Seven

55 7 0
                                    

Will

Obudził mnie krzyk. Zerwałem się z nienacka zrzucając kołdrę. Ponownie to on krzyczał przez sen. Zresztą jak co noc od kilku ostatnich dni. Nie czekając ani chwili dłużej wybiegłem że swojej sypialni kierując się wprost do niego. Nie zapaliłem nawet światła bojąc się tego, że nie zdążę w porę wpaść do jego pokoju...

Miał koszmary nad którymi nie panował. Niczym nie umiał ich zwalczyć. Wracały do niego co noc, a z każdym kolejnym dniem stawało się to nie do wytrzymania...

Krzyk był tak bardzo przejmujący, że nie potrafiłem go zignorować. Wywiercał mi dziurę w sercu. Krzyk roznosił się echem po całym domu. Właściwie nawet nie dało się tego uczynić. Za każdym razem pękało mi serce gdy wiedziałem, że kilka pokoi ode mnie on cierpiał. Nie umiałem się temu biernie przysłuchiwać by rano udawać, że nic się nie stało, a krzyki były tylko wybrykiem mojej wyobraźni.

Nie chciałem też przyznać, że znam te koszmary. Zasługiwał na to by móc to wiedzieć, lecz wtedy mógłby mnie znienawidzić a ja tak bardzo pragnąłem być blisko. Jednak on mimo, że pozwolił mi ze sobą mieszkać, nie pozwolił mi się sobą zaopiekować.

Był zbyt dumny by przyznać mi w dzień co dręczyło go nocami. Nie chciał pokazać, że jest słaby. Nie dawanie sobie z czymś rady i szukanie pomocy u innych w jego przypadku było niewykonalne. Przecież bóg nie może krwawić... Bo wtedy nie jest już bogiem... Tylko zwykłym śmiertelnikiem.

Przebiegłem cały kilkunasto metrowy korytarz by na jego końcu stanąć pod właściwymi drzwiami. Nie chcą więcej czekać nacisnąłem klamkę i wszedłem zdyszany z rozgrzanymi policzkami szukając źródła dźwięku.

Nie trwało to długi czas nim zlokalizowałem go zwiniętego w kłębek i drżącego na łóżku. Był taki niewinny. Gdyby nie krzyk z jego gardła to mógłbym tam stać i przypatrywać się mu całą noc. Nawet jeśli następny dzień musiałby kosztować mnie niewyspaniem. Dla niego byłoby warto. Wiedziałem to już wcześniej, a z każdym kolejnym dniem upewniałem się do tego znaczenie bardziej.

13 lat temu

Przez okno w swoim pokoju widziałem jak wybiegał pośpiesznie ze swego domu. Znów uciekał, znów przed nim.

Nie mogłem stać bezczynnie. Założyłem biegiem czarne buty i chwyciłem zieloną kurtkę przeciw deszczową. Po drodze z pokoju do kuchni wziąłem też termos z herbatą. Wybiegłem za nim. Kierował się na polanę za ścianą lasu nieopodal naszych domów. Tam miał swoją kryjówkę. Jedyne bezpieczne miejsce na ziemi. Na moje szczęście wiedziałem gdzie się ona znajduje.

Miejsce to było porośnięte młodymi drzewami i niskimi krzewami z dziką różą. Nikomu nie chciało się tam zaglądać, więc było idealne na kryjówkę.

Zbiegłem z polany o wysokości siedmiu stóp wprost do zarośli. Nie musiałem długo w nich brodzić, gdyż po chwili usłyszałem jego cichy szloch. Już po chwili znalazłem się za jego plecami. Oparł się o rosnącą wierzbę. Jakby jej łzy łączyły się z jego oboje pochyleni nad swym losem. Oboje płaczący w samotności, gdzie nikt nie usłyszy ich bólu.

- Proszę nie płacz. - odezwałem się będąc tuż za nim.

- Jak Ty tu się... - wystraszyłem go, lecz odezwał się od razu.- Byłem zbyt wystraszony by prosić o pomoc.

- Byłem zbyt słaby by wskoczyć do Twego domu i Cię uratować...

- Czy wciąż będziesz moim przyjacielem? - spytał z nadzieją w oczach. Nie umiałbym postąpić inaczej. Za mocno mi na nim zależało.

- Przyniosłem słodką herbatę. Jest lato więc jest zimna.- wyminąłem odpowiedź.

Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie podając mu termos. Pił łapczywie jakby cały ten strach wysuszył go od środka. Wyglądał tak pięknie,a jego złotawe włosy mieniły się w słońcu. Jak ktoś mógł skrzywdzić tak cudowną istotę jaką był. Nie rozumiałem jak ludzie mogli być aż tak źli. Nigdy nie zrozumiem.
Gdy skończył ponowiłem rozmowę siadając naprzeciw niego.

folklore ~ stories (inspired by the album) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz