Rozdział 16

1.2K 168 52
                                    

Hi! ♥️
~~

Iona i Xavier usiedli w namalowanym pośrodku pomieszczenia kręgu. Freya po chwili wahania dołączyła do nich i zamknęła oczy. Wiedziała już, jak wygląda takie zaklęcie, ale nigdy nie brała w nim bezpośrednio udziału, więc to miała być nowość. Xavier i Iona zapewniali ją, że nic jej nie będzie i że nie wykorzystają ani grama jej magii, a ona, chociaż nie do końca ufna, w końcu po prostu postanowiła odpuścić i obserwować przebieg zdarzeń.

Iona zmieszała przyniesione przez wnuka Finoli zioła, później dodała do nich kilka kropli jakiegoś wywaru z fiolki, którą nosiła w torbie przy pasie. Przez chwilę mamrotała pod nosem jakieś nieznane Frei formuły, aż w końcu upiła łyk powstałego napoju i podała miseczkę Xavierowi. Freya była wdzięczna, że nie musiała pić tego świństwa, bo na myśl o tym, jakich składników musiała użyć Figasyjka, robiło jej się niedobrze. Ona miała tylko w odpowiednim momencie podać dłonie Ionie i Xavierowi, a potem zobaczyć obrazy, które powinny się pojawić. Nic więcej.

Po kilkunastu sekundach Freya poczuła, jak w całym pomieszczeniu zmienia się atmosfera. Czuć było emanującą z Figasyjczyków magię, która powoli wypełniała każdą wolną cząstkę przestrzeni. Bogowie, oni naprawdę byli potężni. Otworzyła jedno oko, by spojrzeć, czy ktoś inny też to wyczuwa, ale Finola i William patrzyli na nich bez żadnego zdziwienia czy strachu. Nie, jak widać magia wypełniała jedynie okrąg, w którym się znajdowali i to w tej chwili tak bardzo, że Freya zaczęła z trudem łapać oddech.

W końcu to napięcie zelżało, chociaż Freya miała wrażenie, że minęły godziny, a nie zaledwie minuty. Miała znów zamknięte oczy, więc tylko wyczuła, że Xavier i Iona wyciągnęli w jej kierunku dłonie, a więc musiało im się powieść. Chwyciła ciepłą, delikatną dłoń kobiety i dużą, szorstką Xaviera. Oboje zacisnęli palce na jej nadgarstkach i wtedy we Freyę uderzyły obrazy.

Zobaczyła blondwłosego mężczyznę, który z długą, metalową laską stał przed jej domkiem przy jeziorze. Był odwrócony tyłem, więc mogła dostrzec jedynie jego długie do ramion włosy oraz to, że był wysoki i postawny. Nawet stąd potrafiła jednak ocenić, że nie był jakimś zwykłym rzezimieszkiem czy uciekinierem – nie, ten mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę mocy i dostojeństwa, jakby... jakby był arystokratą z czterech królestw. Co, do cholery?

Obrazy zaczęły się zmieniać. W następnej chwili dostrzegła błysk zielonych oczu i obcy stał na granicy wyspy, w rzadko odwiedzanej przez nią części, tuż przy Wodnej Pustyni, jednym z najdziwniejszych miejsc w Międzyświecie. Potem przeskoczył na drugą stronę, ku drewnianemu mostowi obok Solfer. Następnie znalazł się przy północnym szlaku. Obok małej doliny. Tuż przy czarnym stawie. Pojawiał się szybko i znikał, jakby cały czas próbował umknąć przed jej spojrzeniem. Ale przecież niemożliwe było, żeby był w tylu miejscach jednocześnie. Ani w tylu miejscach w tak krótkim czasie. Frei od tego wszystkiego zaczęło kręcić się w głowie, musiała się skupiać, żeby utrzymać koncentrację i czuła, że chociaż Iona i Xavier nie korzystali z jej mocy, to magia i tak uciekała z niej jakimś sposobem. Nie wiedziała czemu, ale czuła się, jakby przez kilka godzin próbowała nakarmić swoją mocą kohaxy.

W końcu, po czasie zdaje się trwającym wieczność, Xavier i Iona puścili jej dłonie. Freya otworzyła ciężkie powieki i zerknęła w kierunku mężczyzny, ale to Iona odezwała się pierwsza:

– Jest na wyspie, to wiemy na pewno.

Freya się skrzywiła.

– Tak. Ale... mam wrażenie, że jest wszędzie. – Bogowie, mówienie też bolało. – Widziałam go przy jeziorze, przy drewnianej kładce po wschodniej stronie, na granicy z Wodną Pustynią... Jakby był w każdym z tych miejsc jednocześnie, a to niemożliwe.

Międzyświat. Więzy magii ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz