Zasisnęłam zęby i wzięłam głęboki oddech. To tylko głupi zbieg okoliczności. Po co te nerwy?
To tylko pacjent, muszę zachować zdrowy rozsądek. Jednak nie mogłam pozbyć się tego dziwnego uczucia, że... no zresztą nieważne.
Spojrzałam na siedzącą obok przyjaciółkę. Właściwe to teraz leżała z podkurczonymi nogami i głową opartą na oparciu. Było jeszcze wcześnie, ale ona musiała być naprawdę zmęczona, po tym dniu, który dla niej był pełen wrażeń, zresztą, to nie tak, że dla mnie był nudny. Wyłączyłam telewizor wstałam i przykryłam dziewczynę kocem leżacym na fotelu obok. Zabrałam dwa kubki ze stołu i udałam się do części kuchennej w celu umycia ich. Zmywarka była zbyt dużym wydatkiem, zwłaszcza, że we dwie zużywałyśmy naprawdę małą ilość naczyń. Po wykonaniu czynności odłożyłam kubki na suszarkę obok i już miałam zamiar pójść do swojego pokoju i tam się czymś zająć, albo po prostu też się położyć, kiedy mój wzrok ponownie zatrzymał się na tym obrazie. Podeszłam do niego i biżej mu się przyjrzałam. Ten kolor oceanu był taki hipnotyzujący, można by się w niego wpatrywać wciąż i wciąż. I ten kolor nie wyglądał tak dobrze tylko na tym obrazie. Wręcz było coś, gdzie wyglądał jeszcze lepiej. Aghhh. Zdjęłam obraz i schowałam go głęboko za szafkę kuchenną, gdzie Ashley na pewno nie zajrzy. Pogasiłam wszystkie światła i z myślą, że Ash będzie musiała pogodzić się, że stratą obrazu, ruszyłam do swojego pokoju.
***
Pod szpitalem byłam za pięć dziewiąta. Idealnie.
To był jeden z tych poranków, gdzie wszystko poszło tak jak powinno. Kiedy wychodziłam, Ashley jeszcze spała.
Weszłam do środka i udałam się do mojego gabinetu. Po drodze natknęłam się na Pattie, która widząc mnie uśmiechnęła się wesoło. Odwzajemniłam uśmiech i zatrzymałam się, widząc, że blondynka zmieniła swój kierunek i teraz idzie do mnie w moją stronę.
-Hejka - zaśmiała się.
-Cześć, coś się stało? - no bo hej, ona się śmiała. Radośnie. Tu gdzie teraz jesteśmy, gdzie mi raczej nie jest tak wesoło.
-Nie, po prostu Eva jest na zwolnieniu chorobowym, przez następny tydzień - wzruszyła ramionami.
Wow, ona naprawdę musi się jej bać, czy coś.
Wzruszyłam ramionami.
-No cóż, to nie jest tak, że się cieszysz - puściłam jej oczko.
-Aha, pani Ruth powiedziała, że tymczasem ja mam ci pomagać.
Uśmiechnęłam się. Dużo bardziej odpowiadało mi towarzystwo Pattie niż Evy. Ale pamiętaj to nie tak, że się cieszę, że jej nia ma. (To znaczy, nie cieszę, się, że jest chora, zresztą, nieważne)
-No więc - kontynuowała - mam tu wskazówki od niej. Wiesz też jestem raczej początkująca tutaj.
-Okay, w takim razie może przejdziemy do mojego gabinetu? No wiesz robi mi się gorąco - wskazałam na płaszcz, który wciąż miałam na sobie.
-No tak, oczywiście.
Kiedy znalazłyśmy się już w pokoju, zamieniłam płaszcz na kitel i odstawiłam torbą obok krzesła prz biurku.
-Siadamy? - wskazałam Pattie drugie krzesło, to, na którym wcześniej siedziała dyrektorka.
Zajęłyśmy miejsca, a moja towarzyszka wyciągnęła z kieszeni uniformu kartkę.
Cieszę się, że ja nie muszę nosić tych strojów, jedynie kitel. Dzisiaj włożyłam szare jeansy, luźny czerwony sweter i do tego czarny szalik i czarne, zasuwane na zamek, botki na koturnie.