20

403 7 0
                                    

5 tyg. później

Pov. Lilanna
Dzisiaj mamy dwudziesty piąty grudnia i mamy boże nardzodzenie. Za jakieś dziesięć tygodni na świat przyjdą moje dzieciątka, z czego niezmiernie sie ciesze, jednak ze względu na to nie mogę się przemęczać i nie zorganizuje w tym roku wigilii u nas. Jesteśmy zaproszeni na osiemnastą do rodziców Paula. Niby mamy jeszcze sporo czasu ponieważ dochodzi dopiero trzynasta, jednak lot bedzie trwać około czterech godzin i później mamy jakieś piętnaście minut jazdy, z lotniska do domu, więc musimy za chwilkę wyjeżdżać.

-Lila, nie widziałaś może moich spinek?

-Na pralce! Zapniesz mi sukienkę? - Paul wszedł do łazienki i zasunął mi suwak. - Dzięki.

Założyliśmy buty i wyszliśmy z domu.

-Jejku, trzeba coś zrobić z tym śniegiem bo nie da się tutaj przejść.

-Jak wrócimy to będzie odśnieżone, spokojnie.

-Mam nadzieję.

Piętnaście minut później, siedzieliśmy już w samolocie.

-Lila, skoro mamy teraz trochę czasu to może pomyślimy nad pokoikami dla dzieci?

-Myślałam, że na początku będą spać razem z nami w pokoju. Mielibyśmy do nich bliżej i myślę ze byłoby łatwiej.

-No tak, ale myślę jednak, że w ich pokojach, można by było umeblować i tam byłby ich ubranka i inne potrzebne rzeczy.

-W sumie to to nie jest taki zly pomysł. Mysle ze moglibyśmy nad tym pomyśleć.

-Tylko ile chcemy zrobić pokoji? Tak żeby wszyscy mieli osobno czy chłopcy razem dziewczynki razem?

-Wiesz, narazie będą małe, więc myślę że mogłyby mieć razem.

-Ale popatrz. Dom mamy wielki, siedem pokoji stoi pustych i ja myślę że moglibyśmy odrazu zrobić im osobno.

-No dobrze. Ale jak w takim razie to urządzamy?

-To może, ja poszukam wszystkiego dla chłopców a ty dla dziewczynek. Co ty na to?

-Może być. Ale teraz jesteśmy w samolocie wiec trochę nie bardzo. Pozatym jestem zmęczona i chce mi się spać.

-Dobrze, więc po świętach wszytsko zamówimy i zrobimy, a teraz się przespij.

-Dobranoc.

-Dobranoc.

Pov. Paul

Podchodzimy do lądowania, a Lila dalej śpi i niestety jestem zmuszony do obudzenia jej.

-Lila wstawaj. Już prawie jesteśmy na miejscu. - Powiedziałem poruszając jej ramieniem.

-Już jesteśmy? - Zapytała cicho.

-Jeszcze jakieś trzy minutki i będziemy wysiadać. Zaraz będziemy musieli zapiąć pasy dlatego też cie budzę.

-Dobra. - Powiedziała zaspana Lilka, przecierajac oczy.

Chwile później w głośnikach rozbrzmiał głos stewardessy, która prosiła o zapięcie pasów i poinformowała ze podchodzimy do lądowania.

Zapieliśmy pasy. Po chwili wysiadaliśmy już z samolotu.

-Jak się czujesz po podróży? - Zapytałem.

-Bardzo dobrze.

-To się cieszę. Zadzwonię po taksówkę. - Lilka tyko pokiwala glowa i powróciła do rozglądania się po okolicy, a ja wyjąłem telefon i wybrałem odpowiedni numer. Odebrali po dwóch sygnałach.

-Firma taksowkarska otyltum. Dokąd taksóweczka? - Odebrała kobieta, po glosie sądząc, miała jakoś osiemnaście może dwadzieścia parę lat.

-Dzien dobry. Poproszę na lotnisko. - Nie podawałem ulicy na jakiej znajduje się lotnisko, ponieważ w tym mieście jest tylko jedno.

