6.

54 6 8
                                    

      Białe kosmyki moich włosów spokojnie opadały na moją twarz, zakrywając oczy przed promieniami słonecznymi. Liam starał się mnie dobudzić przez jakiś czas, - miał dzień wolny - jednak się poddał, widząc, że nie da rady.
      W końcu sam wstałem, czekając niby na znak, aby się podnieść do siadu. Kilka minut zajęło mi wracanie do pieprzonej świadomości, po czym usiadłem, zapatrzony w dal pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Niedługo po tym po prostu wstałem, jak gdyby nigdy nic i skierowałem się w stronę salonu, gdzie miał być brunet. Jak przypuszczałem, był tam, witając mnie wesołym spojrzeniem.
       – W końcu wstałeś, śpiochu! – Zaśmiał się, ostrożnie wstając i do mnie podchodząc.
       – Tak, tak... Pracusiu. – Przywitałem się z nim, przytulając się do niego.
      Chłopak jedynie się zaśmiał i poczochrał mnie po włosach. Spojrzałem na niego z wyrzutem, słysząc głośniejsze chichotanie, zapewne przez widok mojej, rozczochranej dłonią chłopaka, fryzury.
      – Chodźmy zapalić. – Rozkazałem i jakby nigdy nic wyminąłem chłopaka, kierując się do balkonu.
      – A może by tak grzeczniej? – Zapytał z sarkazmem, odwracając się w moją stronę.
      – Chodźmy zapalić, tato. – Wyjrzałem na jego zszokowaną minę zza ramienia, uśmiechając się przebiegle.
      – U-um... Lepiej? – Prychnął zdezorientowanym śmiechem. 
      Sam się zaśmiałem i wyruszyłem w stronę naszej prywatnej palarni. Brunet szybko mnie przegonił, otwierając przede mną drzwi.
      – Co ci? Wewnętrzny gentleman się odpalił czy jak? – Spojrzałem na niego z parszywym uśmiechem.
      – No jasne! Przy takim fleji jak ty, zawsze będę gentleman'em. – Odwzajemnił uśmiech.
      – O ty chuju... – Strzeliłem go w ramię, a ten się zaśmiał jak dureń.
      – Nie... Chujem nie jestem, ale go mam... Chcesz zobaczyć? – Prychnął niezrozumianym bełkotem.
      – Jasne, że tak~... – Zaśmiałem się, wychodząc na balkon.
      Podałem chłopakowi papierosa, a kiedy sam wziąłem dla siebie i chciałem go odpalić, ten mnie zatrzymał.
      – Czekaj... A co ty na to by odpalić oba na raz? – Uśmiechnął się lekko, a kiedy zauważył, że nie rozumiałem o czym dokładnie mówił, schylił się lekko i zetknął nasze papierosy razem, zapalając pod nimi ogień z zapalniczki.
      Moje policzki zrobiły się delikatnie cieplejsze przez jego czyny. Chciałem powiedzieć mu, żeby przestał, gdyż to mnie zawstydzało, ale jakby mógł zareagować? Odepchnąłem od siebie te wszystkie myśli, spuszczając wzrok na ziemię. Liam jedynie uśmiechnął się zwycięsko, niby wygrywając jakąś bitwę. Moment później odsunąłem się, widząc jak mój papieros się odpalił, a brunet spojrzał na mnie, lekko przekrzywiając głowę na bok.
      – Co się stało? – Zapytał, niby zmartwiony, niby zadziorny. 
      – Nie wiem... Nie jestem przyzwyczajony do czegoś takiego... – Odwróciłem spojrzenie tak daleko jak tylko mogłem. 
      – Rozumiem... – Odparł, przysuwając się do mnie. – Paliłeś kiedyś po studencku? – Zapytał znienacka.
      – Huh? – Obejrzałem się w jego stronę automatycznie. – Uh... Chyba nie? – Odpowiedziałem szczerze.
      – A wiesz chociaż na czym to polega? – Pytał dalej, zaparzony we mnie, zaciągając się dymem.
      – Nie wiem, chodzi o to, że na pół? – Zapytałem z sarkazmem.
      – Poniekąd. – Odparł, odwracając wzrok w stronę zaśnieżonego widoku przed nami. – Chcesz spróbować? – Jego wzrok powędrował na moją twarz ukradkiem.
      Wzruszyłem ramionami. Jeśli naprawdę wtedy chodziło mu o palenie na pół, to w szkole się zdarzało nie raz, jak nie miało się fajek.
      – A co w tym do próbowania? Palenie na pół... – Westchnąłem, gasząc peta w popielniczce. Liam miał jeszcze pół papierosa.
      – No tak, ale nie do końca... – Ewidentnie coś kręcił.
      – Więc jak? – Lekko się skrzywiłem.
      – Pokazać ci? – Delikatnie się uśmiechnął, a kiedy pokiwałem głową, ten wziął bucha papierosa i się do mnie zbliżył, nachylając głowę.
      Moje oczy otworzyły się szerzej, kiedy zrozumiałem to, co się właśnie stało - nasze usta były złączone w pocałunku. Jego wargi spokojnie spoczywały na moich, niby nie uznając tego za pocałunek, lecz języki stykające się ze sobą mówiły co innego. Twarz zalał mi mocny rumieniec, a kiedy poczułem dym w ustach, zacząłem się dusić, gdyż kompletnie się tego nie spodziewałem. Liam momentalnie się ode mnie odsunął.
      – Jezu, wszystko w porządku? – Nachylił się odrobinę, patrząc w moją twarz, kiedy w końcu  opanowałem oddech. 
      Nie odezwałem się - byłem zbyt zszokowany tym co się wtedy stało. Oczy nadal miałem otwarte jak 5 złotych. Emocje, które sprawiały, iż moje serce przyspieszało biciu, były jak kara. Szybko zasłoniłem twarz rękawem, nie chcąc by ten cokolwiek zobaczył, pomimo że wiedziałem, że było już za późno - widział wszystko. Chłopak cicho się zaśmiał z mojej reakcji.
      – No co? Chciałeś żebym... – Nie zdążył dokończyć, kiedy uderzyłem go z liścia w twarz. 
      Niczego więcej nie powiedziałem, tylko szybko go wyminąłem, chcąc odejść jak najdalej od niego. Nie rozumiałem dlaczego tak mi to przeszkadzało... Być może przez to, że sam nie byłem pewny niczego w sobie samym?
      Niestety na moje nieszczęście, ten zdążył złapać moją rękę.
      – Zostaw mnie... – Wyszeptałem załamanym tonem. 
      – Dlaczego mnie uderzyłeś? – Zapytał, niby stanowczo, niby zmartwiony. 
      – Jeszcze kurwa pytasz?! – Wyrwałem się z jego żelaznego uścisku. 
      Chłopak nie odezwał się ni słowem, po prostu wpatrzony we mnie jak w obrazek. Prychnąłem coś ledwo zrozumiałego pod nosem i wróciłem z hukiem do domu, gdzie przywitało mnie jedynie chłodne powietrze, żywcem wyciągnięte z dworu. Nie myśląc za wiele popędziłem na górę, kierowany bliżej mi nieokreślonymi uczuciami - chciałem płakać ze smutku, a jednocześnie krzyczeć i piszczeć ze szczęścia. Niby to nic nie znaczyło, jednak jeśli mogłem nazwać to pocałunkiem, był on moim pierwszym - pośrednie nie miały znaczenia, dla mnie nie zaliczały się pod takie coś.  
      Zamknąłem za sobą drzwi i zaraz po tym usiadłem na łóżku, czując jak moje wargi zaczynają same z siebie drgać, a łzy powoli spływać po moich policzkach. Zacząłem gwałtownie wycierać oczy rękawami bluzy Liama, jednak to nic nie dawało - emocje rzucały moim sercem we wszystkie strony. Czułem jak krzyk rozpaczy powoli wydzierał się z mojego gardła, dlatego złapałem za poduszkę i zagłuszyłem nią ten czyn. Myślałem o wszystkim, a jednocześnie o niczym - wszystko krążyło wokół tego pieprzonego pocałunku. 
      Nagle usłyszałem jak ktoś po cichu wchodzi do pomieszczenia. Wyjrzałem na tego kogoś , jednak rozmazany przez łzy widok uniemożliwił mi rozpoznanie tego co widziałem. Pomimo to wiedziałem kto to był - nie było w tym domu nikogo prócz mnie i Liama.
      – Dlaczego płaczesz?... – Usłyszałem jego uspokajający szept, kiedy siadał obok mnie.
      – Musiałeś to zrobić?... – Zapytałem roztrzęsiony.
      – Chodzi o tą fajkę, ta? – Zapytał, jakby niczego nie świadomy. Nie dziwiłem się - nie powiedziałem mu o niczym.
      Delikatnie pokiwałem głową, zaraz czując jego ciepłe ramię, które otoczyło moje ciało.
      – Hej, spokojnie, nie chciałem... – Uspokajał mnie. – Naprawdę...
      – To był mój pierwszy pocałunek... – Delikatnie się uśmiechnąłem w smutnym wyrazie, dalej płacząc.
      – Jejku, naprawdę?... – Zdziwił się, patrząc wprost na mnie, jakby niedowierzał w moje słowa. Przytaknąłem. – Naprawdę przepraszam... – Mówił dalej.
      – Nie przepraszaj... To nie przez to ryczę... – Westchnąłem cicho, ocierając łzy. 
      – Więc przez co? – Pytał, cały czas wpatrzony we mnie.
      – Nie wiem... Może przez to, że sam się nie rozumiem?... – Spojrzałem na niego w górę z mokrymi, czerwonymi oczami.
      – Co masz na myśli? – Drążył temat, ścierając kciukiem ostatnie łzy z mojej twarzy.
      – Bo... Chcę płakać ze smutku, a jednocześnie wykrzyczeć każdemu, że to ze szczęścia... – Wymruczałem powoli, jakby starając się sprecyzować to co chcę mu przekazać w tym jednym zdaniu.
      Chłopak się nie odezwał, po prostu zapatrzony w moje oczy, tak jak ja w jego. Twarz bruneta powoli przysunęła się do mojej, a w momencie kiedy nasze nosy praktycznie się stykały, zadzwonił telefon. Opamiętałem się i momentalnie odsunąłem, gdy Liam sięgał do kieszeni po telefon. Kiedy obczaił to, kto dzwonił, odebrał z delikatnie zirytowanym tonem.
      – Czego? – Przywitał kogoś tym szybkim słowem. Nie słyszałem tego o czym mówił rozmówca bruneta, jednak po minie mogłem wywnioskować, że to było dosyć ważne. – Żartujesz... – Rozmowa toczyła się dalej.
      Przestałem kontaktować ze światem, zatracony we własnych myślach; Co ja chciałem właśnie zrobić? O co chodzi? Pierdole ten telefon... A może nie? Może był moim wybawieniem?
      Na ziemię przywrócił mnie dźwięk rozłączanego połączenia. Liam wtedy obrócił się w moją stronę, niby wyczekując czegoś ode mnie. Skrzywiłem się w niewiedzy.
      – Yuki... Muszę wyjść na jakiś czas... W pracy coś się im pojebało i muszę tam iść... – Westchnął przeciągle. – No chyba, że...
      – Nie, w porządku. – Przerwałem mu. – Jedź. – Uśmiechnąłem się delikatnie. Chłopak odwzajemnił mój gest i za chwilę wstał, kierując się do wyjścia. Szybko poderwałem się na równe nogi i podbiegłem do niego, chwytając za rękaw bruneta. – Tylko uważaj na siebie... – Wyszeptałem, wzdychając.
      Chłopak odwrócił się do mnie przodem i złożył delikatny pocałunek na moim czole.
       – Będę, spokojnie. – Uśmiechnął się zatroskany i wyszedł, pozostawiając mnie samego ze swoimi myślami, które głównie krążyły wokół niego; ,,Co ja mam o tym wszystkim myśleć?..."

On || YAOI ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz