XVI

355 41 64
                                    


Tego popołudnia Kurapika miał sprzątać szkolny składzik z piłkami, lecz nie z własnej, nieprzymuszonej woli. Został w to wrobiony przez wuefistę. Jak do tego doszło?

Wielkimi krokami zbliżał się koniec półrocza, a jemu nieco brakowało mu do wyższej oceny. Podszedł więc po lekcjach do nauczyciela i zapytał, co mógłby zrobić, a w odpowiedzi usłyszał, że posprzątać kantorek. Super, nie ma co.

Przez kurz unoszący się w pomieszczeniu raz po raz kichał. Kartki, puste butelki i inne śmieci wrzucał do czarnego worka, który dostał od sympatycznego woźnego. Miotłą pozgarniał z kątów pajęczyny i przetarł mokrą szmatą niemyte chyba całe wieki, okurzone półki.
Takie wykorzystywanie uczniów powinno być karalne - pomyślał.

Wszelakie piłki kotłowały się pod jego nogami. Już miał je z powrotem układać, posortowane na te do siatkówki, koszykówki i piłki ręcznej, gdy drzwi do składzika głośno zaskrzypiały. Odwrócił się w tamtym kierunku.

- Cześć, Kurapika - przywitał się Leorio. - Widziałeś tu może kredę do tablicy? - spytał, wchodząc do niedużego pomieszczenia.

- Dzień dobry, nie, nie widziałem. Nie powinna być w sekretariacie? - luźno zarzucił.

- Może i tak. A tak właściwie, co tu robisz? Powinieneś być już w domu.

- Sprzątam - odpowiedział zwięźle, nieco zbyt pewnie jak na fakt, iż rozmawiał z nauczycielem. Nie chciało mu się tłumaczyć zdanie do zdaniu, co, po co i dlaczego tutaj jest. Chciał jak najszybciej wrócić do domu.

Leorio zaśmiał się pod nosem. - Pomogę ci - zadeklarował. Mimo początkowych sprzeciwów młodszego, użyczył mu swojej pomocy, choć pracy nie zostało już wcale aż tak dużo.

- Nareszcie skończyliśmy! - powiedział brunet, podsumowując ich pracę. Przeciągnął się, rozprostowując kości i rozciągając mięśnie. Efekt robił wrażenie. W porównaniu z tym, co zastał zaledwie godzinę temu, było to jak niebo i ziemia. Wszystko wręcz lśniło czystością.

- Nie musiałeś mi pomagać - Kurapika odpowiedział chłodno, czego chwilę później pożałował. Leorio zawsze robił dla niego dużo. A na pewno więcej, niż robił dla innych. Powinien okazywać mu wdzięczność, a nie odpowiadać mu w tak niemiły sposób.
Będąc szczerym, to za tą szorstką warstwą starał się ukryć swoje prawdziwe uczucia względem mężczyzny, ale to go w żadnym stopniu nie usprawiedliwiało.

- Wiem. Ale chciałem - Leorio odezwał się, zanim ten zdążył go przeprosić. Niezrażony jego zachowaniem uśmiechnął się szeroko. - Chodźmy już. Odwiozę cię do domu - nie czekając na jego odpowiedź skierował się do wyjścia.

Kurta stał jak sparaliżowany. Słowa, choć całkowicie normalne i pozbawione jakiegokolwiek romantycznego nacechowania, mocno poruszyły jego serce. Być może dlatego, że zawsze chciał je od kogoś usłyszeć. Tak piękne i szczere jednocześnie.

Leorio zdecydowanie chwycił za klamkę. Nie ustąpiła. Ile razy nie dociskałby jej w dół, nic by to nie dało. Nieco spanikowany zaczął się z nią szarpać.

- Coś się stało?

- Drzwi się zacięły. Albo ktoś nas tu zamknął - odpowiedział poważnie. - Masz telefon? Swój zostawiłem w klasie. - Najprościej było kogoś powiadomić. Najlepiej kogoś, kto jeszcze był o tej porze w szkole. Ale kogo? W kontaktach miał numery telefonów do większości członków kadry pedagogicznej czy pracowników szkoły, ale na Boga, nie znał ich na pamięć.

- Nie ma zasięgu - nastolatek z niezadowoleniem patrzył w telefon.

Starszy siarczyście przeklął, ignorując fakt, iż nie jest sam. Kilka razy obszedł pomieszczenie, by zebrać myśli, ale koniec końców, nic szczególnego nie wykombinował. Przewrócił oparty o ścianę materac, który upadł na podłogę z głośnym plaskiem. Podczas gdy blondyn z zaciekawieniem przyglądał się jego działaniom, to samo zrobił z drugim. Ułożył je w pewnej od siebie odległości i zajął jeden z nich. W końcu odezwał się do młodszego.

Nieświadomy |¦hunter x hunter¦| ☑ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz