XIV

316 26 4
                                    


Zatłoczonymi o tej porze dnia ulicami przechadzały się tłumy ludzi, w większości wracających już do własnych domów. Kierował nimi przede wszystkim pośpiech. Skupieni tylko na sobie, potrącali lub wpadali na innych przechodniów, nie kwapiąc się nawet otwierać ust, by wyszeptać krótkie "przepraszam".

Wiatr poruszał gałęziami wprawiając w ruch pozostałe na nich liście. Szczelinami dostawał się pod kurtki i płaszcze, pozostawiając po sobie nieprzyjemne uczucie chłodu. Targał długie, czarne włosy Illumiego i rozplątywał długi szal, luźno zarzucony na jego ramiona.
Wraz z Hisoką kierowali się w pewne dobrze znane im miejsce, gdzie mieli nieco rozerwać się po długim, ciężkim tygodniu nauki.

Hisoka, widząc przed sobą elegancką, młodą kobietę w długich kozakach i krótkiej spódnicy, zagwizdał. Wyraźnie zniesmaczona odpowiedziała mu środkowym palcem, ale on nie przejął się tym, dalej zerkając za siebie.

Zoldyck uderzył go łokciem między żebrami. — Nie rób mi wstydu — wysyczał przez zęby. Tego typu zachowania rudowłosego irytowały go niemiłosiernie.

Wyższy tylko uśmiechnął się niewinnie. Szli dalej.
Zręcznie wyjął z kieszeni mijanego mężczyzny czarny portfel. Illumi tylko zaszczycił go zagadkowym spojrzeniem, biernie przyglądając się jego działaniom. — Zawsze coś — rzucił do towarzysza Morow. Schował skradziony przedmiot do plecaka, uśmiechając się kpiąco.

Zawitali do niedużego baru. Zajęli miejsca i zamówili po szklance whisky. Siedzieli chwilę w ciszy. Pierwszy odezwał się Hisoka.

— Gdzie masz braciszka? Ostatnio coś go w szkole nie widuję. Wagaruje? — zaczął zaczepnie, gestykulując. — Jak możesz pozwalać, by tak zaniedbywał edukację? — teatralnie złapał się za serce, wciąż zasypywał go coraz to bardziej wymyślnymi pytaniami.

— Jest na wycieczce — stanowczo mu przewał. Zirytowany westchnął.

— Ohh... Więc tak się sprawy mają — upił łyk alkoholu. — Gdy wróci, trzeba będzie go należycie przywitać — uśmiechnął się pod nosem, ciągnąć tę farsę dalej. Tak naprawdę nie chodziło mu o Killuę, a o Gona. Ale co mu szkodzi nieco podenerwować Illumiego?

— Tknij go, a utnę ci łeb — ostrzegł. Jak na groźbę, ton głosu był zbyt spokojny. Tak wyuczony, zimny i stanowczy. Złotookiego jeszcze bardziej to nakręcało.

— Jak uroczo~ — uśmiechnął się jeszcze szerzej. Tak bardzo lubił go denerwować. Ta troska i chęć całkowitej kontroli młodszego brata była tak urocza i tak bardzo niepodobna do chłodnego usposobienia najstarszego z Zoldycków. Po końca opróżnił naczynie i zwrócił się do barmana — Jeszcze raz to samo.

— Pamiętasz o zleceniu? — Zoldyck zszedł z tematu i zaczął drążyć inny, nieco poważniejszy.

Mina Morowa natychmiastowo zrzedła, przyjmując dużo poważniejszy wyraz. — Oczywiście, że pamiętam.

— Nie chcę się za ciebie wstydzić. Zrób to jak należy.

— Nie zapominaj, że nie jestem nowicjuszem — odpowiedział zdecydowanie. Mówili o odpłatnym zabójstwie, które Illumi z pewnych względów zdecydował się mu powierzyć. Rozmawiali o tym nieco na okrędkę, gdyż przypadkowo (lub też nie) usłyszane słowo "zabójstwo" czy "morderstwo" mogło niepotrzebnie zwrócić na nich obce, ciekawskie spojrzenia.
Czerwonowłosy odezwał się po chwili namysłu. — Wysługujesz się mną. — W jego głosie było słychać udawany ból i zawód.

— Nie masz racji — odpowiedział bez wahania.

— Ależ tak! — stanowczo zaprzeczył, przykładając wierzch dłoni do czoła.

— Bo ty tego nie robisz. — Zgrabnie założył luźno wiszące pasmo włosów za ucho.

— Czyli przyznajesz mi rację? — spytał Hisoka, nachylając się nad nim.

— Nie. Koniec tematu — czarnooki postawił sprawę jasno. Nie mając co zrobić z dłońmi, zaczął bawić się kolczykiem, znajdującym się w płatku jego ucha.

— Masz rację. Nie rozmawiajmy o tym teraz. Skupmy się na czymś przyjemniejszym~ — Niemalże każde zdanie, które wychodziło z jego ust brzmiało dwuznacznie. Albo Illumiemu tylko się tak wydało. Nie, to niemożliwe. Na pewno nie. Zmarszczył brwi. 

— Lulu~ — zaczął złotooki, chwytając go za dłoń — Zapraszam do tańca~ — nie czekając na jego odpowiedź, ciągnąc za nadgarstek zaprowadził go na mały parkiet. Objął dłońmi w pasie i zaczął kołysać się w rytm muzyki.

Niższy chciał się wyrwać, ale mimo wypitych procentów, uścisk rudowłosego był zbyt silny, by mógł wyswobodzić się z niego bez robienia zamieszania i niepotrzebnych scen. Musiał przecież szanować swoją reputację! Co pomyślałby jego ojciec gdyby dowiedział się, że jego najstarszy syn wdał się w bójkę? Tak jakby to, że aktualnie odściskiwał się na parkiecie z jakimś facetem było zupełnie nieistotne.
Tak więc nie pozostało mu nic innego jak potulnie i cierpliwie czekać, aż klaun skończy swoje przedstawienie.

Również objął go, starając się odsunąć na bok uczucie obrzydzenia towarzyszące mu praktycznie zawsze podczas kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem.

Praktycznie od razu gdy to zrobił, poczuł rękę na pośladku. Morow najwidoczniej sprawdzał, na ile może sobie pozwolić. Ale to było już zbyt wiele. Chwycił jego rękę i przesunął ją wyżej. Nie przyniosło to żadnego skutku, gdyż Hisoka znów zjechał nią niżej.

— Możesz przestać? — odezwał się zirytowany.

— Nie, nie mogę~ — odpowiedział pewnie. Szybko jednak zmienił zdanie. Skrzywił się, czując jak długowłosy wbija swoje długie paznokcie w jego skórę. Syknął i przegryzł wargę aż do krwi. — Już będę grzeczny — zapewnił, wycofując swoją dłoń. — Będę grzeczny, obiecuję — powtórzył uśmiechając się zadziornie.

🎓🎓🎓🎓🎓🎓

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

🎓
🎓🎓
🎓🎓🎓

Poprzedni rozdział niecałe 1400 słów, ten około 800. I to jest w porządku. Nie zmuszajcie się do pisania dłuższych rozdziałow, jeśli nie macie na to ochoty.
Do następnego!

Nieświadomy |¦hunter x hunter¦| ☑ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz