-A więc mamy ciążę mnogą.- Powiedziała doktor a ja przez chwile analizowałam w głowie jej słowa.
-Co?!- Wykrzyczałam zdezorientowana.
-Jest to dziewiąty tydzień i mamy czworaczki. Gratulacje.
ŻE CO?! JAK TO NIBY CZWORACZKI?!
-Ale jak to?
-Jest to żadkości i zazwyczaj w skutek leczenia niepłodności lub zapłodnienia in vitro. Ale Pani chyba jest troche za młoda na takie leczenie. Podejmowała Pani takie?
-Nie.
CO TUTAJ SIE DZIEJE?
-Dobrze wiec mamy bardzo żadki przypadek. Chce Pani posłuchać bicia serduszek?
-Jeśli było by to możliwe to poproszę.
-Oczywiście.
Kobieta zronbiła coś na jakimś urządeniu i po chwili usłszałam ciche bicie serduszka moich DZIECI. Przecież ja nie wiem czy dam rade sobie z jednym dziecikiem a co dopiero z czwórką.
-Okej to mamy już za sobą wiec prosze się wtrzeć.- Podałaa mi kawałek ręcznika papierowego.-I zapraszam do biurka.
Wstałam z fotela i podeszła do biurka doktorki.
-Dobrze więc tutaj są zdjęcia USG dla Pani. Prosze iść do recepcji i umówić się na wizytę za trzy tygodnie ponieważ jest to ciąża mnoga bedziemy musieli częściej wykonywać badania bo niesie za sobą wieksze ryzyko.- Jezu jak ja mam dobie poradzić sama z czwórką maluchów.
-Dobrze. Dziekuje. Do widzenia.
-Do widzenia.
Wyszłam z gabinetu i udałam się do recepcji.
-Chciałabym się umówić na kolejną wiztytę.
-Oczywiście. Za trzy tygodnie tak?
-Tak.
-To zapraszam dwudziestego drugiego listopada. Godzina ósma trzydzieści.
-Dziekuje. Do widzenia.
-Do widzenia. A przepraszam. To jeszcze dla Pani.- Wręczyła mi jakieś karteczki.
-Dziekuje.
Wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu Lauren. Zobaczyłam dziewczyne na ławce naprzeciwko wejścia do kliniki. Dziewczyna mnie zobaczyła i ruszyła w moją stronę.
-I jak? Jezu coś nie tak? Strasznie pobladłaś.- Powiedziała gdy podeszła bliżej mnie
-Lau. Nie dam rady.- Dziewczyna mnie przytuliła.
-Coś ni tak? Dziecko jest chore?- Zapytała zmartwiona.
-Nie. Nie dziecko.
-Ty jesteś chora?
-Nie Lau wszycy jeteśmy zdrowi.
-To co jest kochanie?
-Lau.- Jęknełam bo nie wiedziałam jak jje to powiedzieć.
-Skarbie uspokój się. Potrzebujecie spokoju ty i dzidziuś.- Starała się mnie uspokoić co nie wiele dało
-Patrz.- Powiedziałam podając jej zdjęcie USG ona się na tym znała.
-Kochanie. Czworaczki?!- Pisnełai nie mogłam w tamtym momecie stwierdzić czy było to piśnięcie szczęścia czy smutku.
-Jak ja mam dać sobie sama rade?
-Nie jesteś sama skarbie masz jeszcze mnie.- Strała się pocieszyć co nie bardzo jej wyszło bo nie moge przecież zrzucać na nią odpowiedzialności za moje dzieci. Pozatym ona idzie na studia nie bedzie mieć czasu żeby pomagać mi przy dzieciach. Nie mam też aż takich środków zeby zatrudnić opiekunkę.
-Nie chce cie obciążać Lau. To moje dzieci i ja muszę się nimi zajmować. Pozatym będziesz mieć studia i ja ze nauki.
-Oj Lil ja umiem już wszystko a wiesz że idę na studia tylko po to by dostać dyplom i zacząć pracę. Pomogę Ci.
-Nie. Dam radę sama zobaczysz.
-I tak ci pomogę. A teraz kończymy ten temat i zapraszam do domu bo zbiera się na deszcz a ty jesteś bardzo lekko ubrana.
-Okej.
Ruszyliśmy w drogę powrotną do domu cały czas rozmawiając o tym jak nasze życie zmieniło się w ciągu ostatniego pół roku.
Moje cale Zycie od kad poznałam pewnego Nataniela De La Luce zmieniło się diametralnie. Był na początku kimś kogo uwielbiałam i w pewnym momencie się w nim zauroczylam co później przerodzilo się w miłość. Udałam mu. Cholernie mu ufalam. Jeśli by chciał wskoczybalbym za nim bądź też dla niego w ogień. Jeśli by mnie o coś poprosił zrobilabym wszystko. Nawet kosztem własnego szczęście czy nawet zycia.
Wszystko do czasu. Po tym jak zdecydował się że jest czas na nasze zerwanie byłam roztrzesiona. Bo niby jak osoba której udałam która była dla mnie całym światem mogła nagle stwierdzić że już nie chce ze mną byc wspierać mnie w trudnych monetach i śmiać się ze mna w tych które były wspaniałe. Ktos przed kim tak bardzo się otworzyłam komu pozwoliłam na wejściem do swojego życia okazał się takim dupkiem bez serca.
Jak bardzo się wtedy myliłam.
-Żałujesz tego że tak mu zaufalas?- Zapytała Lauren tym samym wyciągając mnie z zamyślenia.
-Wiesz. To jest ciężko temat. Bardzo ciezki. Z jednej strony żałuję. Jestem zla sama na siebie o to że tak szybko mu zaufalam i później przez to płakałam. Jestem zła na sama siebie bo mogłam do tego nie dopuścić. Jestem zła bo dalam się ponieść sama nie wiem czemu na tamtej imprezie. Ale z drugiej strony życie dawało mi zawsze w kość i już jestem do tego w pewnym stopniu przyzwyczajona. Życie poszerzone scenariusze ale my możemy nad nimi pracować i sami możemy je zmieniać. Człowiek uczy się na własnych błędach a ja popełniłam je na każdym kroku. Tylko że jestem zadowolona z tego że z każdego tego błędu mogę czerpać jakas ważna nauczkę na przyszłość. Wiem teraz że nie mogę ufać byle komu. Nawet moja "przyjaciółka" okazała się być fałszywa. Chciała tylko pieniędzy i gdy jeszcze byłam z Natanielem chciała mi to odbić. Nie można w życiu nikomu ufać. Trzeba liczyć samemu na siebie. Każdy człowiek chce aby było dla niego jak najlepiej. Chciazbysmy się tego wypierali. Tak poprostu jest i tego nie zmienimy. Taka jest prawda i trzeba się do tego przyzwyczaić. Więc nie nie żałuję.
CZYTASZ
Miałeś być na zawsze
RomanceWitam was w drugiej części książki pt. "Czy to już czas na lepsze jutro?"