-Jasne, do pietnastu minutek powinna być taksówka. Podjazd numer dwadzieścia osiem.

-Dziekuje. - Powiedziałem, po czym rozłączyłem się, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

-Chodz ze mną, bo się zgubimy. - Powiedziałem do mojej kobiety. - Taksówkę mamy za jakieś dziesięć, może piętnaście minut, a trzeba jeszcze odebrać bagaże.

Podeszlismy do taśmy z bagażami, z której własnie wyjeżdżały nasze walizki. Zabraliśmy je i już po pięciu minutach czekaliśmy w wyznaczonym miejscu na taksówkę.

Pov. Lilianna

-Będzie twoja rodzina? Wiesz na wigilii. - Zapytałam przypominając sobie o tym fakcie.

-Bedą moi rodzice no ale to wiesz. Moja babcia, rodzeństwo cioteczne z dziećmi i jakieś wujostwo. No, i to by było na tyle. Ale to bardzo mili ludzie, wiec nie masz czym się przejmować.

-To bardzo dobrze. - Mówiąc to zauważyłam że na podjazd z naszym numerem podjeżdża właśnie auto. - To nie nasza taksówka?

-O, faktycznie. Zapraszam. - Paul otworzył mi drzwi, a sam poszedł włożyć walizki do bagażnika.

Podróż upłynęła nam w przyjemnej ciszy, poniewaz nie czuliśmy się komfortowo rozmawiałam o naszych prywatnych sprawach w obecności obcego człowieka. Podjechaliśmy pod dom, a właściwie wille Państwa Wood. Sam dom był dwu piętrowy i pięknie, dosłownie bajkowo,  przyozdobiony. Ogród wokoł domu był wielki. Były alejki prowadzące do kwiatów, która teraz oczywiście, była cała pokryta śniegiem i nie było tam żadnego śladu po kolorowych roślinkach, chuśtawki, placu zabaw dla dzieci, basenu, jeziorka oraz na tylną część domu.

-Pieknie tutaj. - Powiedzialam cicho.

-Musze się z tym zgodzić. Moi rodzice co roku szczególnie na święta robia wszystko co w ich mocy aby był tutaj tak piekny klimat. Chodźmy do środka. - Dodał po chwili.

Skinelam głową, nadal obserwując piękno tego miejsca. Podeszlismy pod drzwi, a Paul kliknal dzwonek.
Chwile później drzwi otworzyła nam jego mama.

-Witajcie dzieci. - Powiedziala radośnie.

-Cześć mamo.

-Dzień dobry.

-Chodź kochana rozbierz się i zapraszam do kuchni ze mną, a ty - Powiedziala, wskazując na Paula. - weź walizki do twojego pokoju. Tata postawił tam dwu osobowe łóżko dla was.

-Oczywiscie.

Przez ich chwilowa rozmowę zdążyłam się już rozebrać i odrazu poszlam za mamą mojego chłopaka. Weszliśmy do kuchni skad kobieta "wygoniła" swoją służbę.

-No to opowiadaj. Jak tam się czujesz w ciąży?

-Bardzo dobrze prosze Pani.

-Oh, dziecko. Mów mi poprostu Grace.

-Dobrze. - Odpweidzialam trochę zmieszana. - Wiec bardzo dobrze Grace.

-A moj syn? Opiekuje się wami?

-Oczywiscie, jest zawsze kiedy go potrzebujemy.

-I bardzo dobrze. Wszystko u was w porządku, napewno?

-Tak, a mialo być coś nie tak? - Zapytalam, troszkę zdezorientowana.

-Nie, nie. Poprostu tak pytam.

-Napewno nic się nie dziej... - W tym momecie do kuchni wszedł Paul.

-O czym tam rozmawiacie? - Zapytal i przytulil się do mnie, obejmując moja talie.

-Tak poprostu, musze się dowiedzieć jak traktujesz swoja nowa rodzinę.

-No dobrze, ale wiesz ja juz ci ich zabiorę, pogadacie sobie kiedy indziej.

-No jasne synku. Zejdźcie za piętnaście minut na kolacje wigilijna.

-Jasne. Do zobaczenia.

Miałeś być na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz