Allen
Od jakiegoś czasu Will zachowywał się dziwnie. Dość nienaturalnie jak na niego. Nie był taki wcześniej.
Chodził za mną krok w krok, a jedyne miejsce w którym dawał mi odrobinę prywatności, mogła być wyłącznie łazienka. Jakbym był małym dzieckiem wciąż potrzebującym atencji oraz nieustannej opieki. Coraz bardziej stawał się nadopiekuńczy i czasami nie znośny. Jakby obawiał się, że znów mogę popełnić jakiś błąd.
Może miało to związek z moją ostatnią wizytą w miejskim szpitalu? Może sprawiłem mu tym zawód? Może był to mój błąd? Nie wiedziałem o co mu mogło chodzić...
Siedziałem w ogrodzie czytając kolejną książkę, wziętą z domowej biblioteki do której ostatnio coraz częściej, gdy usłyszałem, że się zbliża. Sądziłem, że tym razem pozwoli mi pobyć samemu że swoimi myślami, jednak bardzo się co do tego pomyliłem. Nie mógł dać mi spokoju choćby na krótki moment. Chwili oddechu od ludzkiej obecności.
Spojrzałem na niego gdy schodził ze schodów z tacą, na której stały dwie szklanki, zapewne wypełnione mrożoną herbatą z cytryną. Znał mnie już na tyle dobrze, że wiedział jak złagodzić moje potargane i niestabilne nerwy.
Tego dnia miał na sobie niebieską koszulę oraz jasne spodnie. Potargane w nieładzie włosy i lekki uśmiech na twarzy. Wyglądał jakby dopiero co się obudził i pierwsze co zrobił to odszukanie mnie i podarowanie mi herbaty zamiast wina.
Może bał się tego, że po trunkach jestem skłonny do popełnia błędów? Ten strach mógł być w nim od kiedy spadłem ze skał. Nie mogłem powiedzieć mu o targających mną wtedy powodach. Chciałem dać mu od siebie spokój,ale to był błąd, którego już nigdy nie popełnię.
Ja nigdy nie mogłem dać mu spokoju. Ze mną nigdy nie mógł się nudzić. Miał we mnie przyjaciela, ale to przestało mi wystarczyć. W przeszłości połączyło nas coś silniejszego niż chęć uratowania drugiej osoby. A z każdym dniem coraz trudniej było zaprzeczać własnym emocjom. Bycie blisko przestało być wystarczające, a posiadanie na własność zbyt wyimagowane by miało prawo się spełnić...
- O czym myślisz, kochany?- spytał siadając na jedym z ogrodowych krzeseł.
Może się przesłyszałem, ale nazwał mnie kochanym. Nie musiałem się przesłyszeć, to nie mogła być prawda. Umysł znów plątał mi figle...
Wolałem się upewnić, że nic sobie nie wymyśliłem. Najwyżej wyjdę na głupka, który nie umie czytać między wierszami...- Czy Ty właśnie nazwałeś mnie kochanym?- szepnąłem niepewnie sądząc, że to nie prawda.
- No tak.- przyznał lekko zażenowany. Po czym sprostował.- Ludzie mówią tak do osób, które są dla nich ważne. Które znaczą im dużo w życiu i nie chcą ich stracić.
- Aha. Czyli, że jestem dla Ciebie ważny?
- Najbardziej na świecie. Nikt inny się tak nie liczy jak Ty.
To chyba przez jego niewyspanie zaczął pleść jakieś głupoty. Gdyby jego umysł był czysty i wyspany nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Chyba, że robił to tylko po to bym uwierzył, że coś dla niego znaczę.
- Nasze dojrzewanie przeminęło tego lata.- odezwałem się po dłuższym milczeniu. -Staliśmy się dorośli, a ja wciąż nie mam odwagi by wyznać na głos swoje przekonania. Tak długo jak niebezpieczeństwo jest blisko...
A znajduje się tuż za rogiem kochany. I najgorsze jest to, że Ty to wiesz i dlatego nie możemy być razem, bo ze mną nigdy nie zaznasz spokoju, a tym bardziej gdy przyznam co do Ciebie czuję. Ja również jestem Tobie zagrożeniem. Póki boję się tego co do Ciebie czuję nie zaznasz że mną spokoju.
CZYTASZ
folklore ~ stories (inspired by the album)
Fanfiction"Or hide in the closet... and just like a folk song... Co się stanie gdy pewien album wpłynie zbyt mocno na czyjąś wyobraźnię? Powstanie coś co nie było planowane... Inez uczy się godzić z rzeczywistością, która ją otacza. Betty wie co wywoła każd...