Rozdział trzeci

9.1K 669 56
                                    

PIĘTRO DRUGIE

Oh, okay. Przecież to nic takiego. Wcale nie przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz.

23 lata. Chłopak jest w moim wieku, może kilka miesięcy młodszy.

Chciałam przejrzeć jego dokumentację, ale w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczyłam na krześle. Cholera. 'Idiotko, on będzie tylko twoim pacjentem, uspokój się'

Właściwie nie wiedziałam czemu to wywołało we mnie takie emocje. Pacjent jak pacjent.

-Proszę - spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku, dochodziła dziesiąta.

Do pokoju weszła znana mi już osoba. Eva, pielęgniarka, która wcześniej pomogła mi znaleźć sekretariat.

-Dzień dobry, pani doktor - uśmiechnęła się - możemy ruszać?

- Tak - odwzajemniłam uśmiech - powinnam zabrać ze sobą te karty? - spytałam, nie będąc pewną.

- Nie trzeba, w tym obchodzie chodzi o to, by po prostu poznała pani pacjentów.

- W takim razie dobrze, możemy iść - wstałam zza biurka, zgarnęłam z niego telefon i chowając go do kieszeni kitla wyszłam z gabinetu, uprzednio zamykając za sobą drzwi.

- I jak te dokumentacje? Co pani myśli?

-Właściwie, to nie wiem.. Wie pani może coś o tych pacjentach?

-Tak, przed panią pracował tu Henry... to znaczy doktor Green. Może pani Carver nie wspominała o tym, ale każdy lekarz ma tak jakby swoją pielęgniarkę, która razem z nim odbywa obchody i inne takie rzeczy. To tak jaby praca w duecie. Dobrze znam już te osoby. Wcześniej pracowałam z H.. doktorem Green'em, teraz na jego miejscu jest pani, więc...

-Rozumiem - uśmiechnęłam się - skoro tak to - wyciągnęłam rękę w jej stronę - Melody.

Chwilę się wahałam czy to zrobić, wczyscy wydawali się tu tacy poważni i zdystansowani, ale jednocześnie czułam się dziwnie, z tym, że wszyscy mówili do mnie 'pani'.

Również się uśmiechnęła i podała mi rękę - Eva.

-Dobrze, więc możemy iść? - spytałam, bo wciąż stałyśmy pod drzwiami mojego pokoju.

Ruszyła korytarzem w stronę holu, a ja zrównałam z nią krok.

-Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, myślę, że dobrze trafiłaś. Większość z nich to tak naprawdę dobrzy ludzie, którzy po prostu nie potrafili sobie poradzić z samym sobą.

Chwilę potem byłyśmy już pod windą, weszłyśmy do niej, a Eva nacisnęła przycisk z numerem '1'.

Nie wiedziałam co mam myśleć o tym 'większość'

-Większość? Więc są też jakieś trudne przypadki?

-Tak, 'trudny przypadek' to dla niego świetne określenie - mruknęła pod nosem, myśląc chyba, że nie usłyszę.

-Proszę?

-Zobaczysz sama - westchnęła - i Bóg mi świadkiem, jeśli się z nim dogadasz, to musisz być chyba cudotwórcą.

Podświadomość podpowiadała mi, o którego pacjenta chodzi, ale mimo to retorycznie zapytałam

-O kim mówisz?

Już miała odpowiedzieć, ale tym samym momencie zabrzmiała melodyjka i drzwi windy się rozsunęły. Wysiadłyśmy.

-Zaczniemy na pierwszym piętrze - czułam jakby chciała dodać 'najlepsze zostawimy na koniec'.

i'm not a monster // horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz