Ochroniarz z lekkim powątpieniem wypisanym na twarzy wpuścił mnie do sali Nialla.
-Niall? - chciałam zwrócić na siebie uwagę chłopaka siedzącego na łóżku i czytającego książkę. Cóż, nie podejrzewałabym go o miłość do książek. Choć z drugiej strony, czym innym ma się tu zająć?
Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, zdecydowanie zdziwiony moją obecnością tutaj. Odłożył książkę na bok i usiadł prosto.
-Um, coś się stało? - przechylił głowę na prawą stronę i wyglądał tak uroczo.
Zapomnij, że to powiedziałam.
-Chyba zgubiłam tu kolczyk - wzruszyłam ramionami niezręcznie - mogłabym go poszukać? Musiał spaść na podłogę.
-Okay? - wstał i podszedł bliżej. Był teraz jakiś metr ode mnie, tuż przy stole. Odsunęłam krzesło i schyliłam się. JEST. Chwyciłam kolczyk między palce i podniosłam się do pionu. Okazało się, że musiałam jakoś się przesunąć i teraz dzieliła nas tylko odległość może trzydziestu centymetrów. Podniosłam wzrok i popatrzyłam w jego oczy. Te niesamowity oczy. Czułam bijący od niego zapach, od którego kręciło mi się w głowie. Niall rozchylił usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Przeniosłam wzrok na jego malinowe usta, a potem wróciłam do oczu. W tamtej chwili chciałam jednego i wiem, że jestem totalną kretynką. Nasze twarze były co raz bliżej siebie, a ja naprawdę nie mam pojęcia dlaczego właśnie w tej w chwili stąd nie wychodzę. Znalazłam zgubę, mogę iść. Mogę, ale chyba wcale nie chcę. Chłopak pochylił się jeszcze bardziej. To zupełnie nieodpowiedzialne, nie mogę tak po prostu całować się z pacjentem. Ale Niall nie jest tylko zwykłym pacjentem. W głowie dzwoniły mi słowa Pattie "myślę, że to pierwszy etap zakochiwania się". Zanim zdążyłam pomyśleć o tym, co się dzieje, poczułam jego ciepłe usta na moich. Miałam wrażenie, że zaraz oszaleję, dosłownie. Poczułam delikatne muśnięcie jego dłoni na moim udzie. To uczucie było naprawdę cudowne. Oddałam pocałunek i pomyślałam o tym ile zasad w tej chwili łamię. I o tym, jakie konsekwencje będzie miało to, co teraz robię. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a Niall spuścił wzrok, zakłopotany. Chrząknęłam i podrapałam się po ramieniu. Czułam, że moj policzki wręcz płoną.
-Będę już szła - powiedziałam odrobinę zbyt głośno i zrobiłam kilka kroków tyłem, przez co potknęłam się o krzesło, które moment wcześniej odsunęłam, zaśmiałam się nerwowo - Dobranoc.
I wyszłam na korytarz, gdzie uderzyła we mnie fala chłodu. Dopiero teraz poczułam jak wzrosła temperatura mojego ciała. Nie mogłam uświadomić sobie tego, co się wydarzyło. Całowałam się z Niallem. Ochroniarz rzucił mi dziwne spojrzenie. Poprawiłam włosy i ruszyłam do windy. Starałam się, aby mój krok wyglądał na pewny, ale nie mogłam nic poradzić na to, że moje nogi się trzęsły, a na twarzy malował się głupawy uśmiech.
Weszłam do windy i oparłam się plecami o jej ścianę. Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Cholera, to naprawdę się stało.
***
Wcześniej powiedziałam Pattie o tym, co przydarzyło się Ashley i teraz jechałyśmy razem do szpitala, żeby ją zabrać.
-Dzięki, że chciałaś jechać ze mną - mruknęłam, nie odrywając wzroku od drogi.
Wzruszyła ramionami.
-W porządku.
Siedziałyśmy w ciszy, a ja próbowałam skupić się na czymś innym, niż obraz twarzy Nialla milimetry od mojej.
Zaparakowałam pod szpitalem i wyszłyśmy z samochodu, upewniłam się, żeby go zamknąć, bo w moim obecnym stanie rostrzęsienia emocjonalnego, to wcale nie było takie oczywiste.
Weszłyśmy do budynku przez automatycznie otwierane drzwi i odnalazłyśmy salę Ashley. Zatrzymałyśmy się pod drzwiami i niepewnie spojrzałyśmy po sobie. W końcu podniosłam rękę i zapukałam. Kiedy nie usłyszałyśmy odpowiedzi po prostu nacisnęłam na klamkę i zajrzałam do środka. Ash siedziała na łożku, z nogami dyndającymi w powietrzu. Patrzyła tępo w podłogę i nawet nie zwróciła uwagi, kiedy do niej podeszłyśmy. Położyłam dłoń na jej ramieniu i delikatnie nią potrząsnęłam.
-Hej Ash - zero reakcji.
-Um, poczekam na zewnątrz - Pattie musiała poczuć się niezręcznie, bo mówiąc to, od razu wyszła.
Westchnęłam i usiadłam obok przyjaciółki.
-Pojedziemy teraz do domu i tam ze mną porozmawiasz, w porządku? - nic nie poradzę na to, że przybrałam ten protekcjonalny ton, którym lekarz zwracał się do pacjenta. W codziennej pracy starałam się go unikać, bo zdaję sobie sprawę, że to głupie. Ale teraz jakoś tak wyszło, nie wiem.
Dziewczyna wstała i chwyciła torbę leżącą u jej stóp. Nie odwracając się nawet do mnie, wyszła na korytarz. Dołączyłam do niej i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nigdzie w pobliżu nie ma Pattie. W tym samym momencie mój telefon zabrzęczał, informując mnie o nowej wiadomości. Wyciągnęłam go z kieszeni płaszcza i odczytałam sms. Był od Pattie, napisała, że poszła do domu, bo stwierdziła, że Ash potrzebuje teraz być sama. Odebrałyśmy wypis Ashley i wyszłyśmy ze szpitala. Moja przyjaciółka szła przede mną, w czarnym kapturze na głowie. Kiedy wsiadłyśmy do samochodu spojrzałam na nią. Nie mogłam stwierdzić czy na policzkach ma łzy, czy to po prostu ślady po padającym lekko deszczu. Jazda minęła w ciszy. Ash wbiła wzrok w coś za oknem, dając mi do zrozumienia, że nie chce ze mną rozmawiać. Kiedy weszłyśmy do mieszkania, blondynka od razu pognała do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Pomyślałam, że trzeba dać jej trochę czasu, musi pogodzić się z tym co się stało i jakoś uporządkować to w swojej głowie.
Rzuciłam torbę na fotel. Zegarek wskazywał siódmą czterdzieści osiem. Poszłam do siebie i przebrałam się w wygodniejsze ubrania i wróciłam do salonu. Zrobiłam dwie herbaty i z jedną z nich ruszyłam do Ashley. Zapukałam i weszłam do pokoju. Siedziała na parapecie i patrzyła w okno. O dziwo, na głowie wciąż miała kaptur. Po szybie spływały krople deszczu, a noc była wyjątkowo mroczna. To musiało doskonale oddawać jej obecny nastrój.
-Przyniosłam ci herbatę - postawiłam kubek na stoliku.
Wzruszyła ramionami, nie odwracając wzroku od widoku za oknem.
Westchnęłam i wyszłam z pokoju, bo nie wydaje mi się, żeby próby nawiązania z nią rozmowy przyniosły coś oprócz jej ewentualnego gniewu.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po przełączeniu kilku kanałów, stwierdziłam, że nie ma nic wartego uwagi. Udałam się więc do pokoju, skąd zabrałam książkę. Usadowiła się ponownie na kanapie i otworzyłam na stronie, na której ostatnio skończyłam czytać.***
Zaraz przyjdzie tu Niall a ja tak trochę za moment wybuchnę ze zdenerwowania. To znaczy, nie jestem zła, po prostu martwię się tym, że zostawiłam Ashley samą w domu. Mianowicie obawiam się, że może spróbować coś sobie zrobić. Albo się upije i wtedy coś sobie zrobi. Dodatkowo nie wiem jak, po tym co stało się wczoraj, przebiegnie wizyta Nialla. Kiedy wszedł do gabinetu moje serce stanęło. Usiadł, w ogóle na mnie nie patrząc. Odchrząknęłam, ale on wciąż mnie ignorował, jednak po chwili stała się kolejna rzecz, której absolutnie bym się nie spodziewała. Chłopak przysunął krzesło bliżej mojego biurka i usiadł tak, że teraz patrzył mi w oczy.
-Mój ojciec bił moją mamę - wyznał - starałem się ją chronić, ale nie zawsze mi to wychodziło, bałem się, że w końcu podniesie rękę na moją siostrę. Był dyrektorem firmy, dużo zarabiał, nigdy nie mieliśmy problemów finansowych, za to mieliśmy inne. Często się z nim kłóciłem, ale zwykle po prostu jakoś się to rozchodziło. Ale któregoś dnia wrócił z pracy pijany, pierwszą osobą na jaką wpadł była moja siostra i to właśnie na niej wyładował swoją złość. Kiedy Lizzy uciekła z płaczem, zaczął krzyczeć na mnie - w jego oczach pojawiły się łzy - w pewnym momencie popchnąłem go i uderzył głową w róg stołu. Zabiłem go.
Położył dłonie na blacie i dodał ciche:
-Przepraszam. Za wczoraj.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Na szczęście nie musiałam długo się zastanawiać, bo chłopak mnie wyręczył.
-Po prostu- nie powinienem był tego robić. To było głupie i nigdy nie powinno się wydarzyć. I nie chcę, żebyś po...- w tej chwili mu przerwałam, bo pochyliłam się nad biurkiem i delikatnie musnęłam jego usta, moimi.
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział, odchylił się tylko na krześle i pokręcił przeczącą głową.
-Nie powinnaś myśleć o mnie w ten sposób - mruknął - zabiłem mojego ojca, kto chciałby kogoś takiego?
Zanim zdążyłam pomyśleć, powiedziałam:
-Ja.Huh, to się porobiło. Z tego rozdziału jestem raczej zadowolona, to znaczy, nie wiem jedynie, czy nie za szybko "odkryłam karty". Chociaż, z drugiej strony, ile mogłam to ciągnąć. Mam nadzieje, że spełniłam tym wasze oczekiwania. Dziękuję, że tu wciąż zaglądacie xx
PS. To "ile mogłam to ciągnąć", zabrzmiało jakbym miała skończy to ff. Hah, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Zastanawiam się nawet nad podzieleniem tego na dwie części ;)