni. Z takiego przeświadczenia wychodził. Przez chwilę nieuwagi, znajdująca się w kubku gorąca ciecz, mogła zalać papier, co byłoby naprawdę kłopotliwe. Wolał nie kusić losu. Smartfon leżący po drugiej stronie mebla nie rozpraszał go, jak miało to miejsce u większości osób.

W chwili gdy na niego spojrzał, telefon zawibrował, a na ekranie pojawił się nieznany numer. Myśląc, że to jakaś sieć partnerska próbuje wcisnąć mu umowę na dwa lata czy coś w tym stylu, zrezygnowany odebrał połączenie.

- Tak, słucham? - odezwał się pierwszy.

- Cześć Kurapika, Leorio dzwoni. Jesteś teraz w domu? Mógłbyś mi podać swoje dane?

- T-Tak, pewnie - odpowiedział zmieszany. Nie dopytywał po co mu one były. Być może były konieczne do zgłoszenia się na olimpiadę. Chociaż jakby się dłużej nad tym zastanowić, zgodę powinien podpisać jego prawny opiekun, czyli babcia. Pewnie dostanie ją później. Nie ma co się nad tym zastanawiać.
Oprócz peselu, drugiego imienia, którego Kurta jednak nie posiadał, daty urodzenia oraz miejsca zamieszkania, został również spytany o grupę krwi.
Było to dość dziwne. Czy to jakieś nowe procedury?

- Jak idą ci przygotowania? - spytał okularnik, gdy zdobył już potrzebne informacje.

- W porządku - nie silił się nawet na dłuższą wypowiedź.

- To dobrze. Jakbyś miał jakieś pytania czy problemy, dzwoń pod ten numer - odparł ciepło, a jasnowłosy mógł przysiąc, że w tej chwili, po drugiej stronie telefonu delikatnie się uśmiecha. Dobrze było wiedzieć, że ma się jakieś oparcie w nauczycielu, nawet jeśli tylko pozorne. Na tym polegała jego praca. Ale czy na pewno robił to tylko i wyłącznie z poczucia obowiązku? Dla wszystkich był równo miły i troskliwy, czy dla niego robił wyjątek?

- Będę miał to na uwadze. Czy to wszystko?

- Tak, nie przeszkadzam już. Miłego dnia - pożegnał się.

- Wzajemnie, do widzenia - wcisnął czerwoną słuchawkę i z powrotem odłożył smartfon.

Chwilę zastanawiał się, skąd nauczyciel był w posiadaniu jego numeru, szybko jednak połączył fakty z dokumentem podanym jemu i klasie na początku roku szkolnego. To raczej naturalne, że wychowawca chciał mieć w razie potrzeby kontakt ze swoimi podopiecznymi. Prawda?

 Prawda?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nieświadomy |¦hunter x hunter¦| ☑ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz