11.

31 6 0
                                    

      Nie martwiłem się niczym, kompletnie zaczytany w książce, którą dał mi Liam. Siedziałem spokojnie na kanapie, wyobrażając sobie scenerię z tej historii. Był to kryminał Agaty Christie pod tytułem ,,Dom pod kanałem". I pomimo, iż nigdy nie lubiłem czytać, ta mnie wciągnęła.
      Nagle ze skupienia wyrwał mnie huk uderzanych drzwi o ścianę. 
      Złodziej? - Pomyślałem od razu, jednak zza rogu wyszedł Liam, odtrącając moje poprzednie myśli. 
      – Liam? – Zapytałem, odkładając lekturę na stolik. Chłopak nawet się nie przywitał, tylko od razu pomaszerował na górę widocznie zirytowany.
      Skrzywiłem się lekko i skierowałem za nim. Zastałem go w pokoju niby kompletnie załamanego - siedział przy biurku, rozmyślając nad jakimiś papierami, jego noga drgała niekontrolowanie, wyrażając wściekłość, stres lub właśnie poirytowanie.
      – Liam? – Zapytałem ponownie. Brunet nie zareagował, za chwilę biorąc długopis do ręki i zastanawiając się nad tym czy go przyłożyć do kartki. – Co ty robisz? – Pytałem dalej, podchodząc bliżej. Chłopak dalej nie reagował. Zachowywał się, jakby był w transie, po prostu przypatrując się papierom. – Co to jest? – Zerknąłem na kartki zza jego ramienia, jednak ten od razu zagrodził mi drogę swoją dłonią.
      – Nie teraz. – Powiedział stanowczo, jednak to nie zabiło mojej ciekawości.
      – Coś się stało? – Złapałem jego dłoń w delikatnym uścisku, a ten momentalnie ją wyrwał gwałtownym ruchem.
      – Powiedziałem. Nie teraz. – Wstał, spoglądając na mnie z góry morderczym spojrzeniem. Kropla zimnego potu spłynęła po moim policzku.
      – Powiesz mi co się stało? – Zapytałem niepewnie, łapiąc się za kark.
      – Nie, a teraz wyjdź. Potrzebuję chwili spokoju. – Rozkazał wrogo, jakby był wściekły na mnie.
      Nie odezwałem się więcej, tylko stałem przez chwilę jak wryty, a po tym wyszedłem z pomieszczenia. Cień zniecierpliwienia przewinął się w moim spojrzeniu. 
      Zrobiłem coś nie tak? A może jest zły za to, że się z nim ostatnio drażniłem? Może już mnie nie potrzebuje?... Może tylko mu przeszkadzam?... - Zadręczałem się tymi pytaniami, które nie chciały wyjść z mojej głowy. Oczy miałem skierowane ku sufitowi, wpatrując się w niego pustym spojrzeniem. Czułem, jak żal i adrenalina rozrywały mnie od środka, kiedy usłyszałem głośne ,,Kurwa!" z pokoju chłopaka. Wiedziałem, że jest załamany, ale nie znałem powodu. Westchnąłem cicho, przymykając powieki.
      Nie musiałem długo czekać na to, aż chłopak zszedł na dół i bez słowa skierował się na taras. Skrzywiłem się mimowolnie i popędziłem za nim, niby to miało zmienić cokolwiek.
      Trwaliśmy w milczeniu, odpalając papierosy. Przyglądałem się Liamowi ze spokojem, podczas, kiedy jego oczy wybuchały gniewem i poirytowaniem. To nie były jego oczy - nie te, które tak dobrze znałem. Nie te, w których wiecznie czaił się spokój i cierpliwość, te były inne.
      – Powiesz mi, co się stało? – Podjąłem się rozmowy i choć starałem się brzmieć pewnie, nie wychodziło to najlepiej.
      – Nie. – Powiedział stanowczo, zaciągając się dymem papierosowym. Jego wzrok błądził po zimowym krajobrazie, jakby próbował uciec właśnie ode mnie i moich pytań.
      – Dlaczego? – Pytałem dalej.
      – Bo nie. – Warknął.
      – To nie jest odpowiedź. – Przewróciłem oczami, poirytowany jego niechęcią.
      – Dla mnie jest. – Spojrzał na mnie pustym spojrzeniem, które ukuło moją dumę, podobnie jak i uczucia.
      – Zrobiłem coś? – Zapytałem, starając się brzmieć, jak najpewniej, jak tylko umiałem.
      – To nie twoja wina. – Westchnął.
      – W takim razie powiedz mi, co się do cholery dzieje! – Podniosłem głos.
      – Problemy w robocie i tyle. Nie powinieneś mnie pytać. I nie podnoś na mnie głosu. – Przyjrzał mi się zdenerwowany.
      – Nie jesteś moim ojcem, żeby mi rozkazywać. – Wyburczałem, zaraz czując, jak jego dłoń zawija się na moim nadgarstku i w silnym szarpnięciu utrzymuje mnie, podczas gdy ten zagrodził mi drogę ucieczki własnym ciałem. – I co ci to dało? – Zapytałem, próbując ukryć strach, jaki mnie wtedy ogarnął.
      Jego usta zbliżyły się do mojego ucha, kiedy zaczął szeptać swoje słowa.
      – To ja tutaj rządzę. – Jego ostry ton głosu zabolał.
      Niewiele myśląc odepchnąłem go od siebie, a kiedy znowu spróbował się zbliżyć, uderzyłem go z otwartej ręki w policzek. Jego głowa obróciła się w prawo, kiedy ode mnie dostał, a oczy powiększyły swoją objętość. Był w szoku, podobnie jak i ja. Wcale nie chciałem go spoliczkować, to był bardziej odruch.
      – Za co?.. – Zapytał załamanym tonem, a ja zostawiłem go bez odpowiedzi, gasząc papierosa w popielniczce i wracając do domu.
      Bez namysłu usiadłem na kanapie, ponownie zabierając się za lekturę, postanawiając go zignorować, nawet kiedy usiadł obok mnie, próbując zacząć rozmowę. Chciałem usłyszeć jego przeprosiny, a w zamian dostałem wzrok pełen rozczarowania. Postanowiłem nie zwracać na niego uwagi, jednak ten po dłuższej chwili wyrwał mi książkę i odstawił ją na bok.
      – Czy ty musisz być takim cholernym dzieciakiem? – Zapytał poirytowany.
      – Tak. – Odwarknąłem, odwracając wzrok. – Muszę.
      – Przestań się gniewać, do kurwy! – Podniósł głos, a ja zobaczyłem w głowie scenę, w której to ojciec na mnie krzyczał.
      – Przestań drzeć pizdę. – Spojrzałem na niego z urazą. – I przestań traktować mnie tak, jakbym to ja ci coś zrobił.
      – Jasne. – Westchnął. – Przepraszam. – Palnął od niechcenia.
      – Takie przeprosiny to wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić. – Prychnąłem, mrużąc powieki.
      – Ty... – Nie pozwoliłem mu dokończyć.
      – Ja? No ja co? Kurwo? Dziwko? Śmieciu? – Zapytałem, widząc jak jego wzrok upada na panele. – No dalej! Powiedz to! – Zaśmiałem się w desperackim geście.
      – Nie. – Westchnął. – Przepraszam. – Spojrzał na mnie, tym razem mówiąc to szczerze.
      – No ja myślę. A teraz proszę mi oddać książkę, bo aktualnie dzieje się ważna scena, a ja jestem obrażony. – Oznajmiłem.
      – Już, już... Babo. – Oddał mi lekturę.
      – Jak ty żeś mnie nazwał? – Wyjrzałem na niego oburzony.
      – Baba. – Prychnął z rozbawieniem.
      – O ty piczko... – Uderzyłem go książką w głowę, uważając na to, by cios nie był bolesny. Miał być tylko na żarty, co mi się udało, gdyż ten się zaśmiał. – Pamiętaj, że to nie ja złapałem cię za nadgarstek. – Prychnąłem, nadal obrażony.
      – Boli? – Spytał.
      – Nie kurwa, łaskocze. – Przewróciłem oczami.
      – No przepraszam... – Otulił mnie ramionami, gotowy na to, by błagać. Moje oczy znowu się przewróciły w miejscu.
      Straciłem ochotę na to, by czytać. Westchnąłem głęboko, odkładając książkę na stolik, co nie było łatwym zadaniem, zważając na to, że Liam był przylepiony do mojego barku. Chciałem go odtrącić, jednak jego mina mi to uniemożliwiła - wyglądała, jak u zbitego psa.
      – Co będziemy robić? – Zapytałem, ukradkiem spoglądając na bruneta. Ten wzruszył ramionami z zamkniętymi oczami. – Tylko tu nie zaśnij... – Odetchnąłem głęboko.
      – Mhm... – Wymruczał. – Jestem zmęczony, ale nie chcę iść spać. – Oznajmił, w końcu się ode mnie odsuwając. Ziewnął przeciągle i przetarł oczy.
      – Co powiesz na spacer? – Wyjrzałem na niego. Chłopak spojrzał na mnie, przez chwilę przypatrując się mi, jak wariatowi.
      – Mówisz poważnie? – Skrzywił się krótko.
      – Dlaczego nie? Fajnie by było wyjść teraz, nawet jeśli jest ciemno. Lubię takie klimaty. – Oparłem głowę o oparcie kanapy, zamykając oczy.
      – I gdzie byś chciał spacerować? – Dosłownie czułem jego głupi uśmiech.
      – Park? – Otworzyłem ślepia, spoglądając z dołu na Liama. Ten cicho się zaśmiał.
      – Nie lepiej kupić jakieś piwo i posiedzieć w domu? – Zapytał.
      – Piwo możesz kupić po drodze... W domu jest nudno.
      – Czyli w tym momencie zapraszasz mnie na randkę, huh? – Uśmiechnął się, a moją twarz zalała fala czerwieni. Zszokowany odwróciłem wzrok, zdając sobie sprawę, że to naprawdę brzmiało, jak zaproszenie na randkę.
      – U-um... – Tylko tyle zdołałem wydusić z zaciśniętego gardła.
      – Coś taki zawstydzony? – Zapytał z uśmiechem, a jedna z jego brwi powędrowała w dół. – Zgadzam się. – Powiedział i wstał.
      Ja również wstałem, jednak dalej byłem w szoku. Liam powędrował na przedpokój, a ja za nim. Już po kilku minutach wyszliśmy, ubrani i gotowi na śnieg.

      Nasza droga mijała bardzo przyjemnie, choć żadne z nas się nie odezwało do tej pory. Chyba oboje lubiliśmy ciszę, która wypełniała przestrzeń między nami.
      Nagle poczułem ciepło na mojej dłoni. Szybko spojrzałem na nie, a widząc, jak ta Liama oplata moją, uśmiechnąłem się dyskretnie. Ponownie odwróciłem wzrok na drogę, zatracony w chwili. Byłem naprawdę szczęśliwy i dopiero wtedy mogłem to powiedzieć.
      Śnieg spokojnie opadał na nasze głowy, zostawiając po sobie ślad na włosach. Brunet był zatracony w tym widoku, podobnie, jak i ja. Światło latarni oświetlało nasze sylwetki z każdej strony, tworząc niezapomnianą atmosferę. Chodnik był pusty - co tu się dziwić? W końcu było dawno po zmierzchu, gdyby strzelać godzinę, to po 22 czy nawet 23. Samotne, szczęśliwe westchnięcie wydarło się z mojego gardła, kiedy nocne ptaki zaczęły śpiewać melodię, niby specjalnie dla nas. Uśmiechnąłem się szerzej, gdy chłopak wplątał swoje palce między moje, umocniając uchwyt - nie chciał pozwolić mi uciec.
      – Zjadłbym coś. – Usłyszałem szept Liama, z czego się zaśmiałem. Tylko on potrafiłby powiedzieć coś takiego, w takiej chwili.
      – Ja też, ale chyba nie ma teraz żadnych czynnych restauracji. – Uświadomiłem go.
      – A może i są? – Wyjrzał na mnie, uśmiechnięty.
      – Hmm? – Zdziwiłem się.
      – Naprawdę! – Zaśmiał się cicho, puszczając moją dłoń. Został kawałek w tyle, a ja patrzyłem na niego, jak na idiotę.
      – Uważaj, bo ci uwierzę... Jak wyprowadzisz mnie w pole, oberwiesz. – Zmrużyłem nieufnie powieki. Szybko złapałem za śnieg i zgniotem go, by zaraz swoją "perfekcyjną" kulką cisnąć w bruneta.
      – Ej! Pożałujesz tego! – Zaśmiał się, a ja za nim. Zacząłem uciekać, kiedy zauważyłem, jak ten sięga po puch.
      Moja ucieczka nie trwała zbyt długo, gdyż w końcu musiałem natrafić na lód. To był dosłownie kawałek chodnika, może z 2 metry, a jednak ja przejechałem chwilę na nim, próbując utrzymać równowagę i się przewróciłem na plecy. Śmiałem się jak idiota, a razem ze mną Liam. Chłopak podszedł do mnie, dusząc się ze śmiechu i wyciągnął do mnie rękę. Złapałem ją w niepewnym chwycie.
      – Żyjesz? – Zapytał, zaciągając się śmiechem i pociągnął mnie w górę. Pokiwałem głową, chichocząc.
      Nasza chwilowa faza potrwała nawet dłużej, gdy sam brunet stracił równowagę i się przewrócił, ciągnąc mnie za sobą w dół. Śmiałem się jak pojeb, brzmiąc jak zepsuty czajnik. Uderzyłem pierś chłopaka kilka razy, próbując złapać oddech. Wyższy sam leżał plackiem, zacieszając, jak głupi.
      Po dłuższej chwili zsunąłem się z niego i w upewnieniu, że nie stałem już na lodzie, podałem rękę nadal rozbawionemu chłopakowi. Skończyło się na tym, że wstał, ale zatoczył się na własnych nogach, ciągnąc moją rękę na bok, przez co wpadłem twarzą w śnieg. Centralnie wylądowałem ryjem w pieprzonym śniegu, który na szczęście był miękki, a nie zbity.
      – O mój Boże, przepraszam! – Usłyszałem jego głos, który dalej był rozbawiony. Już po chwili zostałem postawiony z powrotem na ziemię, uprzednio czując, jak ręce chłopka oplatają się wokół mojej talii. Uderzyłem go w ramię, zaciągając się śmiechem.
      – Ty jesteś głupi! – Zaśmiałem się głośniej.
      – Lepiej wracajmy do domu, jesteś cały mokry... – Usłyszałem jego głos, a po tym prychnięcie śmiechem.
      – Jakbym to ja był tutaj wyjątkiem! Twoje włosy krzyczą o suszarkę! – Dalej chichotałem.
      – Twoje też. – Uśmiechnął się przebiegle. – Chodź, wracamy. Napijemy się gorącej czekolady. – Zaproponował, a ja uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową z aprobatą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 30, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

On || YAOI ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz