Ciemność, chłód – to jedyne co widziałem i czułem, biegnąc lasem. Śnieg z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej dostawał się do moich butów, znacznie spowalniając moje ruchy. Nie wiedziałem co miałem zrobić, prócz dalszego wędrowania w głąb tego ziąbu.
– Yuki, wracaj tu! – Krzyczał dobrze mi znany, męski, ciężki głos, który dosłownie tryskał nienawiścią i wściekłością.
Nie miałem zamiaru się zatrzymywać, ponieważ dobrze wiedziałem, że jeśli bym to zrobił, gorzko pożałowałbym tego wyboru.
Znałem ten las jak własną kieszeń, dzięki czemu zgubiłem rodziciela daleko za sobą.
Po jakimś czasie w ciągłym biegu, podszedłem do jakiejś choinki i zerwałem z niej jedną gałąź. Od razu zacząłem zacierać nią swoje ślady, by nie zostać wykrytym, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Podążałem gdzieś przed siebie, samemu do końca nie znając swojego planu. Moim celem było miejsce, w którym miałbym spokój od każdego, a każdy ode mnie.
Nie będą tęsknić... Na pewno nie... Na pewno nie ojciec.
Przymrużyłem oczy. Spojrzałem na księżyc, którego blask potrafił uspokajać. Byłem dość mocno zestresowany, ale dzięki niemu poczułem nagłą, ogarniającą mnie ulgę. Podczas, kiedy tak tarłem przed siebie, przedzierając się przez śnieg, niespodziewanie usłyszałem szelest w krzakach i instynktownie schowałem się za jednym z drzew, które były obok. Nikt mnie nie zauważył, lecz kiedy zdałem sobie sprawę z tego co się działo, pożałowałem, że znajdowałem się właśnie tam, a nie gdzieś indziej.
– Zamknij się! Teraz ja mówię! – Usłyszałem i ostrożnie wyjrzałem zza pnia.
Kilka metrów ode mnie stał ciemnowłosy chłopak, który rozmawiał przez telefon.
– Przestań w końcu do mnie dzwonić! Po cholerę to ciągniesz? Sam to zakończyłeś! – Kontynuował swoją wypowiedź.
Zaraz po tym do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk rozłączenia połączenia.
Wyjrzałem jeszcze raz, a kiedy zobaczyłem tego samego bruneta, siedzącego na śniegu pod drzewem z zawieszoną głową, poczułem niespodziewane uderzenie żalu.
Jebałem świadomość, że go nie znałem, współczułem mu, nawet jeśli nie zdawałem sobie sprawy z powodu tej kłótni.
Po krótkim zastanowieniu miałem zamiar wycofać się niezauważony, lecz mój plan pokrzyżował skrzypiący śnieg. Nadepnąłem na niego, a ten na złość chrupnął, przerywając głuchą ciszę, ktoś błądziła między roślinami.
Szybko zasłoniłem sobie usta, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. W duchu błagałem, aby ten nie zdołał tego usłyszeć.
– Ktoś tu jest? – Zapytał. Jego głos rozszedł się po okolicy, uderzając echem o wszystko co było na około. Zaraz po tym usłyszałem jak wstaje.
Wiedziałem, że było za późno na to by cokolwiek zrobić. Jedyne co mogłem to stać w miejscu albo zacząć uciekać, zapewne wdając się w kolejny pościg.
Byłem tak zmarznięty, a moje nogi wydawały się tak ciężkie, że nie byłem w stanie poruszyć nawet palcem.
Jak się okazuje wyjście w samej bluzie, jeansach i adidasach na -15°C mrozu w zimę nie należy do najlepszych pomysłów.
Nawet nie spostrzegłem tego, kiedy brunet do mnie podszedł, a jego twarz pojawiła się tuż przed moją. Spanikowałem i po prostu spuściłem głowę, zaciskając zęby z całych sił.
– Słyszałeś wszystko? – Zapytał, a ja twierdząco kiwnąłem głową. Ciemnowłosy westchnął zrezygnowany. – Kim jesteś? Co tu robisz? – Wypytywał.
Nie odezwałem się. Gardło mi się zacisnęło przez strach i choć nie miałem powodu, zachciało mi się płakać.
A może miałem powód?
– Wszystko okej? – Zdziwił się i schylił, dłonią podwijając moją grzywkę, która swobodnie opadała mi na twarz. Miałem w oczach łzy.
Dopiero wtedy zobaczyłem jego piękne, zielone oczy, w których sprytnie czaiła się tajemniczość. Wyglądały na zupełnie mi znajome, godne zaufania, przyjazne, ale jednocześnie przyprawiały mnie o żal i smutek.
Mój nagły płacz mocno go zaskoczył.
To on powinien płakać i nie odzywać się, a nie ja. Zamknąłem oczy i rękawem przetarłem łzy.
– Yuki... – Wymruczałem cicho. – A ty?... Jak się nazywasz?... – Zapytałem niepewnie, lekko unosząc głowę w stronę bruneta.
Nie wiedziałem jak się rozmawia z ludźmi. Nigdy tego nie robiłem bez potrzeby, bo po co? Jeszcze palnąłbym coś głupiego, nawet nieświadomie i coś by się stało. Raczej z natury unikałem pogawędek.
– Liam – odpowiedział po chwili zastanowienia.
– Muszę iść... – Wydusiłem zaraz po tym, jak mi się przedstawił.
– Co? Dlaczego? – Zapytał, zmuszając mnie do myślenia. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, desperacko szukając odpowiedzi we własnym umyśle. ,,Sory muszę iść, żeby ojciec mi nie wpierdolił, za to, że znowu uciekłem z domu."? To nawet nie wchodziło w grę.
– Yuki!!! – Usłyszałem znajomy głos z niedaleka.
Nie, nie, nie!
Zacząłem panikować. Mój oddech znacznie przyspieszył, a sam spuściłem głowę, czując jak zaczynałem się trząść.
– Nie... – Szepnąłem sam do siebie, ledwo słyszalnie.
– Coś się stało? – Zapytał Liam.
– T-to mój ojciec!... Nie może mnie znaleźć, bo inaczej... – Zacząłem się tłumaczyć, rozpaczliwie gestykulując, jakby to miało cokolwiek zmienić.
– Rozumiem...Ubierz to i zarzuć kaptur – zdjął z siebie kurtkę i mi ją podał.
– Ale... Będzie ci zimno... – Zaprotestowałem cicho.
– Jebie mnie to... Ubieraj! – Rozkazał zduszonym krzykiem.
Niepewnie wziąłem od niego ubranie i szybko na siebie zarzuciłem, razem z kapturem. Poczułem, jak ciepło powoli rozchodziło się po moim ciele. Kiedy tylko głos mojego ojca był coraz bliżej, ciemnowłosy obrócił mnie do siebie tyłem i objął ramieniem. Usłyszałem charakterystyczny skrzyp śniegu pod stopami kilka metrów od nas, a następnie wyczułem, jak Liam obraca głowę w tamtą stronę.
– Szuka pan czegoś? – Zapytał oschle brunet.
– Syna... – Odpowiedział podejrzliwie.
Bałem się. Tak cholernie się bałem, że ojciec się skapnie. Jednocześnie dziwiłem się dlaczego Liam mi pomagał – przecież się nawet nie znaliśmy.
– Nie ma tu nikogo prócz mnie i mojego chłopaka. – Oznajmił nieprzyjemnym tonem Liam.
Moje policzki zrobiły się cieplejsze na te słowa.
– Pedały... – Prychnął ojciec, następnie odchodząc.
– Ch-chłopak?... – Zapytałem, kiedy tylko kroki ucichły w oddali, niedowierzając w to co się działo.
– Musiałem wymyśleć coś na szybko, wybacz. – Mruknął.
– Dzięki za pomoc... Teraz muszę iść... – Zdjąłem kurtkę i ją podałem Liamowi, ponownie czując przeszywający mnie chłód.
– Gdzie tak w ogóle zamierzasz iść? – Zapytał, gdy miałem już zacząć odchodzić.
– Nie wiem – przyznałem się. – Przed siebie...
Między nami zapanowała przybijająca cisza. Świst wiatru między drzewami był jedynym dźwiękiem, jaki mogłem usłyszeć.
– Mogę cię przenocować... – Odezwał się po chwili brunet. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Chłopak jedynie stał i patrzył w nocne niebo, drapiąc się po karku. – Jeżeli chcesz oczywiście – zamknął oczy.
– Nie znam cię... Nie wiem do czego byłbyś zdolny. – Cofnąłem się o krok.
– Raczej nie masz za dużo opcji do wyboru. Spróbuj mi zaufać... – Poprosił.
Zastanowiłem się chwilę.
Chyba jednak wolę iść do niego na chatę niż spać na zimnym, mokrym śniegu.
– Jeżeli spróbujesz mi coś zrobić...
– Nie martw się o to. – Przerwał mi. – Nie jestem pedofilem. – Przewrócił oczami.
– W takim razie, moglibyśmy się pospieszyć? Trochę tu zimno... – Powiedziałem szybko.
– Tak, tak... Chodź, w aucie się trochę rozgrzejesz. – Odparł i zarzucił na mnie własną kurtkę.
Chłopak obrócił się na pięcie i zaczął iść przed siebie. Dogoniłem go szybko.
– Ile tak w ogóle masz lat? – Zapytałem zaciekawiony.
Serio to pytanie mnie ciekawiło. Nie mógł być jakimś dzieciakiem, bo miał auto i prawko, ale staro też nie wyglądał.
– 19, a ty? — Spojrzał na mnie.
– 17... – Odwróciłem wzrok.
Rozmawiałem z dorosłym człowiekiem. Jakoś dziwnie się przez to czułem.
– Spoko – mruknął. – Jak będziemy u mnie, zrobię nam coś do jedzenia. — Oznajmił.
Kiwnąłem głową, choć tak naprawdę nie chciałem jeść. Ja nigdy nic nie jadłem.
Kiedy w końcu dotarliśmy do auta, Liam siadł za kierownicą, a ja na siedzeniu pasażera, obok niego. Odpalił silnik i wjechaliśmy na drogę. Spuściłem głowę, patrząc na swoje nogi.
Szczerze? Nie bałem się, że coś mi zrobi. Gdyby miał mi coś zrobić, zrobiłby to w lesie... Prawda?...
– Co byś zjadł?
Nic.
– Nie wiem czy w ogóle chcę jeść...
– Jadłeś cos przed wyjściem z domu?
Nie.
– Nie... – Przyznałem się. Mogłem skłamać, ale ojciec zawsze powtarzał, że kłamstwo jest złe... dlatego go nie używałem.
– Więc musisz coś zjeść. Choćbym miał wepchnąć to w ciebie siłą. – Zaśmiał się.
Cicho zachichotałem i wróciłem wzrokiem na swoje nogi, jakbym widział w nich coś zajebiście ciekawego. Zerknąłem dyskretnie na Liama, który uśmiechał się patrząc na drogę.
Wiedziałem, że uśmiechał się, bo był szczęśliwy.
Skąd to wiedziałem?
Czułem to – jego szczęście. Zaraz wróciłem wzrokiem na swoje kolana, by chwilę później popatrzeć na okno. Drzewa, które mijaliśmy, wyglądały tak pięknie, a jednocześnie znajomo i nudno.
Kiedy wyjechaliśmy z lasu, nie do końca wiedziałem gdzie jedziemy. Szczerze to nie wychodziłem za często z domu, bo po co?
Po dość długim czasie podjechaliśmy pod jakiś duży dom. Brama otworzyła się sama, a kiedy wjechaliśmy na szeroki podjazd, sama także się zamknęła.
Na pewno nie był biedny, a przynajmniej ten dom biednie nie wyglądał.
Wjechaliśmy do sporego garażu i wysiedliśmy z auta. Liam od razu rozebrał się w pomieszczeniu i przeszedł do domu, gestem zapraszając mnie do środka.
– Witam w moich... Skromnych progach – powiedział uśmiechając się. – Chodź, musisz się przebrać. Jesteś cały mokry... Przy okazji się umyjesz, dobrze?
Kiwnąłem głową. Brunet uśmiechnął się, po czym przeszedł przez przedpokój i wszedł na schody. Naturalnie podążyłem za nim.
Liam otworzył drzwi pokoju z dwuosobowym łóżkiem i podszedł do szafy, wyciągając z niej białą koszulkę, spodnie oraz ręcznik. Zaraz po tym przyszedł do mnie i wręczył mi owe rzeczy.
– Trzymaj. – Uśmiechnął się. – Chodź, pokaże ci, gdzie jest łazienka. – Wyszedł z pomieszczenia i kilka metrów dalej zatrzymaliśmy się pod kolejnymi drzwiami. – Wszystko tam jest, szampon żel i te inne.
Kiwnąłem głową, wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi na klucz, zaraz po tym słysząc kroki na schodach.
Przez chwilę stałem przy drzwiach, wpatrując się w nie, jakby było w nich coś ciekawego. A nie było. Obróciłem się, a moim oczom ukazało się dosyć duże pomieszczenie, wyłożone białymi kafelkami. Podszedłem do lustra, pusto patrząc w swoje odbicie.
Moje jeszcze dwa dni temu białe włosy, wyglądały okropnie. Nabrały szarawego odcienia i odstawały w każdą stronę.
Złote, błyszczące oczy szpeciły mocno widoczne, granatowe plamy pod nimi. Sam się zastanawiałem czy to wory, czy siniaki.
Skrzywiłem się na swój widok, czując pewnego rodzaju odrazę do samego siebie.
Wyglądam ohydnie...
Skierowałem się w stronę wanny i gdy już do niej dotarłem, zacząłem nalewać gorącej wody do środka.
Kiedy owej było wystarczająco, zrzuciłem z siebie mokre, dosyć brudne ciuchy i czym prędzej do niej wszedłem.
Wreszcie mogłem się odprężyć, zapominając na chwilę o wszystkich i wszystkim. Zamknąłem oczy, ale zaraz potem otworzyłem je i zamoczyłem włosy. Sięgnąłem po szampon, stający tuż obok, na jakimś podeście. Pięknie pachniał...
Nałożyłem go na włosy i zacząłem szorować bardzo dokładnie, by zaraz go spłukać i zacząć myć się żelem, który pachniał jeszcze ładniej. Szybko się nim umyłem, posiedziałem jeszcze chwilę we wciąż ciepłej wodzie i wyszedłem.
Wytarłem się przygotowanym dla mnie ręcznikiem, po czym ubrałem ciuchy, które wybrał dla mnie Liam. Pachniały dokładnie tak samo jak jego perfumy, które wyczułem już wcześniej w samochodzie – to była bardzo przyjemna woń.
Chłopak przygotował dokładniej białą koszulkę i spodenki, które sięgały mi nieco za kolana. Oczywiście całość była na mnie za duża, przez co czułem się trochę jak w worku.
Spuściłem wodę, opłukałem wannę z piany i zabrałem swoje poprzednie ciuchy, nie do końca wiedząc co z nimi zrobić. Zamknąłem drzwi łazienki, by następnie przejść korytarzem i zejść na dół.
– Liam! – Zawołałem.
– Już idę, czekaj! – Usłyszałem odpowiedź. Zaraz po tym brunet pojawił się w wejściu do korytarza na dole, zerkając na mnie. – Stało się coś?
– Co mam zrobić z tymi ciuchami? – Wskazałem na trzymane przeze mnie ubrania.
– Daj, spakuję je do wywózki na pralnie. – Odpowiedział, zabierając moje ciuchy i znikając w wejściu do garażu.
Zaciekawiło mnie co wcześniej robił Liam, dlatego zszedłem do końca schodów i zerknąłem zza rogu do salonu. Na stoliku leżało jedzenie, które ten przygotował wcześniej.
Przymrużyłem oczy i podszedłem do kanapy, by zaraz się na niej wygodnie rozsiąść. Nadal czułem się trochę spięty, wiedząc, że nie byłem u siebie, choć jednocześnie uspokajająco działała na mnie panująca tam raczej przyjazna aura.
Liam niedługo później wrócił i dosiadł się do mnie z uśmiechem. Dziwne było to, że się tak uśmiechał, biorąc pod uwagę jego rozmowę, a bardziej kłótnie w lesie i załamanie nerwowe, jednak nie mi to oceniać.
– Smacznego – powiedział wesoło, podając mi mój talerz. – Mam nadzieję, że będzie smakować... Nie bardzo wiedziałem co mam ci zrobić. – Przyznał.
– Spróbuję coś zjeść... – Uśmiechnąłem się.
Na moim talerzu znajdowały się najzwyczajniejsze w świecie dwie kanapki. Szczerze? Nie chciałem mu robić przykrości, dlatego postanowiłem jedną zjeść. Jedną z nich, nie więcej...
Złapałem za kromkę i wziąłem pierwszy kęs. Była dobra... Nawet bardzo. Zjadłem ją całą i wziąłem następną, chcąc więcej.
– Czyli, że ci smakuje? – Zapytał z uśmiechem.
Pokiwałem twierdząco głową.
Kilka minut później skończyliśmy... kolację? Sam nie wiem czy można to nazwać kolacją, bo czy je się ją o około 3 w nocy?
– Więc... – Zacząłem rozmowę. – Gdzie będę spać? W sensie... Mogę sobie iść jeżeli przeszkadzam...
– Nie wypuszczę cię o 3 w nocy z domu. Nie ma takiej opcji... – Od razu powiedział.
– Więc gdzie śpię?... – Zapytałem niepewnie.
– Myślałem nad tym byś spał ze mną, bo w nocy jest tu zimno, jak cholera... – Odpowiedział niepewnie, po chwili ciszy.
Moje oczy otworzyły się trochę szerzej, a sam spuściłem głowę, zapatrzony na swoje kolana.
– Mam duże łóżko, pomieścimy się – zaśmiał się nerwowo, łapiąc dłonią za swój kark.
Wymusiłem sztuczny uśmiech, podnosząc głowę. Kiwnąłem nią na zgodę, choć tak naprawdę nie chciałem. Nie wiedziałem czego mógłbym się spodziewać... Czułem niepewność, a nawet... strach?
– Może... Pójdziemy już spać? – Zapytałem. Chciałem to już mieć za sobą.
– Tak, możesz już iść, ja jeszcze muszę pozmywać – uśmiechnął się. – Mój pokój to ten, w którym była ta szafa, trafisz sam?
Kiwnąłem głową. Pamiętałem doskonale gdzie to było. Wyszedłem z salonu, czując jego wzrok na plecach. Szybko wbiegłem po schodach i poszedłem w stronę pokoju Liama. Wszedłem do środka i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Miał rację... W salonie było chłodniej niż tam.
W pokoju panowała przyjemna, choć nadal trochę chłodna temperatura. Teraz mogłem bardziej przyjrzeć się pomieszczeniu; naprzeciwko wejścia znajdowało się dosyć duże okno, a tuż pod nim ogromne łóżko.
Obok łóżka stała szafka, najpewniej z bielizną i skarpetkami czy innymi pierdołami.
Po drugiej stronie pokoju stała szafa i tuż obok niej biurko, na którym widniał dobrej jakości laptop. W kącie leżała błękitna pufa ze styropianowymi kuleczkami w środku. Ściany były równie jasne, jak panele.
Pokój ogólnie wyglądał według mnie schludnie i był przestronny.
Po chwili, kiedy tak stałem sobie przy drzwiach i rozglądałem się, Liam zdążył umyć naczynia, i wejść do pokoju.
– Co tak stoisz? – Zapytał. – Połóż się... Z której strony będzie Ci wygodniej?
– Obojętnie... – Wymruczałem.
– Serio przepraszam, ale nie spodziewałem się gościa, a w innych pokojach jest kostnica... Jutro będziesz mógł spać w innym pokoju, jeśli będziesz chciał – powiedział.
Kiwnąłem głową na znak zgody. Gestem nakazał mi się położyć, a gdy tylko to zrobiłem, ten zgasił światło, ściągnął koszulkę i dołączył do mnie. Położył się tak daleko jak to tylko możliwe. Nawet odwrócił się plecami do mnie. Był albo trochę zły, albo chciał dać mi trochę swobody, a ja po cichu cieszyłem się, że nie znajdował się zbyt blisko mnie.
Zerknąłem na chłopaka zza ramienia. Chyba spał... Przymrużyłem oczy, z powrotem kładąc głowę na poduszkę. Wtuliłem się w kołdrę, lecz nawet to nie pomogło. Nadal było mi chłodno.
– Liam... Śpisz? – Szepnąłem, by go w razie co nie obudzić.
– Hmm? Nie... a co? – Mruknął.
– Zi-zimno tu trochę... – Szepnąłem.
– Wstawać mi się już nie chceee... – przeciągnął.
Niespodziewanie poczułem coś ciepłego, co przytuliło się do moich pleców. Od razu zrobiłem się mega czerwony, wnioskując po tym jak zapiekły mnie policzki. Wiedziałem, że to Liam. Cały się spiąłem, a twarz zasłoniłem dłońmi. Poczułem, jak bicie mojego serca gwałtownie przyspiesza, równie jak oddech.
– Lepiej? – Zapytał, jak gdyby nigdy nic.
– T-tak.. – Wydukałem szeptem.
Chłopak cicho się zaśmiał i przysunął mnie bliżej do siebie. Czułem, jak jeszcze bardziej się rumienię. Zacisnąłem zęby, by przypadkiem nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Co prawda zrobiło mi się cieplej, wręcz natychmiast, ale to było trochę niekomfortowe. Zamknąłem oczy, w próbie zaśnięcia, lecz się nie udało.
Uchyliłem powieki, patrząc w okno. Zastanawiałem się co miałem zrobić, ale nagle, jakby Liam wyczuwając to co czuję, puścił mnie. Obejrzałem się na niego, ale jedyne co zobaczyłem, to uśmiechającego się ciemnowłosego. Jego oczy cudownie błyszczały w świetle księżyca.
Od razu wróciłem głową na poduszkę. Czułem jak ponownie moja twarz robi się coraz gorętsza. Chłopak znowu cicho się zaśmiał. Czułem się zażenowany. Na twarzy malowało mi się zmieszanie. Nie wiedziałem co mam zrobić...
– Dobranoc~. – Usłyszałem.
– D-dobranoc... – Odparłem.
Poczułem jak się obraca. Odczekałem chwilę i zerknąłem na niego, by utwierdzić się w swoich przekonaniach, po czym poczekać następny moment, i zaraz też się obrócić na drugi bok.
Wpatrywałem się w jego plecy, nie wiedząc co miałbym zrobić. Przez panującą wokół ciszę, słyszałem spokojny, powolny oddech bruneta.
Złapałem koszulkę w miejscu klatki piersiowej i zacisnąłem na niej place. Cała sytuacja wydawała się naprawdę dziwna... Właśnie leżałem na jednym łóżku, z typem, którego praktycznie nie znałem.
– Śpisz?.. – Wyszeptałem ledwo słyszalnie.
Nie odpowiedział.
Spał czy mnie oszukiwał?
Moje oczy zamknęły się, lecz nie do samego końca. Zostawiłem sobie drobną szparę, przez którą obserwowałem ciemnowłosego. Jego spokojny oddech w jakiś sposób sprawiał, że odczuwałem zmęczenie...
Tutaj czułem się bezpieczniej, niż we własnym łóżku, co było dosyć dziwne... Chociaż może nie. W tym domu miałem pewność, że ojciec nie wbije mi do pokoju, w środku nocy z kolejną, bezsensowną awanturą. Jebać, że wtedy w sumie był środek nocy.
Delikatnie przysunąłem się do chłopaka, czując jak serce zaczyna walić mi w piersi. Sam nie do końca wiedziałem co chciałem tym osiągnąć, lecz nadal chciałem to zrobić.
Liam niespodziewanie zaczął coś mruczeć, a ja momentalnie się odsunąłem. Westchnąłem cicho z ulgą, gdy byłem pewny, że ten dalej spał.
Nie wiedziałem co się ze mną działo, ale coś ciągnęło mnie w stronę tego bruneta.
Jego oczy... Ten uśmiech... To wygląda tak znajomo... Ale nie znam go prawie w ogóle. Więc dlaczego tak boli?...
Wspomnienia wirowały mi w głowie jak sępy. Każda najkrótsza chwila, która była spędzona właśnie z NIM... To wszystko bolało tak samo, a nawet gorzej niż na początku.
Oczy wypełniły mi się łzami na samą myśl o tym uśmiechu. Byłem załamany psychicznie. Nie chciałem tego powtarzać nigdy więcej, pomimo że wiedziałem, że i tak zawsze skończę na tym samym.
Zmrużyłem powieki, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Pusto wpatrywałem się w plecy Liama, by zaraz po tym doznać szoku.
– Dlaczego płaczesz? – Odezwał się wyższy.
Zadrżałem, przypatrując się temu jak brunet obraca się w moją stronę.
Ta mina... Ten wzrok... Dlaczego on musi być taki... Znajomy?...
Chciałem płakać jeszcze bardziej. Nie byłem w stanie się odezwać przez gule żalu, która urosła mi w gardle.
– Yuki? – Upomniał się o odpowiedź.
Chłopak patrzył mi prosto w załzawione oczy z taką delikatnością... To było bolesne.
– Nieważne... – Wydusiłem, czując nowe łzy na policzkach.
CZYTASZ
On || YAOI ||
RomanceHistoria młodego Yukiego, który podczas ucieczki z domu poznaje pewnego chłopaka. Ten praktycznie od razu staje mu się bliski, zaraz po tym jak mu pomógł. Czy wielkie zaufanie ze strony naszego bohatera będzie jednym z jego największych błędów, czy...