No dobra, łapcie dziś też 🙈
~~~Gdy Freya z Xavierem dotarli wreszcie do szopy, słońce powoli kierowało się na odpoczynek. Dziewczyna była zmęczona, zakrwawiona i głodna, bo Rid zabrał przecież wszystkie zapasy, ale przynajmniej nie musiała przejmować się ranami, za co dziękowała towarzyszowi. Przez chwilę droczył się z nią, że chyba gorączka jej wraca, skoro znowu próbuje być dla niego miła, ale jego zachowanie nie irytowało jej już tak bardzo jak z rana. Nawiązali jakąś nitkę porozumienia i w drodze powrotnej, wyklinając na konie, które nie chciały normalnie podążać za rumakiem Xaviera, prowadzili prosty dialog.
Freya dowiedziała się trochę o Figasji, o panującym w tej chwili królu. Xavier nie chciał mówić zbyt wiele o sobie, twierdził że żaden z niego arystokrata i jest czymś w rodzaju eskorty Tori i Iony, które okazały się bliźniaczkami. Podobno były także szlachciankami, ale Xavier twierdził, że w Figasji co druga osoba posiada jakiś tytuł, więc tak naprawdę to nic wielkiego.
– Uff, więc nie muszę się im kłaniać? – zapytała Freya.
Xavier posłał jej krzywy uśmiech.
– Prędzej byś rzuciła się na pożarcie arrittu, niż przed nimi uklękła, co?
Dziewczyna wyszczerzyła się do niego w uśmiechu.
– Kto, ja?
W niewielkim obozowisku, które rozbili tutaj przyjaciele Xaviera, czekał Rid. Gdy Freya zmierzyła go poirytowanym spojrzeniem za tę wcześniejszą ucieczkę, podszedł do niej i trącił ją łbem w ramię, jakby chciał poprosić, żeby nie odstawiała scen. W końcu udało mu się ją udobruchać, chociaż dziewczyna oczywiście narzekała na niego przez kolejne pół godziny, gdy ruszyli całą grupą w kierunku Melifey. Chociaż był już wieczór i znowu zrobiło się chłodno, Freya nie chciała tracić całego dnia podróży.
Zrobili postój dopiero późną nocą, gdy już sama nie potrafiła dokładnie rozpoznawać ścieżki, a Rid stanął pośrodku jakiejś polany i odmówił dalszej jazdy.
– Czemu tędy? – zapytała w pewnym momencie Freya, patrząc na Xaviera.
Oboje zajmowali się końmi, podczas gdy Ervin i Iona próbowali rozpalić niewielkie ognisko, a Tori i Raul patrolowali okolicę i zakładali barierę ochronną dokoła.
– Co: czemu tędy?
– Czemu jedziecie tędy, skoro macie tyle czasu. Jeśli twoje przyjaciółki chciały zwiedzić trochę świata to Olort albo Reland były lepszą opcją. Jechalibyście naokoło, bo przez któreś z tych królestw, ale byłoby bezpieczniej, ładniej, wygodniej, skoro macie te samochody i tak dalej.
Xavier uśmiechnął się krzywo.
– Samochody nie są wcale tak często używane w ostatnich latach w Figasji – odparł. – Coraz częściej szlag je trafia przez pojawiające się nowe źródła magii, więc o wiele bardziej opłaca się mieć konia lub wóz, bo te raczej nie zawodzą.
– Och, naprawdę? A w Ivarrze i tak dalej?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Tam też, świat ostatnio zaczyna stawać na głowie. Poza tym na samochód mogą sobie pozwolić nieliczni, bo koszty utrzymania przewyższają jego przydatność.
Freya zastanowiła się nad Dagmą i tym, jak dziewczyna machnęła ręką na pożarcie jej pojazdu przez magię Międzyświata. Skoro zupełnie jej to nie obeszło, Frei przyszło do głowy tylko jedno rozwiązanie: samochód był kradziony. A skoro tak, to pewnie jej koń również i dlatego zostawiła go w Międzyświecie. Cholera, Freya miała tylko nadzieję, że nie zabrała go jakiemuś bogatemu kupcowi, który będzie przejeżdżał przez Melifey, bo to mogłoby być mało przyjemne.
CZYTASZ
Międzyświat. Więzy magii ✔️
FantasíaNa styku czterech światów. Gdy Freya była mała, dowiedziała się, że istnieje coś poza jej małym domkiem przy lesie. Wielu podróżnych przecinających szlaki obok domu podpowiadało, że na świat składa się więcej, niż tylko trzy wioski w pobliżu jej cha...