-Ashley! - rzuciłam się z krzykiem do przodu.
Moje oczy były otwarte tak szeroko, że myślałam, że za chwilę wypadną.
James popchnął Ashley mocno na ścianę, rzucając przy tym wyzwiska pod jej adresem.
Po chwili otępienia z piskiem dorwałam go i szarpnęłam z całej siły do tyłu, jak najdalej Ash.
-Co do cholery robisz?! - wykrzyknęłam.
Jego oczy były ciemne od gniewu.
-Twoja przyjaciółka to zwykła szmata - zaśmiał się jadowicie.
Twarz Ashley była wykrzywiona w bólu, a po jej policzkach spływały łzy. Złapała się za brzuch i osunęła po ścianie na podłogę, zanosząc się głośnym szlochem.Odwróciłam się z powrotem do Jamesa, ale jego już tam nie było. Mogłam tylko usłyszeć głośne kroki na schodach.
-Boże, Ash - kucnęłam przy przyjaciółce i podniosłam delikatnie jej głowę, chcąc ocenić szkody. Jednak dziewczyna wyrwała się i odwróciła głowę w bok.
Zrezygnowa usiadłam na podłodze naprzecwiko niej, odsuwając torbę na bok. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Ashley.
-Co do cholery tu się właśnie stało? - mruknęłam, bardziej jakby do siebie, chcąc otrząsnąć się z szoku.
-Powiedziałam mu, że jestem w ciąży - wydukała - i on - zacisnęła usta.
Analizowałam wydarzenia po kolei w swojej głowie, gdy doszłam do momentu, w którym Ash złapała się za brzuch. Może ją uderzył?
Poderwałam się na nogi i potrząsnęłam przyjaciółką.
-Musi cię zobaczyć lekarz, coś mogło się stać dziecku - przyjaciółka podniosła na mnie zamglone spojrzenie i przez chwilę błądziła wzrokiem po mojej twarz, aż jej powieki zamknęły się, a głowa opadła.
Jak oparzona odskoczyłam do tyłu z piskiem.
-O mój boże, Ash?! Nie umarałaś prawda? - ukucnęłam przy niej i złapałam jej rękę, by sparawdzić puls. Odetchnęłam głęboko.
Okay, żyje. Alarm odwołany.
Chwyciłam torbę i wygrzebałam z niej telefon. Odblokowałam go i wybrałam numer na pogotowie. Kiedy czekałam, aż ktoś odbierze mruknęłam jeszcze do dziewczyny:
-Wszystko będzie dobrze, musisz być dzielna.***
Siedziałam na plastkiowym krzesełku, przy szpitalnym łóżku, na którym została położona moja przyjaciółka. Spała, a jej klatka piersiowa miarowo podnosiła się i opadała.
Poronienie nie nastąpiło w skutek uderzenia. Miały miejsce jakieś... komplikacje. Nie wiem, nie znam się na tym. Sęk w tym, że teraz to ja muszę jakoś jej o tym powiedzieć. Czekałam, aż się obudzi i zaczęłam zastanawiać się, dlaczego miała miejsce ta, lekko mówiąc, sytuacja z Jamesem. W pewnej chwili coś przyszło mi do głowy.
Może on ją bił? Już wcześniej.
Nie, przecież bym coś zauważyła.
Ale to wyjaśniłoby to nagłe zerwanie.
Choć z drugiej strony, nie rozpaczałaby tak po zerwaniu z takim kimś.
Westchnęłam ciężo, przecież jako psychiatra doskonale powinnam wiedzieć, że to wszystko wcale nie jest takie oczywiste.-No i co teraz? - ponownie wetschnęłam.
Po chwili zaczęłam się nudzić, więc sięgnęłam po jakieś modowe czasopismo leżące na stoliku obok i otworzyłam na przypadkowej stronie, chcąc jakoś zająć czas. Wychudzone modelki na zdjęciach wcale się nie uśmiechały. Westchnęłam ciężko, przypominając sobie, że domu czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy, mianowice muszę uzupełnić elektroniczną dokumentację. Chociaż nie wiem, czy będę w stanie skupić się na czymkolwiek. Podniosłam głowę, ponieważ usłyszałam cichy pomruk, a ja i Ash byłyśmy w tej chwili jedynymi osobami w sali, więc...
-Ashley - próbowałam się uśmiechnąć, gdy zobaczyłam, że ta ma otwarte oczy.
Rozejrzała się dookoła zdezorientowana.