10.

40 5 11
                                    

      – Jedziemy gdzieś? – Zapytał znudzony brunet, siedząc obok mnie, kiedy ja byłem pochłonięty niezwykle ciekawą książką.
      – Ale, że teraz? – Pytałem, wpatrzony w karki.
      – Dlaczego nie? – Uśmiechnął się lekko, gdy na niego spojrzałem, rozkojarzony.
      – W sumie racja... – Westchnąłem i zaznaczyłem stronę w książce, odkładając ją za chwilę na stolik. – Gdzie pojedziemy? Niedługo będzie ciemno... 
      – To niespodzianka. – Uśmiechnął się zadziornie, a ja odwzajemniłem jego gest, wstając. 
      – W takim razie chodźmy. – Powędrowałem w stronę przedpokoju, gdzie się ubrałem. Brunet moment później do mnie dołączył. 
      Starszy pokierował mnie w stronę garażu i już za chwilę znaleźliśmy się w aucie. Zimno bijące zza bramy zostało zniwelowane przez podgrzewane powietrze, wylatujące z wentylatorów. 
      Ostrożnie wyjechaliśmy z pomieszczenia, a moment później znaleźliśmy się już na drodze. Brunet jechał spokojnie i powoli, zapewne przez lód, który częściowo pokrywał asfalt. Droga zaczynała się dłużyć, a dudnienie kół zagłuszała piosenka, która leciała z głośników. Liam nucił piosenkę pod nosem z delikatnym uśmiechem.
      – Coś taki wesoły? – Spojrzałem na niego, samemu unosząc kąciki ust.
      – Bo jestem tutaj z tobą. – Zmrużył oczy, kiedy jego ręka wylądowała na moim udzie. Na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec, zasłonięty uśmiechem. Ten dupek naprawdę sprawiał, że czułem się szczęśliwy.
      – Gdzie tak naprawdę jedziemy? – Zapytałem zaciekawiony. 
      – Zobaczysz~. – Zaśmiał się krótko. – Powiem tyle, kochałem tam przesiadywać wieczory, a nawet całe noce, kiedy byłem kompletnie sam. – Jego wzrok skupiał się na drodze, a twarz przyozdabiał jemu rozmarzony uśmiech. 
      – Rozumiem... To musi być ciekawe miejsce. – Uśmiechnąłem się lekko. 
      – Jest ciche i spokojne... – Zamruczał ściszonym tonem. – Naprawdę je uwielbiam. – Promienny uśmiech pojawił się na jego twarzy, co skutkowało tym, iż sam nie mogłem się powtrzymać przed tym samym.
      Resztę drogi spędziliśmy na mamrotaniu o głupotach, śmianiu się i delikatnych wspominkach z naszych żyć, kiedy się jeszcze nie znaliśmy. Oczywiście skupialiśmy się na pozytywach, by nie zepsuć wieczoru. 
      – Za chwilę będziemy. – Poinformował, a ja rozejrzałem się z aprobatą. 
      Jechaliśmy właśnie po wąskiej drodze, która prowadziła zakrętami w górę. Przygryzłem lekko wargę z podekscytowania, kiedy zobaczyłem zupełnie puste miejsca parkingowe, gdzie chłopak zaparkował. 
      Szybko wysiadłem z pojazdu, a właściwie to z niego wyskoczyłem, na pokrytą cienką wartą śniegu ulicę. Liam cicho się zaśmiał, samemu opuszczając pojazd. Jeszcze chwilę stałem w miejscu, przyglądając się temu jak brunet wyciągał z bagażnika zrywkę. Po tym zamknął auto na klucz i kiwnął lekko głową w stronę dalszej drogi w górę.
      – Ale, że pod górkę?... – Westchnąłem z jękiem dezaprobaty.
      – Tak, ale to tylko kawałek... Dasz radę. – Zaśmiał się krótko.
      – No nie wiem... – Skrzywiłem się bezsilnie.
      Chłopak do mnie podszedł i ujął moją rękę, klękając na jednym kolanie.
      – Proszę?... – Wyszeptał, muskając ustami moje kostki. Spaliłem totalnego buraka.
      – N-no dobra... – Zgodziłem się, odwracając wzrok, zawstydzony.
      Liam się uśmiechnął, po czym wstał i dalej nie puszczając mojej ręki, pociągnął mnie na górę. Tak jak mówił - to był tylko kawałek, choć na tyle długi bym zdążył się zmęczyć. Wiecie... Góra była stroma. 
      Chłopak zaprowadził mnie do miejsca, w którym była niewielka wnęka, ogrodzona barierką i właśnie to tam się skierowaliśmy. 
      – To tutaj. – Uśmiechnął się rozczulony, podchodząc do ogrodzenia, o które się oparł łokciami. 
      Widok był niesamowity. Rozświetlone w oddali światła miasta towarzyszyły zachodzącemu słońcu, które było doskonale widoczne na praktycznie czystym niebie. I pomimo to, że chmur nie było zbyt wiele, śnieg słabo prószył, ozdabiając nasze włosy oryginalnymi płatkami. Oczy Liama odbijały światło słoneczne w taki sposób, iż to wyglądało jakby miał w nich dosłownie iskierki szczęścia. Wiatr spokojnie falował naszymi włosami, układając je niczym fryzjer.
      Krajobraz wyglądał cudownie, a ze śniegiem jeszcze lepiej. Pojedyncze domy w oddali uwalniały dym z kominów, co tylko dodawało uroku temu miejscu. 
      – Pięknie... – Wyszeptałem oczarowany. 
      – Zgadzam się... – Powiedział brunet, wyciągając ze zrywki 2 puszki piwa, podając mi jedną z nich. – Chcesz?
      – A daj. – Wziąłem puszkę od chłopaka i ją otworzyłem, upijając łyka lekko gazowanej cieczy. – Ty też pijesz? Przecież kierujesz... – Zdziwiłem się.
      – Po jednym piwie przecież nic się nie stanie, prawda? – Spojrzał na mnie ukradkiem, a ja tylko w milczeniu przytaknąłem.
      W pewnym momencie wyższy wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął robić zdjęcia - najpierw krajobrazowi, a potem mnie. Sprzeciwiałem się, co skutkowało tylko głupio, a nawet śmiesznie wyglądającymi minami na nich. 
      – Ej no nie rób zdjęć! – Złapałem jego rękę, w której trzymał telefon.
      – Oj przestań, jesteś przecież śliczny... – Zaśmiał się czule. 
      Odwróciłem jedynie wzrok naburmuszony, a ten wykorzystał moment, robiąc następne zdjęcie. 
      – Ja cię ubije! – Zaprotestowałem.
      – Co ty na to by zrobić sobie razem zdjęcia z tym widokiem w tle? – Spojrzał na krajobraz.
      – Uh... No okej. – Zgodziłem się niechętnie. 
      Ten tylko uśmiechnął się z aprobatą i stanął tyłem do barierki, upierając się o nią.
      – Na co czekasz? Chodź tutaj! – Zaśmiał się krótko, a ja nieśmiało się do niego zbliżyłem. 
      Chłopak objął mnie ramieniem, wystawiając język w stronę aparatu. Ja natomiast się niczego nie spodziewałem, jedynie w niego patrząc z połową twarzy zakrytą przez szalik. Liam dalej robił zdjęcia, to z uśmiechem, to jakieś bekowe. Jedno wyszło niesamowicie - Brunet patrzący w moją stronę z zadziornym uśmiechem i ja zapatrzony w swoje piwo. 
      – Mam pomysł. – Podał mi swoje piwo. – Spróbuj napić się dwóch. – Zaśmiał się. 
      Ja tylko jak głupi się zgodziłem i w momencie kiedy już miałem obie puszki przystawione do ust, ten zrobił kolejne zdjęcie. Napiłem się i oddałem puszkę chłopakowi. 
      – Dziękuję. – Uśmiechnąłem się głupio. – Może teraz tobie jakieś zrobić? 
      – Pewnie. – Uśmiechnął się, podając mi swój telefon. 
      – Podejdź do barierki. – Rozkazałem.
      – I co teraz? – Zapytał.
      – Hmm... – Zamyśliłem się na moment. – Może się o nią oprzyj i spójrz w stronę słońca? 
      Liam kiwnął głową i zrobił tak, jak ja rozkazałem. Zacząłem robić kilka zdjęć z co róż to innego punktu widzenia - to stawałem bliżej, to z boku, to dalej i to z dołu. Chyba najlepiej wyszło to zrobione z dołu, gdyż wyglądało to, jakby słońce wychodziło prosto z puszki.
      – Dobra... Teraz może coś śmiesznego? Uklęknij na jednym kolanie i wystaw puszkę w górę... Tak jakbyś się nią komuś oświadczał. – Zaśmiałem się krótko, kiedy on to naprawdę zrobił. 
      Zdjęcia wyszły niesamowicie, a kiedy skończyliśmy tą sesję, chłopak zabrał swój telefon, zaczynając przeglądać zdjęcia. 
      – Hej... One są zajebiste! Jesteś fotografem czy jak? – Spojrzał na mnie w dół z aprobatą.
      – Nie... Po prostu się tym interesuję. – Zaśmiałem się. – W domu miałem nawet dobrej jakości aparat, ale... No wiesz. Nie wracam tam. – Uśmiechnąłem się nerwowo. – Wracając do zdjęć... Są spoko, ale ja jeszcze bym je trochę poprawił w programie... Wiesz, wykadrował, rozjaśnił niektóre, bo wyglądają ciemno, itp.
      – Weź ty mi mów, jak ja nic nie kumam. – Zaśmiał się. – Jeśli chodzi o takie rzeczy to jestem mnogi. 
      Zaśmiałem się tylko, kończąc piwo.
      – Wiesz... Ja z zawodu powinienem być informatykiem. – Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. – Jestem w technikum informatycznym. – Upiłem ostatni łyk piwa, tłumacząc. Po tym wyciągnąłem papierosy z kieszeni, razem z zapalniczką i odpaliłem jednego.
      – Skoro mowa o szkole... – Zaczął. – Ferie się niedługo kończą, prawda?
      – Dokładnie to po tym weekendzie. – Spojrzałem na niego ukradkiem. – A co?
      – Co my z tobą zrobimy? – Chłopak się lekko skrzywił. – Przecież przydałoby ci się skończyć budę. 
      – To nie ma znaczenia... – Westchnąłem. – W szkole nie powinni o niczym wiedzieć, a w razie co nie muszę do niej iść, nie?
      – Przydałoby się. – Skrzyżował ramiona.
      – Przecież, jak pójdę do szkoły, od razu zgłoszą to moim rodzicom, a wtedy nie będzie za przyjemnie... – Zmrużyłem oczy, zaciągając się dymem.
      – Wiem, ale wiecznie też nie możesz się ukrywać... – Westchnął starszy. – Może to czas... No wiesz... Wrócić do domu? – Zapytał. 
      – Wtedy trafię do psychiatryka. – Zerknąłem na niego w górę, słońce prawie zaszło. – Chcieli mnie tam wjebać po próbie, ale ojciec się nie zgodził. Teraz to będzie przymusowe.
      – Rozumiem... Martwię się po prostu. – Spojrzał na mnie smutno. 
      – Nie martw się... Będzie dobrze. – Uśmiechnąłem się pocieszająco i go przytuliłem, kiedy wyrzuciłem kiepa na ziemię. 
      – Oby... – Westchnął, oplatając mnie swoimi silnymi ramionami. 
      Martwienie się na zapas było nam zbędne. Ja po prostu chciałem tak zostać - w jego ramionach, przy ciepłym świetle zachodzącego słońca - na wieczność. 

On || YAOI ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz