Rozdział 9

1.2K 168 171
                                    

No dobra, łapcie dziś też 🙈
~~~

Gdy Freya z Xavierem dotarli wreszcie do szopy, słońce powoli kierowało się na odpoczynek. Dziewczyna była zmęczona, zakrwawiona i głodna, bo Rid zabrał przecież wszystkie zapasy, ale przynajmniej nie musiała przejmować się ranami, za co dziękowała towarzyszowi. Przez chwilę droczył się z nią, że chyba gorączka jej wraca, skoro znowu próbuje być dla niego miła, ale jego zachowanie nie irytowało jej już tak bardzo jak z rana. Nawiązali jakąś nitkę porozumienia i w drodze powrotnej, wyklinając na konie, które nie chciały normalnie podążać za rumakiem Xaviera, prowadzili prosty dialog.

Freya dowiedziała się trochę o Figasji, o panującym w tej chwili królu. Xavier nie chciał mówić zbyt wiele o sobie, twierdził że żaden z niego arystokrata i jest czymś w rodzaju eskorty Tori i Iony, które okazały się bliźniaczkami. Podobno były także szlachciankami, ale Xavier twierdził, że w Figasji co druga osoba posiada jakiś tytuł, więc tak naprawdę to nic wielkiego.

– Uff, więc nie muszę się im kłaniać? – zapytała Freya.

Xavier posłał jej krzywy uśmiech.

– Prędzej byś rzuciła się na pożarcie arrittu, niż przed nimi uklękła, co?

Dziewczyna wyszczerzyła się do niego w uśmiechu.

– Kto, ja?

W niewielkim obozowisku, które rozbili tutaj przyjaciele Xaviera, czekał Rid. Gdy Freya zmierzyła go poirytowanym spojrzeniem za tę wcześniejszą ucieczkę, podszedł do niej i trącił ją łbem w ramię, jakby chciał poprosić, żeby nie odstawiała scen. W końcu udało mu się ją udobruchać, chociaż dziewczyna oczywiście narzekała na niego przez kolejne pół godziny, gdy ruszyli całą grupą w kierunku Melifey. Chociaż był już wieczór i znowu zrobiło się chłodno, Freya nie chciała tracić całego dnia podróży.

Zrobili postój dopiero późną nocą, gdy już sama nie potrafiła dokładnie rozpoznawać ścieżki, a Rid stanął pośrodku jakiejś polany i odmówił dalszej jazdy.

– Czemu tędy? – zapytała w pewnym momencie Freya, patrząc na Xaviera.

Oboje zajmowali się końmi, podczas gdy Ervin i Iona próbowali rozpalić niewielkie ognisko, a Tori i Raul patrolowali okolicę i zakładali barierę ochronną dokoła.

– Co: czemu tędy?

– Czemu jedziecie tędy, skoro macie tyle czasu. Jeśli twoje przyjaciółki chciały zwiedzić trochę świata to Olort albo Reland były lepszą opcją. Jechalibyście naokoło, bo przez któreś z tych królestw, ale byłoby bezpieczniej, ładniej, wygodniej, skoro macie te samochody i tak dalej.

Xavier uśmiechnął się krzywo.

– Samochody nie są wcale tak często używane w ostatnich latach w Figasji – odparł. – Coraz częściej szlag je trafia przez pojawiające się nowe źródła magii, więc o wiele bardziej opłaca się mieć konia lub wóz, bo te raczej nie zawodzą.

– Och, naprawdę? A w Ivarrze i tak dalej?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Tam też, świat ostatnio zaczyna stawać na głowie. Poza tym na samochód mogą sobie pozwolić nieliczni, bo koszty utrzymania przewyższają jego przydatność.

Freya zastanowiła się nad Dagmą i tym, jak dziewczyna machnęła ręką na pożarcie jej pojazdu przez magię Międzyświata. Skoro zupełnie jej to nie obeszło, Frei przyszło do głowy tylko jedno rozwiązanie: samochód był kradziony. A skoro tak, to pewnie jej koń również i dlatego zostawiła go w Międzyświecie. Cholera, Freya miała tylko nadzieję, że nie zabrała go jakiemuś bogatemu kupcowi, który będzie przejeżdżał przez Melifey, bo to mogłoby być mało przyjemne.

Międzyświat. Więzy magii ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz