9.

36 5 10
                                    

      "Moje oczy bystrze obserwowały zachód słońca. W ciszy wpatrywałem się w gwiazdę, niby czekając na znak. 
      – Piękny, prawda? – Usłyszałem znajome zdanie. Uśmiechnąłem się, w obrocie, będąc pewnym, iż głos był Liama - pomyliłem się. Ujrzałem przed sobą tak dobrze znanego mi szatyna. 
      Oczy chłopaka były dosłownie takie same jak bruneta. Ciemnowłosy spojrzał na mnie z uśmiechem. 
      – Yoshi... – Wyszeptałem w szoku, czując jak ciepłe łzy cisną się na moją twarz, by zaraz stać się chłodniejszymi. 
      – Tęsknisz, prawda? – Zamknął ślepia, wyginając usta w smutnym uśmiechu. 
      Nie odezwałem się, po prostu wpadając w ramiona odrobinę wyższego ode mnie wtedy Yoshiego. Pozwoliłem sobie na smutek. Pozwoliłem sobie na szloch. Pozwoliłem moim emocjom wylać się wraz ze łzami.
      – Dlaczego mnie zostawiłeś?!... – Krzyknąłem pełnym desperacji głosem.
      – Wcale tego nie chciałem... – Powiedział uspokajającym tonem. – Wiesz... Świat to dla mnie za dużo. Ty dawałeś sobie radę, kiedy ja umierałem w środku... – Wyszeptał, a ja poczułem nagłe uderzenie poczucia winy. 
      – Dlaczego nic nie mówiłeś?... – Spojrzałem na niego w górę. 
      – Nie chciałem cię martwić... – Uśmiechnął się czule. – Zauważyłem, że ty dałeś sobie radę. Znalazłeś kogoś, kto mnie zastąpił. 
      – Nigdy bym cię nikim nie zastąpił!... – Odparłem od razu.
      – A jednak robisz z nim te same rzeczy, co ze mną... – Zasłonił się uśmiechem, choć czułem bijący od niego smutek. 
      – To nie tak... – Wyszeptałem, chcąc dojść do słowa. 
      – Jeśli jest odpowiedni... Bądź szczęśliwy. – Zamknął powieki, kiedy jego ciało zaczęło powoli zanikać w pomarańczowym świetle słońca. 
      – Y-Yoshi?... – Zostałem odepchnięty na bok, gdy on niknął na moich szeroko otwartych z niedowierzania oczach. Łzy szybko spłynęły po moich policzkach, robiąc miejsce dla tych nowych, następnych, jakby szukały ucieczki. 
      Szatyn zniknął kompletnie, a ja padłem na kolana, czując jak świat znowu walił mi się na głowę - straciłem go po raz kolejny."

      Momentalnie zerwałem się, cały zlany zimnym potem. Kiedy szybko rozejrzałem się po pomieszczeniu, zobaczyłem pogrążonego we śnie bruneta. Zmrużyłem oczy, po czym powoli i ostrożnie wstałem. Skierowałem się do kuchni, opuszczając pokój. Kiedy w końcu tam dotarłem, nalałem sobie do szklanki wody i duszkiem ją wypiłem, by suche gardło zaznało choć chwilowego ukojenia. Moim następnym celem był balkon - papierosy goniły moje myśli, przez co nie mogłem wytrzymać. 
      Wyszedłem z domu, od razu czując jak chłodne powietrze we mnie uderzyło. Zadrżałem chwilowo, zabierając szlugi ze stolika. Odpaliłem jedną z nich i pogrążyłem się w myślach, zapominając o chłodzie oraz o tym, iż świat wciąż istniał. Zacząłem wspominać to co było kiedyś, każda najmniejsza myśl skupiała się na mnie i na Yoshim. Zawsze był uśmiechnięty i pomimo, że czasami naprawdę widziałem, iż ten źle się czuł, zakrywał się kłamstwami, mówił wszystko, tylko po to bym nie poznał jego wyczerpania. Nasze wspólne picie, palenie i...
      – Co ty tutaj robisz? – Usłyszałem głos, który wyrwał mnie z zamyślenia. 
      – Czemu nie śpisz? – Zapytałem od razu, spoglądając za siebie. Postać Liama stała w progu.
      – Właściwie to jest po 5 i muszę szykować się do roboty... – Westchnął. – A ty? 
      –  Po prostu się obudziłem. – Odwróciłem głowę w stronę zaśnieżonego widoku, kłamiąc. No bo co miałem powiedzieć? ,,Miałem zły sen i to przez niego się obudziłem."? Nie było nawet mowy! Uznałby mnie za idiotę. 
      – Rozumiem... – Poczułem, jak ten stanął za mną i przytulił mnie od tyłu. – Dasz buszka?... – Wyszeptał, a ja przyłożyłem filtr odpalonego szluga do niego. Ten sprytnie się wychylił i tak jak obiecał, pociągnął jednokrotnie, zaciągając się od razu. – Dziękuję. – Uśmiechnął się szeroko, wypuszczając dym z ust. Odwzajemniłem ten uśmiech.
      – Nie ma za co. – Wyszeptałem.
      – Zrobiłbym sobie wolne... – Wyjęczał z westchnieniem. 
      – Nie chce ci się iść, co? – Prychnąłem cichym śmiechem, biorąc bucha i przykładając papierosa Liamowi do ust.
      – Dokładnie. – Powiedział rozbawionym tonem z nadal częścią dymu w ustach. 
      – Leser... – Prychnąłem.
      – Mówi ten, co śpi do 12. – Oberwał ode mnie za te słowa, nawet jeśli były prawdziwe. Chłopak cicho się zaśmiał, za chwilę wtulając głowę w moją szyję. – Dzisiaj zostaję... – Wymruczał, a ja poczułem jak rumieńce zlewają się mi na twarzy. 
      – Nie poinformujesz ich? – Starałem się na niego spojrzeć, lecz ten się sprytnie schował. 
      – To oni pracują dla mnie, nie muszę ich informować. – Powiedział.
      Dokończyłem papierosa i zgasiłem go w popielniczce, jeszcze przez chwilę będąc zmuszonym przez Liama do stania w takiej pozycji w jakiej byliśmy wcześniej.
      – Puścisz? Jest zimno... – Westchnąłem, a ten tylko mocniej zacisnął na mnie swoje ramiona. – Liam... Kurwa nooo.... – Wyjęczałem sfrustrowany. – Spać mi się chce... – Powiedziałem w desperackim szepcie.
      Chłopak zamiast puścić mnie jak normalny człowiek, podniósł mnie i zaniósł na samą górę, delikatnie odkładając na łóżko. Nie to, że się nie sprzeciwiałem, ale iść też mi się nie chciało, więc tylko na nim skorzystałem.
      – Ty głupi jesteś... – Zaśmiałem się cicho.
      – Jestem. – Prychnął śmiechem razem ze mną. Zawsze tak odpowiadał. W sumie czego innego mogłem się spodziewać? 
      – Chodź jeszcze spać... – Położyłem się i zakryłem kołdrą, patrząc w górę na bruneta. Musiałem wyglądać jak down. 
      – Jasne, śpiochu. – Wymruczał rozbawiony, kładąc się obok.
      Od razu utopiłem się w jego ramionach. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w powolne bicie serca starszego, które mnie uspokajało. Po jakimś czasie udało mi się jeszcze zasnąć. 

|•••|

      Kiedy się obudziłem, brunet nadal był obok mnie, pogrążony we śnie. Oczywiście rozjebał się na całe łóżko i zostawił mnie tak przyciśniętego do samej ściany, od której aż biło chłodem z dworu.
      Westchnąłem cicho sam do siebie, wstając. Stwierdziłem, iż brunet musiał być naprawdę wyczerpany, skoro spał tak długo - nie było to do niego podobne. Postanowiłem cicho przemknąć z pokoju do łazienki, gdzie postawiłem na szybką kąpiel. Nie zamykałem drzwi, bo po co? Przecież Liam spał, a nikogo poza nami nie było w domu.
      Nalałem trochę wody do wanny, a kiedy ta zapełniała połowę, bez zastanowienia zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem do niej, pogrążając się w tym cieple, którego tak potrzebowałem po spaniu z ZIMNĄ ścianą. Zanurzyłem się w cieczy aż po sam nos, rozkoszując się jej temperaturą. Od zawsze uwielbiałem gorące kąpiele. 
      Nagle usłyszałem jak drzwi się otworzyły, a sam momentalnie spojrzałem w ich stronę. W progu stanął Liam i jakby nie do końca przytomny, nawet nie zdał sobie sprawy z mojej obecności, dopóki nie pisnąłem, jak oparzony.
      – Boże nie strasz! – Od razu powiedział głośniejszym tonem, zakrywając sobie oczy przedramieniem. Co jak co, ale chciał uszanować moją prywatność.
      – Wypierdalaj mi stąd! – Krzyknąłem, zasłaniając siebie całego, a chłopak wyszedł, zostawiając mnie samemu sobie.
      Westchnąłem cicho i pospieszyłem się z myciem.
      Po jakichś 10 minutach wyszedłem z łazienki, zastając pod nią Liama. Na jego twarzy malowało się zakłopotanie.
      – Wybacz... Nie wiedziałem, że się myjesz... – Złapał się za kark, uciekając ode mnie wzrokiem.
      – Nic się nie stało. – Powiedziałem, samemu czując tą dziwną atmosferę. 
      W sumie to było nie fair z mojej strony. W końcu ja widziałem jego ciało - nie w całej okazałości, ale jednak. Westchnąłem cicho, jakby sam do siebie.
      – Na pewno? – Zapytał po chwili namysłu.
      – Tak... – Uśmiechnąłem się lekko. – Właściwie to zareagowałem tak, tylko dlatego, że się przestraszyłem... – Zaśmiałem się nerwowo. 
      – Aż taki straszny jestem? – Prychnął śmiechem. Przytaknąłem, rozbawiony. – O ty... Chodź tutaj, zgredzie! – Zaśmiał się, próbując mnie chwycić.
      – Zostaw mnie! – Śmiałem się dalej, kiedy odskoczyłem w bok. 
      Szybko zacząłem uciekać po schodach w dół, jednak moja wolność nie trwała zbyt długo. Złapał mnie w pasie na samym wejściu do kuchni i pociągnął w górę. Ja tylko podkuliłem pod siebie nogi, jeszcze przez chwilę sprzeciwiając się jego dotykowi.
      – Mam cię! – Zachichotał, a ja razem z nim.
      – Puść mnie! – Powiedziałem głośniej, zaciągając się śmiechem. 
      – Nie ma takiej opcji! – Śmiał się. – Idziesz ze mną. 
      Chłopak bez wysiłku zaniósł mnie do salonu i kiedy sam usiadł na kanapie, posadził mnie na swoich kolanach. Przez chwilę wierzgałem w sprzeciwie.
      – Zostaw mnie! 
      – S-siedź spokojnie... – Mruknął zduszonym głosem. Przez chwilę nie rozumiałem, jednak kiedy zdałem sobie sprawę z tego o czym mówił, uśmiechnąłem się złowieszczo.
      – Ale dlaczego~? – Prychnąłem.
      – Dobrze wiesz dlaczego. – Powiedział, a ja uśmiechnąłem się zadziornie. 
      – Uh-huh~. Aż tak cię podniecam? – Zaśmiałem się. Chłopak się nie odezwał, a ja postanowiłem dalej robić mu na złość. – Hmm, nie? A szkoda... – Przełożyłem jedną nogę na drugą stronę, siadając okrakiem na jego kolanach, przodem do jego twarzy. Liam odwrócił wzrok. 
      – Przestań... – Zasłonił sobie twarz dłonią, by ukryć ledwo widocznego rumieńca, który oczywiście nie umknął mojej uwadze. 
      – Dlaczego~? – Wyszeptałem, zbliżając twarz do jego obojczyka.
      – Bo nie wiem czy zdołam się powstrzymać... – Powiedział cichym, błagalnym tonem. Momentalnie się opamiętałem. Stop, znaczy stop, prawda? 
      Lekko kiwnąłem głową, wtulając tą w jego klatkę piersiową.
      – Przepraszam. – Powiedziałem. – Ty też się ze mną drażniłeś, pamiętasz?
      – Ale nie do takiego stopnia... – Powiedział. Wiedziałem, że miał rację. 
      – Przepraszam... – Westchnąłem.
      – Teraz to ja powinienem się obrazić jak baba z okresem. – Zaśmiał się cicho.
      – Hej! – Zachichotałem razem z nim. 
      – No co no?
      – Idiota... – Prychnąłem rozbawiony.
      – Dla ciebie zawsze. – Spojrzał na mnie, śmiejąc się cicho. Szybko wystawił mi język, co odwzajemniłem. 
      Naprawdę się w nim zakochałem. 

On || YAOI ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz