6

617 11 0
                                    

-Kto to był? Skąd ty wytrzasnelas takie...

-Lau spokojnie! - Przerywam jej zanim jeszcze zacznie wypytywac bo jeśli już do tego dojdzie to nie da mi spokoju dopuki nie opowiem o nim wszystkiego co wiem.

-Ty mi lepiej powiedz skąd go wziełaś! I to już! Będziecie razem? Sprawdz go najpierw żeby nie okazał się dupkiem tak jak... To znaczy no żeby nie okazał się dupkiem. - No tak. Lauren odkąd rozstałam się z Natanielem na jakiegoś świra na punkcie każdego chłopaka i każe sprawdzać mi po sto razy czy dany chłopak nie jest jakimś jak ona to nazywa idiotą. Boi się też używać przy mnie imienia Nate bo myśli że to mnie steruje, a jestem w ciązy i nie powinno. Chociaż tak naprawde ja jestem już z tym pogodzona i mówiłam jej o tym nie jednokrotnie. No ale Lauren to Lauren ona wie najlepiej.

-Po pierwsze ten gość nie jest nikim ważnym. Po drugie nikogo nie szuka. Po trzecie mozesz normalnie używać imienia Nate.

-Dobra opowiedz mi coś o tym swoim księciu z bajki. - Wyjde z siebie i stane obok.

-Jedź do domu prosze cię. 

-Wiesz że się z tego nie wywiniesz i i tak sie dowiem o nim wszystkiego prawda? - Niestety ale wiem Lau. Wiem że ty mi nigdy nie odpuscisz w takich kwestiach i musisz o wszystkim wiedzieć.

Ale przecież ci o tym nie powiem. Nie przyznam ci teraz racji. Za szybko by ci poszło. 

Musisz się ze mną namęczyć kochana. 

-Jasne, jasne. - Mówię ucinając temat.


Po kilkunastu minutach parkujemy pod naszym apartamentem. Wysiadam z samochodu i kieruje się do bagażnika w którym znajdują się moje zakupy dla dzieciaków. Otwieram bagażik i  gdy już mam wyjmować siatki przekadza mi w tym głos Lauren. 

-Pomoge ci. Nie możesz dzwigać zapomniałaś juz? - Rozumiem. Lekażkazał mi się nie przemęczać. Tak kurwa rozumiem to ale czy ona musi aż tak się o to martwić. Nie przemęcze się od wzięcia siatki z ubrankami która waży ledwo kilogram jeśli w ogóle tyle waży.

-Lau przesadzasz. - Jęczę.

-Idź na góre zaraz przyję. - Mówi kompletnie ignorując moje wcześniejsze słowa.

Ale okej. Chce tak? Będzie tak miała. 

Udałam się posłusznie na góre nie chcąc ani nie mając siły na dalsze kłótnie z nią. Ten dzień mnie zmęczył, zaczynam już coraz bardziej odczuwać skutki ciązy. Wachania nastrojów to ciągłe  szybkie męczenie się. I wiele wiele innych. 

Mam nadzieje że gdy zobacze moje dzieci okaże się że opłacało się to wszytsko. Wiem że w kolejnych miesiącach będzie dużo ciężej i to jest tak naprawde dopiero początek tego wszystkiego. 

Opadłam na kanapę w salonie i czekałam na Lauren. No i ubranka. Nie mogłam się doczekać kiedy pokazę jej te małe cudeńka. Są śliczne. 

-Pokazuj co tam kupiłaś z tym kolesiem którego imienia nadal nie zdradziłaś. - Mówi z udawanym wyrzutem Lauren wchodząc do salonu.

-Weź te torby i wysyp na kanapę zawartość. - Wskazuje na kanapę na której siedzę i reklamówki z różnych sklepów.

Lauren bez słowa wykonuje moje polecenie i już po chwili wszyskie ubranaka jakie kupiłam lądują na kanapie. 

-Jezu ale to śliczne. - Zachwyca sie Lauren podnosząc jedno z zakupionych przezemnie ubranek.  - Też chce już takie kupować. - Śmieje się na jej słowa. 

-Jako dobra ciocia Lauren możesz kupować prezenty moim dziecią. - Lauren zaczyna śmać się razem ze mną

- Wiesz... nie mam nic przeciwko ale jednak fajnie by było mieć swoje dzieci. - Wzdycha. - Ale z drugiej strony narazie nie mam odpowiedniego kandydata na ojca ani wykrztałcenia ani niczego innego więc wole się w to nie pakować. Pozatym ty jesteś odpowiedzialniejsza odemnie mimo że młodsza a ja bym sobie nie dała rady tak jak dajesz sobie ty. Jestem tego pewna.

-Dałabyś Lau. Ja daje tylko dlatego że mam ciebie. No i tą czwórkę tam pod sercem. Inaczej już dawno bym się poddała. Miałam was wszystkich po tej całej sytuacji z Nate. Pamiętasz? Gdyby nie wy nie było by mnie juz tutaj pewnie dzisiaj gdzie jestem.

-Ale wiesz jednak się nie poddałaś... - Chciała dodać coś jeszcze ale nie dałam jej tego powiedzieć. 

-Dobra dobra. Koniec tych smutów. Odrywamy metki i wrzucamy do pralki te ubranka poźniej trzeba je rozwiesić wyprasować i co tam jeszcze robi się z takimi ubrankami trzeba poczytać oczywiście.

-Haha no jasne. 

Zaczynamy odrywać metkki od ubranek a raczej odcinać je nozyczkami przyniesionymi przez Lauren. 

-Paul Wood. - Zamieram na nazwisko mojego dzisiejszego kompana zakupów. Spoglądam w kierunku Lauren i dostrzegam że trzyma w dłoni małą karteczkę. - Wycieczki zagraniczne. I jest numer telefonu. O i jeszcze adres e-mail.  

-Ale że jak? - Pytam niedowierzając. Zostawił mi swoją wizytówkę?

-Widzisz kochana. Nie chciałaś mi powiedzieć to sama się dowiedziałam jak nazywa się twój wielbiciel. 

Wielbiciel. 

Ciekawe stwierdzenie. Nie powiem że nie.

-Oh daj spokój. - Chciałam dodać coś jeszcze ale tym razem to Lauren mi nie dała dokończyć.

-Poczekaj sekundkę ide po laptopa zaraz wracam. - Mówi udając się w strone swoejgo pokoju. Po chwili wraca z laptopem w ręce i dodaje. - Teraz pobawimy się troche w stalkerki i zobaczymy im jest ten gentelmen.

No nie moge zachciało się jej szukać jakiegoś gościa z którym i tak zobaczyłam się dzisiaj pierwszy i ostatni raz.

Lauren wpisuje w wyszukiwarkę "Paul Wood" i wyskakuje mnustwo artykółw na jego temat. "Paul Wood znów wykupuje upadającą spółkę", "Sławna para królewska na wakacjach zorganizowanych przez bióro podróży Paul'a Wooda", "Paul Wood otwiera swój pierwszy hotel", i jeszcze dużo dużo więcej. Pojawia się również strona jego firmy a właściwie kilka stron jedna o biurze podróży druga jakiegoś hotelu a trzecia restauracji. Boże kim jest ten facet?

Jeden artykółł jednak przykłówa moją uwagę i w dodatku jest z przed pół godziny "Czy Paul Wood ma dziewczyne i dziecko w drodze?" Lauren chyba jest tak samo zainteresowana tematem bo zanim zdążę się dodezwać już klika w nagłówek. Na ekranie pojawiają się zdjęcia pierwsze przedstawiające mnie i Paula przytulonych do siebie w sklepie kolejne drugie gdy trzymamy jakieś małe ubranka a trzecie gdy siedzimy przy stoliku rozmawiając i śmiejąc się do siebie. 

Nosz kurwa.

Nie chce żeby moje zdjęcia i takie insynułacje były w internecie.

I co ja niby mam teraz zrobić?

-Lauren!! I co teraz? Ja nie chce takiego czegoś.

-Spokojenie kochana. Zajmiemy się tym. Jutro zadzwonisz do niego i powiesz żeby coś wykąbinował ma kase pozycje napewno mu nie będą robić jakiś problemów, tym bardziej że to nie prawda. Pewnie też bedzie chciał to jakoś odkręcić nie uważasz? - Tak ona ma racje. Bedzie zależało mu na tym aby lwycofać to gówno z internetu bo są to bzdury.

Tylko szkoda że nici z tego że  spotkałam się z nim dzisiaj pierwszy i ostatni raz. Chociaż moze da załatwić się to mailowo albo chociaż telefonicznie? Kto wie?

Miałeś być na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz